Ksiądz Szywalski wspomina proboszcza Matki Bożej o. Adama Krawca
- O. Krawiec był mi bardzo bliski. Starszy ode mnie, ale bliski jako sąsiad, był pewnym mistrzem i wzorcem. Imponowała mi jego gorliwość oraz – co stwierdzają wszyscy – skromność i prostolinijność - wspomina proboszcza z Matki Bożej ks. Jan Szywalski.
Czas wojny
Mimo wybuchu wojny studia w St. Gabriel trwały jeszcze aż do 1941 r., do napadu Niemców na Rosję. Wtedy wciągnięto do Wehrmachtu wszystkich kleryków zdolnych do noszenia broni, również Adama Krawca. Posłano go od razu na front wschodni, co było prawie wyrokiem śmierci. Był tam sanitariuszem i prawie cudem przeżył. Do końca życia nosił przy sobie kulę, którą snajper wystrzelił, celując w jego głowę.
O. Krawiec wchodził akurat przez niskie drzwi drewnianego domku, schylił głowę, a kula wbiła się w belkę tuż nad nim. Innym razem, śpiąc na materacu w polu, poszedł jeszcze na inspekcję, a gdy wrócił zastał materac rozszarpany, a odłamek granatu, jeszcze ciepły, leżał na miejscu głowy. Nosił także ze sobą odłamek, który uderzył prosto w medalik. Jeden jednak kawałek żelaza utkwił w jego nodze i uprzykrzał mu życie do końca.
17 kwietnia 1945 r. dostał się do niewoli rosyjskiej. Cierpiał, jak wszyscy, głód i choroby. Został jednak wcześnie zwolniony, bo uważano go za Austriaka. Wyczerpany i wychudzony wrócił wpierw do domu, gdzie pod czułym okiem matki wrócił do sił. Do Werbistów w Chludowie trafił w kwietniu 1946 r. Święcenia kapłańskie otrzymał 29 czerwca 1948 r. w Górnej Grupie. Ojcowie Werbiści byli zdziesiątkowani, wielu zginęło w obozach koncentracyjnych – czterech z nich wyniesiono później na ołtarze: Ludwika Mykę, Stanisława Kubistę, Alojzego Ligudę i Grzegorza Frąckowiaka.
W powojennej Polsce
Ks. Adam musiał z początku znosić wiele docinków ze strony polskich konfratrów, że służył w wojsku niemieckim. Nie tłumaczył się, zawsze, jeśli chodziło o jego osobę, był skryty i nie mówił dużo ani o sobie, ani o rodzinie. „Krzywdy należy cierpliwie znosić, a urazy darować”. Wiedziano o jego zdolnościach matematycznych i powołano go na nauczyciela tego przedmiotu do werbistowskiego Niższego Seminarium w Górnej Grupie (1949 r.) Gdy jednak w 1952 r. zlikwidowano niższe seminaria zakonne, o. Krawiec został magistrem nowicjatu w Nysie. Były to lata obfitości w powołania: w Nysie było 41 nowicjuszy, a w Pieniężnie 71.
W 1957 r. pojawiła się szansa otwarcia na nowo prywatnego gimnazjum w Nysie. Rektorem został o. Krawiec. Dawni uczniowie wspominają jak bacznie i wnikliwie obserwował ich w każdej sytuacji, by wyrobić sobie o każdym właściwą opinię. Mówiono o nim, że choć było ciemno i odmawiał niby brewiarz, ale właściwie obserwował podopiecznych. Najbardziej cenił prostolinijność, umiejętność przyznania się do winy. Bardzo troszczył się o wychowanków i każdego starał się traktować jednakowo. Za to go szanowano i lubiano.
Po powtórnym zamknięciu Niższego Seminarium w Nysie, był w latach 1960 – 1966 znów magistrem nowicjatu w Pieniężnie.