Redukcja niemieckiego w szkołach: dzieci straciły na nauce, nauczyciele tracą pracę. Mniejszość Niemiecka obwinia Zjednoczoną Prawicę
W rocznicę obcięcia przez ministra Przemysława Czarnka nauki niemieckiego w szkołach - z trzech godzin lekcyjnych do jednej, Mniejszość Niemiecka zapowiedziała na konferencji prasowej w Raciborzu dalszą walkę o edukację dzieci.
Poseł Galla z Mniejszości Niemieckiej stwierdził, że to politycy Zjednoczonej Prawicy, tu wskazał na Michała Wosia, który ma bilbordy w Raciborzu, zabrali pieniądze na nauczanie dzieci języka niemieckiego
- Moi koledzy, koleżanki przestają wybierać język niemiecki na egzaminie ósmoklasisty, bo nie mogą się do niego przygotować - mówiła na konferencji nastoletnia Karolina Świerczek.
W siedzibie powiatowego DFK przy Kozielskiej odbyła się 22 marca konferencja prasowa poświęcona ograniczeniu nauki języka niemieckiego w szkołach prowadzonych przez samorządy. Wziął w niej udział poseł Mniejszości Niemieckiej Ryszard Galla, a całość prowadził szef TSKN Województwa Śląskiego Martin Lippa .
Mniejszość Niemiecka protestuje już od roku przeciw ograniczeniu nakładów Budżetu Państwa na nauczanie języka ojczystego w szkołach. Do Raciborza przyjechali działacze Mniejszości z terenu Śląska i ziemi opolskiej, by opowiedzieć lokalnym mediom oraz internautom (konferencja miała transmisję on-line) o swoich działaniach na rzecz przywrócenia środków na naukę niemieckiego.
Petycji nie zrealizowano
W gronie uczestników znaleźli się także samorządowcy - wójt Pietrowic Wielkich Andrzej Wawrzynek i wicewójt Rudnika Tomasz Kruppa.
Mówiono o petycji rodziców krytykującej zmniejszenie finansowania godzin nauki języka niemieckiego, na czym zdaniem obecnych ucierpiała tylko Mniejszość Niemiecka. Petycję podpisało 15 tys. osób i od roku czeka ona na realizację.
-Zmniejszenie finansowania tej nauki zaczęło się od antyniemieckich wypowiedzi posła z Opola. Zarzucał, że symetria nauczania w niemieckiego w Polsce i polskiego w Niemczech jest zachwiana - mówił Martin Lippa prowadzący konferencję.
Polonia jako mniejszość
Emerytowana nauczyciel niemieckiego Agnieszka Dłociok
Omówiła spotkanie z ministrem P. Czarnkiem, gdzie apelowano o przywrócenie finansowania zajęć, którym poświęcono konferencję.
Agnieszka Dłociok jako szefowa DFK w Gliwicach była tam jako jedyna ze Śląska i to minister chciał się spotkać w tej sprawie, w obecności wojewody opolskiego i tamtejszych posłanek. - Nasza grupa była merytorycznie przygotowana, a nie można tego powiedzieć o innych przybyłych. Widoczny był problem z definicją mniejszości narodowej. Przekazano nam, abyśmy wpłynęli na rząd niemiecki, by uznał Polonię jako mniejszość narodową. Tylko że do tego potrzeba 100. lat zasiedzenia na danym terenie jako mniejszość - mówiła Agnieszka Dłociok.
Jak relacjonowała działaczka, od ministra edukacji uczestnicy spotkania usłyszeli, że przywrócenie nauki do dwóch godzin powinno nastąpić w lutym, a najdalej we wrześniu. - Tyle że każda decyzja podjęta w sprawie szkoły musi być podejmowana na pół roku przed rozpoczęciem roku szkolnego, więc zapowiedzi lutowe były nierealne, a te wrześniowe, jak widać teraz - także nie. Już są zwolnienia nauczycieli z tego powodu - omówiła A. Dłociok.
Odkąd resort zabrał pieniądze na naukę języka ojczystego DFK "walczy, prosi i zabiega", ale nauczyciele tracą pracę. - Jak się coś obiecuje dzieciom, to dotrzymuje się obietnicy - zaznaczyła przedstawicielka Mniejszości. Dodała, że to niespotykane, żeby karać dzieci w Polsce, uzależniając to od realizacji zobowiązań w innym kraju.
Odebrane możliwości
Wypowiedziała się młodziutka Karolina Świerczek, która kończy szkołę podstawową. Jest zdruzgotana tym, że tak nagle zmniejszono naukę niemieckiego. - Nauka języka pozwala czuć się pewnie na wyjazdach zagranicznych. Niemiecki traci teraz na zainteresowaniu, moi koledzy i koleżanki nie chcą go zdawać na egzaminie końcowym w szkole, wybierają te języki, które są nauczane w większym wymiarze - mówiła nam później uczennica.
Wójt Pietrowic Wielkich Andrzej Wawrzynek został przedstawiony jako jedyny włodarz na terenie ziemi raciborskiej, który znalazł w budżecie gminy pieniądze na dodatkową godzinę niemieckiego po tym jak ministerstwo dokonało cięć. - Czekamy, ale oprócz obiecanek nic się nie dzieje. To są obciążenia dla samorządów, żeby dołożyć się do oświaty. U nas są teraz dwie godziny nauki w tygodniu. My też byliśmy u ministra Czarnka, ale niewiele się w związku z tym wydarzyło. Przecież ten język jest międzynarodowy, nie wiem, dlaczego jakieś zło się tu dostrzega. W naszej gminie mieszkają Polacy, Niemcy, Czesi i my się łączymy, to widać już w naszym herbie. Wielu mieszkańców gminy pracuje zarobkowo w Niemczech czy w Austrii, ten język jest im potrzebny. Niemieckiego uczy się u nas od lat przedszkolnych. To jest ważna dla nas inicjatywa - podkreśli Wawrzynek.
Małe gminy nie dołożą
Tomasz Kruppa zastępca wójta Gminy Rudnik przyznał, że nie wszystkie samorządy stać na te wydatki. - Analizowaliśmy czy stać nas na takich ruch. Subwencja jest coraz niższa. Już 40 proc. naszego całego budżetu idzie na oświatę i potrzeby rosną. Co do tej rzekomej asymetrii w nauczaniu języka w Polsce i Niemczech. Ja z rodziną mieszkałem 10 lat w Niemczech. Córka chodziła co tydzień na 1,5 godziny języka polskiego w szkole publicznej. Tylko że inni Polacy nie posyłali dzieci na te lekcje. Dla nas język mniejszości jest ważny, bo dotąd deklarowało się u nas 25 proc. mieszkańców jako przynależnych do tej grupy - mówił Kruppa.
Zdaniem posła Galli członkowie Mniejszości Niemieckiej są lojalnymi obywatelami Polski i mają prawo do wsparcia na naukę języka ojczystego. Pozytywną opinię wystawił im Rzecznik Praw Obywatelskich. - Edukacja jest wartością najcenniejszą i dla nas najgorszy moment nastąpił 4 lutego 2022 roku, gdy ograniczono naukę z trzech do jednej godziny w rozporządzeniu ministra. - To jest jawna dyskryminacja, pogwałcenie traktatów, ustaw, konstytucji, bo dotyczy tylko jednej mniejszości w kraju. W jedną godzinę nie można nauczyć języka. Działaliśmy, pisaliśmy, ale wszędzie wskazują, że jedyne miejsce decyzji to gabinet ministra Czarnka. Tam słyszymy obietnice, że jak będzie ruch Niemców, to on się postara uchylić. Wiemy, że Czarnek jest skłonny przywrócić te dwie godziny z nowym semestrem, tylko że poza medialnymi informacjami nic się nie dzieje. Według mnie to jest początek kampanii wyborczej, w której gra się na nutach antyniemieckich - stwierdził parlamentarzysta.
Zauważył, że w rocznicę cięć w oświacie dla mniejszości wciąż nie ma konkretów, dlatego jest ta konferencja, dlatego są pytania do Czarnka - co z tym się dzieje? Samorządy już szykują się na nowy rok - ustalają finanse, kadry, konsultują w kuratoriach i to jest ten moment, żeby wiedzieć. - My ponawiamy petycję, bo każdy sygnał jest zauważalny. Chcemy, żeby mniejszość uczyła się z większością, w systemie otwartym.
Póki nie będzie cofnięte rozporządzenie, to nie będzie więcej godzin - nadmienił R. Galla.
- Jak tu jechałem z Opola, to widziałem plakat z panem posłem Wosiem. To właśnie ci ludzie - posłowie Zjednoczonej Prawicy, to oni to sprawili, że nie ma pieniędzy dla mniejszości - zaznaczył poseł.
Zamrażarka w Trybunale
Wypowiedział się działacz z rejonu gliwickiego, z Wieszowej - Andrzej von Dramsky, pytając, czy ministra Czarna nie można podciągnąć pod Trybunał Stanu? - My to przeżyjemy. Są nowe wybory, musimy się przygotować. W Polsce żyją Tatarzy, a czy ktoś ich dyskryminuje? My tu pracujemy, płacimy podatki, służymy w wojsku i mamy prawo do nauki języka - podkreślił uczestnik spotkania.
Poseł Galla wspomniał o interwencji w instytucjach europejskich, ale żeby się tam udać musi być wypełniona wpierw ścieżka krajowa i trzeba przejść przez krajowy Trybunał. - Rzecznik nas ostrzegł, że albo nasze starania trafią do zamrażarki, albo zostaną rozstrzygnięte po myśli rządzących. To jest jak gruba skóra, która powoduje, że to, czego chcemy, po niej ścieka, spada.
Jest też droga sądowa i samorządy w nią idą, bo są narażane na straty budżetowe tą decyzją. Aktualne wiem, że jest mocne zamieszanie w ministerstwie i my nie pozostawiamy sprawy bezczynnie. Trzeba jednak iść ścieżkami umocowanymi prawnie - podsumował Ryszard Galla.
Waldemar Świerczek na koniec przedstawił się nie tylko jako działacz z Raciborza, ale i ojciec trzech córek. Dwie z nich uczyły się niemieckiego w pełnym wymiarze trzech godzin. Najmłodsza Karolina już nie może. - Ta konferencja jest głosem z ziemi raciborskiej, tej samej, na której urodził się słynny poeta Joseph Eichendorff. Nie będzie to słychać w całej Europie - podkreślił.