środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Zjawa stanęła w drzwiach

03.02.2019 11:00 | 0 komentarzy | art

Obchody rocznicy Marszu Śmierci to dobra okazja by przypomnieć tych, którzy z narażeniem życia ratowali uciekinierów z marszu. Takimi osobami byli Anna i Ryszard Adamczykowie z Gorzyc, rodzice Jana Adamczyka, mieszkańca Łazisk. – Nigdy nikomu o tym nie wspominałem. Nie chciałbym jednak, żeby ich czyny były zapomniane – mówi pan Jan.

Zjawa stanęła w drzwiach
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Harmonijka na pamiątkę

Młody Jaś był ulubieńcem niemieckiego porucznika, który był prawdopodobnie zastępcą dowódcy oddziału stacjonującego w Gorzycach. – To był wysoki mężczyzna, miał czarne włosy zaczesane do tyłu. Czyściutki, w jego butach można się było przejrzeć. Czasem brał mnie na kolana i grał wtedy na harmonijce. Bardzo mi się to podobało. Pamiętam jak zagrał „Cichą noc”. Byłem zdziwiony, że Niemiec gra tę kolędę, bo myślałem, że ona jest polską kolędą. Dopiero później dowiedziałem się, że to austriacka pieśń. Okazało się, że ten żołnierz miał w Niemczech trzech synów, w tym Johana, w moim wieku. I chyba dlatego mnie lubił. Dał mi na pamiątkę swoją harmonijkę. Mam ją do dziś – pokazuje pan Jan. Instrument wciąż działa, nawet dziś pan Jan potrafi zagrać na nim melodię, której nauczył się od Niemca. – Nie wiem co to za piosenka, ale zapadła mi w pamięci – wyjaśnia.

Prawa wojny

W marcu i kwietniu 1945 r. pętla wokół Niemców zaczęła się zaciskać. – Byli tu jak w kotle, otoczeni niemal ze wszystkich stron przez Armię Czerwoną. Widziałem wtedy coś strasznego. Ten Niemiec, który grał mi na harmonijce, błagał na kolanach swojego dowódcę, żeby opuścili nasz dom, bo jeszcze jest czas, zanim przyjdą Rosjanie i ich otoczą. To co wydarzyło się później wyglądało jak jakiś western. Widziałem, jak ten dowódca wyciągnął pistolet, przeładował i strzelił do tego Niemca. Ten się wyprężył, otwarł szeroko oczy i upadł na ziemię – opowiada pan Jan. – Do dziś śni mi się to po nocach – dodaje. Pół godziny później, w tym samym miejscu konał dowódca, któremu, jak się okazało, radziecki granat rozszarpał brzuch. – Żołnierze przynieśli go tu na prześcieradle z otwartym brzuchem, z którego wylewały się wnętrzności. Prosił żeby go dobić, ale tego nie zrobili – wspomina.