Najwięksi z wielkich. Kim oni są?
- Myślę o wielu kobietach i mężczyznach uczciwie pracujących, z miłością, w pocie czoła pracujących, pokornie czyniącym zadość swoim licznym, a najróżniejszym obowiązkom: zawodowym, rodzinnym, domowym. Chcę Wam powiedzieć: jesteście wielcy - pisze ks. Łukasz Libowski.
I – oto zastrzeżenie wtóre – nie chodzi tu, w naśladowaniu generałowej gosposi z powieści Máraia, o to, by oddawać się zajęciom prostym, odwracając się z pogardą od zajęć wielkich; zajęcia pierwszego i drugiego rodzaju, gwoli jasności dodam, rozumiem tak, jak się je rozumie powszechnie: zajęciami prostymi są, dajmy na to, prace domowe, a wielkimi – politykowanie czy prowadzenie intratnego, dochodowego przedsiębiorstwa. Nie, wzgardzanie zajęciami wielkimi, a gloryfikowanie zadań małych byłoby nieporozumieniem, takim, jak to wskazane wyżej. Chodzi o to, i do tego chcę zachęcić, żeby postawę Máraiowej gospodyni każdy z nas wcielał w zakresie swoich zadań i swoich obowiązków, obojętnie jakie one by nie były, małe, proste czy wielkie. Jako chrześcijanie wierzymy bowiem, że właśnie nasze obowiązki i zdania są tymi dla nas, dla naszego dobra, i tego doczesnego, i tego wiecznego, najwłaściwszymi, najlepszymi, najkorzystniejszymi; niechrześcijanie też chyba mogą przyjąć, że te zadania, które na nich z różnych racji spadają albo które sami wybierają, najbardziej służą ich rozwojowi. Aczkolwiek przekonany jestem zarazem, iż wielkość – i świętość – postawy gosposi z „Żaru” ujawnia się bardziej wtedy, kiedy dotyczy ona czynności najprostszych, jako że w dziedzinie tych czynności o wiele o nią trudniej; trudniej postawę tę praktykować w dziedzinie czynności prostych niż w dziedzinie działań wielkich.
Zwyczajność niezwyczajna
Zważywszy, co dotąd powiedziałem, myślę (kiedy pociąg mknie przez uroczo zmierzchający się dzień) o ewangelicznej Marcie. Wyobrażam sobie, że była taka, jak gospodyni generała z powieści „Żar”. Myślę o Jezusie. I znów imaginuję sobie, że był jak gosposia generałowa: przez trzydzieści lat swojego życia – może nie dokładnie przez lat trzydzieści, ale, powiedzmy, przez lat mniej więcej dwadzieścia – nim zaczął swoja trzyletnią działalność publiczną, kiedy pracował, jak podaje tradycja, jako skromny rzemieślnik, stolarz, wespół z Józefem. Myślę o Maryi i właśnie Józefie: też musieli być tacy, jak nasza Máraiowa gosposia, prości, pracowici, pogodzeni z tym, co robią. Myślę o Teresce od Dzieciątka Jezus i jej pomyśle na chrześcijaństwo, na przeżywanie wiary, który nazwała małą drogą. Myślę o Karlu de Foucauld i o jego naśladowcach i naśladowczyniach, małych braciach i siostrach, wiodących życie ukryte, dyskretne.
W końcu myślę o wielu kobietach i mężczyznach uczciwie pracujących, z miłością, w pocie czoła pracujących, pokornie czyniącym zadość swoim licznym, a najróżniejszym obowiązkom: zawodowym, rodzinnym, domowym. Chcę Wam powiedzieć: jesteście wielcy; nie, nie odważę się powiedzieć, żeście święci, tak powiedzieć nie mogę, nie mam kompetencji, by słowa takie o was wygłosić. Stwierdzić mogę tyle: jesteście wyjątkowi, dla mnie jesteście ludźmi wielkimi. A przede wszystkim myślę o tych wszystkich z was, którzy pracują prosto i zwyczajnie, nie będąc dostrzeżonymi, nie będąc docenionymi; przede wszystkim myślę o wszystkich wykonujących prace uważane przez niektórych za hańbiące, którzy ze względu na wasze zajęcia bywacie wyśmiewani, którzy znosicie złośliwe, okrutne i podłe uwagi. Wiedzcie, że jesteście największymi z wielkich. Wasza małość jest wielka, wasza zwyczajność jest niezwyczajna, jest nadzwyczajna. Wiele ona znaczy. Mnie zdumiewa. I skłania do rachunku sumienia.
ks. Łukasz Libowski