środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Pazerna chciwość. Z cyklu: Grzechy główne

11.03.2018 07:00 | 0 komentarzy | red

Już nie wystarczy, że mam co mi potrzeba do życia, ale chcę więcej i więcej, choćby kosztem innych, choćby kosztem zdrowia, mieć aby mieć! - pisze ks. Jan Szywalski o chciwości.

Pazerna chciwość. Z cyklu: Grzechy główne
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Ubogi w duchu

Czy więc nie wolno być bogatym? Chrystus nie potępia bogacza z Ewangelii za posiadanie majętności, ale za to, że nie miał miłosierdzia dla ubogiego Łazarza, leżącego u bramy jego domostwa i że nie dał mu nawet okruszyn, które spadały z jego stołu.

Kluczem wydają się być słowa z kazania na Górze: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie” (Mt 5,3).

Być ubogim w duchu tzn. mieć, ale nie wiązać swego serca ze swym majątkiem. Owszem, mogę mieć pełną spiżarnię, odłożony spory grosz w banku, ale nie jestem uzależniony od tego, co posiadam. Jestem duchowo wolnym.

Bóg dał, Bóg wziął

Sięgam pamięcią daleko wstecz, do czasów mego dzieciństwa. W niedalekim sąsiedztwie mieszkała zasobna rodzina. Posiadała przed wojną piekarnię, nobliwą restaurację i spory kawałek pola. W 1945 r. nastała Polska Ludowa; nowa władza upaństwowiła cały ich majątek, a gospodarza – kapitalistę, milicja zaciągnęła na posterunek i, chcąc zmusić do podpisania aktu zrzeczenia, tak pobiła, że zmarł. Wdowa po nim, już posunięta w wieku, musiała zaakceptować to, że piekarnia stała się spółdzielnią, restauracja knajpą, a na podwórku i korytarzu kręcili się obcy ludzie. Umiała jednak powiedzieć jak biblijny Job: „Bóg dał, Bóg wziął, jak się Bogu spodobało, tak się stało, niech imię Jego będzie błogosławione”. Utrzymywała się skromnie z kawałka pola i sadu. Pomagała jej szwagierka. Nie widziałem goryczy, ni załamania.

I odwrotnie: można nic nie posiadając, być bogatym duchem, śnić dniem i nocą o wielkich pieniądzach, luksusowych samochodach, o bajkowym życiu – oczywiście bez pracy. Opowiadają o żebraku, który siedział codziennie przy drzwiach katedry Notre Dame w Paryżu i żebrał. Umarł z głodu i zimna, ale pod poduszką jego legowiska znaleziono spory worek z pieniędzmi oraz dzienniczek, w którym zapisywał użebrane pieniądze. Marzył o tym, by być milionerem, i niewiele mu do tej sumy brakowało, gdy zabrała go śmierć.

Alek G. był kiedyś moim uczniem religii. Jego bracia i siostry po ukończeniu szkół pracowali i zarabiali na życie. Alek był kombinatorem. Imponowali mu cwaniacy, którzy nic nie robiąc, dużo mieli. Żył na kredyt, pożyczał, nabierał. Najpierw nachodził matkę – była już wtedy wdową – potem także braci, a gdy odcięli się od niego, szukał innych naiwnych. Przychodził też na plebanię. Uzasadniał, że chce się żenić, już dostał mieszkanie lecz na kredyt, który musi, choć w części spłacać, byle wyjść z dołka. Narzeczona go jednak zostawiła, on zaś w bezsilnej złości, rozbił okna jakiegoś sklepu. Kolegium orzekło: albo zapłaci za szkody plus karę, albo pójdzie do więzienia. Znowu przyszedł po pomoc. Już nie mogłem, ani nie chciałem. Odsiedział. Po pewnym czasie przyszedł skruszony ze słowami: „nigdy tam nie wrócę”, ale tymczasem potrzebuję na nowy początek. Niedługo potem nastał czas, że możliwa była praca za granicą. Przedstawiano ją często jakby była darmowym źródłem pieniędzy. Straciłem Alka z oczu. Po kilku latach przyszła z płaczem jego matka zamówić jego pogrzeb. Wyskoczył z okna z mieszkania w bloku w Raciborzu. Śledztwa większego w tej sprawie nie było, ale ci, którzy go znali, domyślili się innej scenerii śmierci: Nadal bowiem żył z pożyczek, ale trafił na podobnych sobie cwaniaków. Pożyczali, ale „oddasz z procentami”. Prawdopodobnie przyszli owego feralnego wieczoru po swoje, on zaś nie mógł, albo nie chciał oddać, więc, by go nastraszyć wywiesili poza balkon, a on wyśliznął się z ich rąk. Pogrzeb był skromny, nikt prócz matki nie płakał, nikt też nie apelował, by dokładniej zbadać przyczynę jego smutnego końca. Kiedyś później przyszła matka z jednym z jego braci, by oddać mi, choć w części, co mu pożyczyłem. Byłem tym gestem szczerze wzruszony.