Niedziela, 22 grudnia 2024

imieniny: Honoraty, Zenona, Franciszki

RSS

Szwaczki z Ramety: wypłat po 3000 zł nie widziałyśmy na oczy

16.07.2021 06:47 | 21 komentarzy | ma.w

Po tym jak na łamach Nowin pojawiły się wypowiedzi pani syndyk - Anety Brachaczek, że jedne z przyczyn upadku spółdzielni meblarskiej to za wysokie wypłaty przy niskiej wydajności załogi, do redakcji Nowin zgłosili się zwolnieni z Ramety pracownicy. Stwierdzili, że czują się obrażeni takimi opiniami.

Szwaczki z Ramety: wypłat po 3000 zł nie widziałyśmy na oczy
Paski z wypłatą szwaczek z Ramety. - W świat poszło, że my w zakładzie nic nie robiłyśmy, a zarabiałyśmy kokosy. Jakie były te kokosy to przecież widać na paskach z wypłat - twierdzą byłe pracownice spółdzielni meblarskiej.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Krótkie wypowiedzenia z Ramexu

Wyrzuty wobec byłego już pracodawcy dotyczą także sytuacji załogi "transferowanej" z Ramety do Ramexu (spółki - córki w strefie ekonomicznej na Ostrogu). - Kiedy nas tam przenosili, to zapewniano, że to taka formalność wewnątrz firmy. Na koniec okazało się, że to jest traktowane jak przejście do odrębnej firmy i teraz ja przez to przeniesienie mam krótsze wypowiedzenie i niższą odprawę. Czujemy się oszukani takim rozwiązaniem - przyznała pani "Monika". W Ramexie była zatrudniona tylko dwa lata, a resztę długiego stażu w spółdzielni miała w Ramecie. Dostała nawet nagrodę jubileuszową za 15-lecie pracy w szwalni.

Inwalidzi na akordzie

Dla pana Roberta (pracował na krojowni), który obejrzał w 2019 roku "dyscyplinarkę" w Ramecie i walczy w sądzie pracy o zadośćuczynienie od byłego zakładu, rozpowiadanie o wysokich zarobkach i problemach z kwalifikacjami zwalnianych, to zagrywka byłych szefów firmy, polegająca na próbie przerzucania odpowiedzialności za upadek Ramety na jej pracowników. - Ten brak szacunku postępuje od momentu największego kryzysu w Ramecie, tego sprzed dwóch lat, kiedy nastąpił początek końca spółdzielni - ocenia mężczyzna. W 2019 roku wystąpił przed radą miasta w Raciborzu, opowiadając, jak został potraktowany w zakładzie pracy chronionej. U raciborzanina - inwalidy, też nie ma zrozumienia dla rozliczania z efektywności pracy w zakładzie pracy chronionej. - Wymagano na ludziach z grupą, żeby wyrabiali normę w akordzie. Trzeba było takich swego rodzaju stachanowców, żeby wyrobić się na jakąś premię. Byli tacy, ale nieliczni. Ładne pieniążki dostawała Rameta z PFRON, ale patrząc, jak musieli pracować tam inwalidzi, to te dotacje to jakby za darmo zakład dostawał, a nie na dopłaty - dziwi się. Uważa, że tylu nadzorujących co w Ramecie, nie widział w innych miejscach pracy, a w kilku już pracował. - Czuwał nad nami kierownik, pilnowała majstrowa i jeszcze jakiś brygadzista doglądał. Ciągle się ktoś kręcił - wspomina.

Zabrakło zaciskania pasa

Pani Joanna, którą Rameta również potraktowała "dyscyplinarką" (sądzi się jeszcze z eks-pracodawcą) była pracowniczką na "kleju", tapicerni, krojowni i w końcu w kontroli. Gdy słyszy, że ona czy koleżanki zarabiały po 3 tysiące, to gorzko się uśmiecha. - Na rękę miałam w Ramecie najwyżej 2100 zł - kwituje.

Była związana ze spółdzielnią kilkanaście lat. Mówi, że w zakładzie nieraz wypłaty nazywano jałmużną. Wtóruje jej "Monika". - Dziewczyny płakały, jak odbierały paski co miesiąc. Bo w pracy dawały z siebie wszystko, ale zaniżano ich wkład w produkcję - uważa szwaczka.

- Przyszliśmy do redakcji, żeby opowiedzieć o naszej pracy, z której Rameta czerpała korzyść przez wiele lat, będąc stabilnymi i dochodowym zakładem pracy w branży meblarskiej. To głównie zasługa pracowników. Obserwowaliśmy sytuację kiedy zaczęło się psuć. Niestety, w tym kluczowym momencie nie było zaciskania pasa, ratowania zakładu. Jak się przenieśliśmy do Ramexu, to po co tam były te nowe budki, biura, kuchnia na wymiar czy kafe-maszyna? Nie było widać oszczędzania, choć powszechnie wiadomo było, że zakład nie ma pieniędzy - zauważyła "Monika".

- Nie chodzi nam o to, żeby Rametę pogrążać, ale my nie zasłużyliśmy, by nas w mediach poniewierać, bo musimy się teraz odnaleźć na rynku pracy. Pracodawcy kierują się opinią zasłyszaną od innych, czy wyczytaną w mediach. Znajomi mówią, że my narzekałyśmy często, że praca w Ramecie ciężka, choć zarobki małe, a tu piszą, że płace po 3 tysiące i niewydajna załoga. Przepaść była między tym, co dostawali zwykli pracownicy, a tym co wypłacano w biurach, w zarządzie - skwitowały gorzko panie, które przez ostatnie lata każdy dzień pracy zaczynały na Ostrogu w fabryce mebli, której już nie ma.