Wtorek, 30 lipca 2024

imieniny: Julity, Ludmiły, Rościsława

RSS

Jesteśmy niepełnosprawni. Postanowiliśmy żyć na własną rękę

26.07.2013 15:05 | 2 komentarze | tora

Łukasz i Patryk Groborzowie od urodzenia cierpią na porażenie mózgowe. Patryk w dodatku nie potrafi chodzić. Bracia zdecydowali się wyprowadzić od rodziców i zamieszkać we dwójkę.

Jesteśmy niepełnosprawni. Postanowiliśmy żyć na własną rękę
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Najbardziej podobają mi się dwa balkony. Można wyjść na zewnątrz - mówi Patryk. Siedzi w niebieskiej koszulce z napisem Górny Ślunsk - Oryginalna z Pszowa - mówi z dumą. W grudniu skończy 21 lat. - Dowód osobisty jest. Można bez problemu z dziewczynami się umawiać - opowiada młody pszowianin, od czerwca mieszkaniec Rydułtów.
Jak mówi, z bratem super się mieszka. - Jedzenie jest, dach nad głową jest. Niczego nie brakuje. Brat dobrze gotuje, szczerze. Wczoraj zrobił ziemniaki, klopsy, buraczki. Wcześniej kotlet, ziemniaki i surówkę. Porównując do poprzedniego mieszkania to 50 procent lepiej - ocenia Patryk. - Albo i więcej - dopowiada Łukasz, 27-latek. Zdecydowali się wyprowadzić, bo mieli kłopot z dogadaniem się z tatą.


Porażeni od urodzenia
Niepełnosprawność nie była przeszkodą w usamodzielnieniu się. Bracia są zżyci ze sobą. Obydwaj od urodzenia zmagają się z porażeniem mózgowym. To niepełnosprawność znacznego stopnia. Łukasz ma tę przewagę nad bratem, że potrafi chodzić. - Kiedy byłem młodszy, robiłem jakieś kroki, ale z wiekiem zaczęło mi się biodro psuć z jedną nogą. Noga tak mnie boli, że nie potrafię wytrzymać - mówi Patryk. Jest zapisany w kolejce na operację wstawienia endoprotezy biodra, która pozwoli mu chodzić o kulach, a może i bez. Musi jeszcze czekać siedem lat. Gdyby prywatnie chciał mieć operację, musiałby zapłacić 40 tys. zł - 30 za endoprotezę i 10 za zabieg.

Plany od lat
Bracia wyprowadzili się z rodzinnego domu w czerwcu. Zamieszkali na drugim piętrze kamienicy w Rydułtowach. - Lepiej by było na parterze, ale nic sensownego nie znalazłem - mówi Łukasz. Wolałby parter, bo byłoby mu łatwiej wychodzić z bratem. - Biorę go na ramię jak worek kartofli - śmieje się Łukasz. Patryk nie jest ciężki. 50 kilogramów. Ale te 50 kilo ciała daje się odczuć kiedy do pokonania są dwa piętra. - Jedne schodki, odpoczynek i idę dalej. Ale jestem przyzwyczajony. W Pszowie też znosiłem brata. Tam akurat był parter, tylko sześć schodów. Za to tu klatka jest większa i łatwiej mi manewrować - mówi Łukasz.

Łukasz przymierzał się do wyprowadzki od lat. Skrupulatnie z renty kupował meble do pokoju, do kuchni, lodówkę, komplet wypoczynkowy. Rzeczy trzymał na działce. Za mieszkaniem poważnie rozglądał się od maja zeszłego roku, kiedy dostał pół etatu w pralni Zakładu Aktywności Zawodowej w Wodzisławiu (charakterystyką zakładu jest przyjmowanie do pracy niepełnosprawnych). Sprawdzał różne ogłoszenia, w internecie, wywieszone w gablotach, na słupach, murach. - Pomagałem mu przeglądać oferty w internecie. Dużo sprawdzaliśmy, ale były masakryczne ceny - mówi Patryk. - W Wodzisławiu chcieli nawet 1300 zł na blokach. Za 30 metrów kwadratowych wychodziło nawet 1000 zł czynszu i odstępnego, a jedna kobita chciała jeszcze 2700 zł kaucji. Jeden gościu w Rydach chciał 900 zł samego odstępnego, do tego czynsz, woda, gaz, prąd. W Krzyżkowicach jeden chciał 5 tys. z góry, żeby mieszkanie wyremontować, a on by nie brał czynszu przez pół roku. Musiałbym jeszcze kupić piec, bo nie było tam centralnego. Remont lekko licząc kosztowałby 15 tys. zł - opowiada Łukasz.
Raz wracając autobusem z pracy do domu zauważył duży plakat na osiedlu. Zapamiętał numer telefonu. Ogłoszenie z tymi samymi namiarami znalazł również w "Nowinach Wodzisławskich". Zadzwonił, żeby sprawdzić. Wolne okazało się mieszkanie na drugim piętrze prywatnej kamienicy. Warunki idealne - nowe panele na podłogach, wymalowane ściany, łazienka wyłożona płytkami, a cena przystępna. - Łukasz był tak podekscytowany, że od razu chciał podpisywać umowę. Zaproponowałem mu, że sprawdzimy z nim mieszkanie i umowę, żeby potem nie żałował. Przyznam, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony stanem mieszkania - opowiada Dezyderiusz Szwagrzak, dyrektor ZAZ w Wodzisławiu, szef Łukasza.


Zdumiony determinacją
Dezyderiusz Szwagrzak był pod wrażeniem determinacji Łukasza w realizowaniu swojego planu przeprowadzki. - Zakładałem nawet, że pomożemy mu finansowo w remontowaniu i urządzaniu mieszkania. W ZAZ mamy określoną pulę środków finansowych na ten cel. A okazało się, że pan Łukasz już od lat planował wyprowadzkę. Jedynie złożył wniosek o dofinansowanie do pralki, bo na to pieniędzy już mu nie wystarczyło - opowiada dyrektor ZAZ. Łukasz jest pogodnym młodym mężczyzną. W pralni pracuje na maglu oraz przy pralce. Dał się poznać jako sumienny, skrupulatny pracownik. O jego planach przeprowadzki wszyscy wiedzieli i mu kibicowali. Pomogli też w przeprowadzce. - Pan Łukasz jest tego typu człowiekiem, że nie poprosi o pomoc. Jak już miało dojść do przeprowadzki to pytałem, czy w czymś mu pomóc. Przyznał się, że miał załatwiony samochód, ale kierowca się wykręcił. Wzięliśmy nasz wóz i przewieźliśmy mu wszystko - mówi dyrektor.


Urlop i parapetówka
Łukasz był tak podekscytowany przeprowadzkę, że wziął dwa tygodnie urlopu, żeby nacieszyć się mieszkaniem. Zapewnia, że z bratem są kulturalnymi lokatorami i nie imprezują po nocach, choć byłoby to zrozumiałe przy dwóch młodych facetach. Ale parapetówa będzie. - Pod koniec miesiąca ją zrobię - uśmiecha się Łukasz. Po powrocie do pracy czekają go zmiany. - Zastanawiam się nad zwiększeniem mu etatu z 0,55 na 0,8 etatu. Możemy to zrobić, zawsze chciał pracować dłużej, jest sumienny i dokładny, a dodatkowe środki przydadzą się do życia - mówi dyrektor ZAZ.
Młodzi mężczyźni świetnie sobie radzą, jakby niepełnosprawność ich nie ograniczała. W mieszkaniu jest normalnie, wszystko poukładane na swoich miejscach, posprzątane, pełna lodówka. Łukasz parzy pyszną kawę, częstuje ciastkami. - Umowę mamy na dwa lata. Zobaczymy, co przyniesie życie - mówią.