Dyrektor PPZOZ-u Krzysztof Kowalik: Nie żałuję podjętych decyzji [WYWIAD]
Z dyrektorem Powiatowego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej (PPZOZ) w Rydułtowach i Wodzisławiu Śl. Krzysztofem Kowalikiem rozmawiamy o aktualnej sytuacji placówki, zawieszonych oddziałach oraz pytamy go, czy bywa zmęczony.
Jak idą rozmowy z nowymi pediatrami, dzięki którym mogłaby zostać wznowiona działalność oddziału dla małych pacjentów?
- Są to bardzo trudne rozmowy. Lekarze w wieku 60 lat i więcej nie chcą już słyszeć o pracy na cały etat w szpitalu. Natomiast młodzi lekarze coraz mniej są zainteresowani, by pracować w oddziałach szpitalnych. Zawsze jestem optymistą i mam nadzieję, że uda się pozyskać lekarzy, którzy będą chcieli przyjść i podjąć u nas pracę. Ale nie ukrywam, że jest to trudne zadania. Szczególnie w pediatrii widać lukę pokoleniową. Starsi lekarze odchodzą, a młodych jest za mało.
Ilu lekarzy brakuje?
- Jeden lekarz specjalista to jest niezbędne minimum. Racjonalnie patrząc, aby móc spełnić normy NFZ i aby spokojnie ułożyć grafik dyżurów, to dwóch lekarzy byłoby nam potrzebnych.
Jakie są realne szanse, żeby tych lekarzy znaleźć do końca lutego, kiedy kończy się 3-mieisęczny okres zawieszenia?
- W mojej karierze zawodowej nie spotkałem się jeszcze, aby w odpowiedzi na ogłoszenia, które także publikujemy, zgłosił się lekarz, który oznajmiłby, że chce pracować w szpitalu. Nie odbywa się to w ten sposób. Wręcz przeciwnie. W tej grupie zawodowej pracowników szuka się przez kontakty osobiste i pocztę pantoflową. Patrząc na to, że każdy ma jakiś okres wypowiedzenia umowy o pracę, który w zdecydowanej większości wynosi trzy miesiące, to nie wszystkie kwestie są ode mnie zależne. Nie chce jednak kategorycznie mówić, że nie. Rozmawiam, spotykam się, dzwonie. Wciąż mam nadzieję.
A co z chirurgią, która od sierpnia jest zawieszona?
- Trwają rozmowy, które mają ustalić warunki umów z lekarzami. Trwa proces odtwarzania tego oddziału i zakładam, że w połowie stycznia wznowi on swoja działalność.
Czy jeszcze któreś oddziały są zagrożone zawieszeniem?
- W zdecydowanej większości obsady osobowe naszych oddziałów są, że tak powiem na styk. Czyli wypada jeden czy dwóch lekarzy i już mam problem.
Z roku na rok łóżek w szpitalu jest coraz mniej. To oznacza, że coraz mniej jest też pacjentów?
- Nie do końca tak jest. Zmniejszanie liczby łóżek mogę ocenić na przestrzeni tego okresu, odkąd zarządzam szpitalem. Uważam jednak, że te liczby były kiedyś sztucznie zawyżone. Niezależnie od tego zmienia się sposób leczenia pacjentów i ich skuteczność. Krótsze są czasy hospitalizacji. Więc musimy dostosowywać liczbę łóżek do bieżącej sytuacji i do bieżących realiów.
Z jakim zadłużeniem szpital wchodzi w nowy rok?
- Całościowe zadłużenie, które mamy jest na poziomie około 66 mln zł. Natomiast wynik finansowy za listopad to milion złotych na minusie. Miało na to wpływ nadpłacenie pracownikom podwyżki, której nie otrzymywali, ze względów na brak środków. W części otrzymaliśmy je z NFZ, a części wygospodarowałem z własnych środków szpitala. Gdyby nie ta nadpłata to ten wynik byłyby lepszy. Ogółem strata do końca listopada wynosi 2,9 mln zł. Nie chce powiedzieć, że jest to dobry wynik finansowy, bo oczekiwaniem jest, żeby szpital się bilansował. W świetle planowanej straty na po poziomie 8 mln zł to ten wynik i tak nie jest zły.
Jaki jest plan, by wynik finansowy szpitala poprawić?
- Nie mówię, że szpital powinien zarabiać, ale moim celem i dążę do tego, aby nie dokładać do jego działalności, czyli aby wydatki i przychody się bilansowały. By do tego doszło, to po pierwsze musiałaby się poprawić wycena świadczeń przez NFZ. Obecnie nie jest ona realna. Wycena nie nadąża za inflacją, wzrostem wynagrodzeń itp. Druga kwestia to to, co staramy się robić, czyli koncentrowanie działalności leczniczej i ograniczanie i racjonalizowanie kosztów bez szkody dla pacjentów i kadry.
Od 2019 r. jest pan dyrektorem PPZOZ-u. Jak podsumowałby pan ten czas?
- Nie należał do łatwych. Pierwsze pół roku było skupione na odbudowaniu zespołów lekarskich. Udało się mi pozyskać nowy zespół chirurgów i zmotywować do pracy zespół z oddziału ginekologicznego, który chciał odejść. Pierwszy okres był trudny i intensywny, ale też spodziewałem się, że taki będzie. Potem przyszła pandemia, na którą nikt nie był przygotowany, a która wywróciła wszystko w szpitalnictwie do góry nogami. To był czas wielu niewiadomych. Udało nam się z niego wyjść z mniejszymi i większymi porażkami oraz sukcesami. Na ten stopień przygotowania i nieprzewidywalność sytuacji to całkiem nieźle sobie poradziliśmy. Teraz przyszedł okres odtwarzania tego, co covid nam zabrał, co uniemożliwił, co zaburzył. Głównym problemem, z którym teraz się mierzymy to braki kadrowe. Dwa, trzy lata mogą być dla szpitala w tym zakresie przełomowe.
Żałuje pan jakiejś decyzji?
- Nie widzę takich decyzji, których mógłbym żałować. Z perspektywy czasu oczywiście zawsze można dojść do wniosku, że mogło się coś zrobić lepiej albo inaczej. Natomiast nie powiedziałbym, że jest jakaś taka decyzja, której żałuję.
Bywa pan czasem zmęczony? Bo praca jako dyrektor szpitala na pewno jest wymagająca.
- Zgada się. To praca, która nie ma sztywnych godzin. Nawet jeżeli nie jestem w pracy, to nie znaczy, że nie pracuje, bo jestem pod telefonem i zdarza się, że pewne decyzje podejmuje właśnie przez telefon. Oczywiście, że bywam zmęczony. Jak każdy człowiek mam swoją wytrzymałość, potrzebuję czasami wytchnienia i odpoczynku. Natomiast ciągle ta praca daję mi satysfakcję i dopóki daje mi ją, to chce to robić.
Jakie jest pana słowo na nowy rok dla szpitala?
- Stabilizacja. Tego bym najbardziej oczekiwał. Pewność tego, jakie środki szpital będziemy otrzymywać z NFZ, czy będziemy mogli coś zakontraktować, jaki będzie pomysł Ministerstwa Zdrowia na przyszłość szpitali powiatowych. Ale również stabilizacji pod kątem personelu, żeby to nie było tak, że co miejsc drżymy o to, że ktoś wypadnie i znowu będziemy jakiś oddział zawieszać. Tego bym właśnie sobie i pracownikom szpitala życzył, aby każdy z nas miał, choć troch więcej pewności.
Zaskoczył mnie pan, bo sądziłam, że odpowie, że pieniądze.
- Można mieć sprzęt, można mieć pieniądze, ale można nie mieć pracowników i ludzi do pracy. Pieniądze, a w zasadzie ich brak jest ogromnym problem, ale nie rozwiązują one wszystkiego. Kadra jest podstawą.
Rozmawiała Justyna Koniszewska
Komentarze
17 komentarzy
Do poniżej masz rację ten narażone nawalił 16 baniek długi a chirurgii jak nie ma tak nie ma i nie widac
Dyrektorzy szpitali zmieniają się jak rękawiczki,to jest karuzela stanowisk,raz tu raz tam zawsze dyrektor, nieważne ile długów narobil. Capkowa 30 milionów i poszła na dyrektora za Bielsko do szpitala kolejowego, więc to jest układ i nic nikomu nie robią że źle zarządza
Minęła połowa stycznia i gdzie jest chirurgia panie Kowalik powiedział pan tak "Trwają rozmowy, które mają ustalić warunki umów z lekarzami. Trwa proces odtwarzania tego oddziału i zakładam, że w połowie stycznia wznowi on swoja działalność." Może Nowiny zapytają go dlaczego znowu nie dał rady i na kogo zwali winę
Oj biedny trollu, tobie potrzebny jest rybnicki szpital a nie wodzislawski
"Zmiany zaszły także w Szpitalu Miejskim. Zatrudnienie znalazł tu Mariusz Konopka - były skarbnik Bytomia, który podał się do dymisji w lutym oraz Krzysztof Kowalik, były pracownik działu kadr w śląskim NFZ i były p.o dyrektora Okręgowego Szpitala Kolejowego w Katowicach. W pierwszej połowie stycznia został odwołany z tego stanowiska. Powodem był zgłoszony przez niego program naprawczy placówki, który został oceniony negatywnie. O ile ten pierwszy cieszy się społecznym zaufaniem, drugi z panów kojarzony jest raczej z zamykaniem oddziałów w katowickim szpitalu. " o to co znalazlem w internecie na temat pana dyrektora czyzby to miało miejsce w wodzisławiu ciekawe
ciekaw jaki kontrakt zawarł z starostą może " zawarte tam było likwidacja szpitala"
Niedawno mówił że wszystko zrobi aby uratować szpital ,teraz mówi niczego nie żałuje . Widać likwidacja szpitala była dawno zaplanowana. Ale jedno jest pewne Bizoń już starostą nie będzie . Kowalik pociągnie go na dno . Panie Bizoń panie Kowalik panom już dziękujemy czas na zmiany w starostwie dość kłamstw.
Starostwem rządzą ludzie spoza Wodzisławia stąd ten syf
Teraz doczytałem jak przychodził było 49mln długu już jest 66 mln czyli 17mln narobiła tą dyrekcja bez jakiś konsekwencji za chwilę dług przekroczy wartość i trza bydzie to zamknąć
Ten dyrektor i starosta razem z swoim zarządem to jedna wielka porażka!
Aha tam gdzie są prezesi nie może być długów bo ktoś je musi pokryć z własnej kieszeni a tu jest 60 baniek i dyrektor może dalej zadłużać bez konsekwencji z jego strony
Szukałem w oświadczeniach majątkowych i wychodzi prawie to samo poza wyjątkami np. w Żorach jest prezes i tam nie obowiazje
ustawą tak samo w innych szpitalach gdzie są prezesi
Poszukaj w internecie to znajdziesz wynagrodzenia dyrektorów dwukrotnie wyższe
Do poniżej chyba nie bo dyrektorzy aha max wypłaty ograniczona ustawą a ten dostaje max zgodnie z uchwala
Porównywalną a nawet większą kasę otrzymują dyrektorzy szpitali w Raciborzu, Rybniku, Żorach i Jastrzębiu, taki jest rynek.
No pewnie,że nie żałuje, bo kto by żałował jak dostaje taką kasę. Żałować będą mieszkańcy powiatu wodzisławskiego jak nie będzie ich można hospitalizować. Kolawik i starosta powinni podać się za te decyzje do dymisji!
Zgadza się z taką wyplata to jest ciężko się pożegnać dlatego sam nie odejdzie