środa, 27 listopada 2024

imieniny: Waleriana, Wirgiliusza, Ody

RSS

Polowanie na czarownice, czyli daliśmy się zwariować po sabacie kilku neonazistów

24.01.2018 20:55 | 51 komentarzy | art

Fakt jednak jest taki, że S. został przewodniczącym stowarzyszenia, które w 2014 r. uzyskało status organizacji pożytku publicznego, i które organizowało m.in. obozy survivalowe i ćwiczenia na strzelnicy. Teraz u jednego z członków tej grupy znaleziono broń i amunicję. I w tym tkwi prawdziwy problem, a nie w tym, że ktoś biegał w czasie rekonstrukcji historycznej po mieście w mundurze SS-mana - pisze Artur Marcisz, redaktor naczelny "Nowin Wodzisławskich". 

Polowanie na czarownice, czyli daliśmy się zwariować po sabacie kilku neonazistów
Jedna z inscenizacji. Czy to na pewno jest propagowanie nazizmu? fot. facebook
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Zlot kilku neonazistów, zorganizowany głęboko w wodzisławskim lesie, nagrany z ukrytej kamery przez dziennikarzy jednej z telewizji stał się okazją do – a jakże – bieżącej walki politycznej. Zwolennicy PO wskazują, że PiS brata się z narodowcami, a jak się okazuje, pod ich płaszczykiem działają nie tylko zwolennicy ruchu narodowego, ale też neonaziści. Zwolennicy PiS przypominają z kolei, że wiele z tych organizacji powstało i zostało zarejestrowanych za rządów PO. Jatka trwa na całego, oczywiście rozum poszedł w odstawkę, królują emocje.

Z kolei na naszym wodzisławskim podwórku stał się okazją do swoistego polowania na czarownice, głównie w internecie, połączonego m.in. z zapowiedziami powiadamiania prokuratury, ABW i Bóg jeden wie kogo jeszcze.

Cała machina ruszyła oczywiście post factum, czyli po reportażu w „Superwizjerze”. Wcześniej opinia publiczna nie miała pojęcia o istnieniu, a tym bardziej neonazistowskiej działalności Mateusza S. Nie wiedziała, że w Wodzisławiu funkcjonuje „Duma i Nowoczesność”, stowarzyszenie rzekomo o profilu narodowym (a więc prawnie dozwolonym – Ruch Narodowy, do którego DiN się odwołuje, jest legalną partią), w części opanowane jednak przez osoby o ciągotach neonazistowskich. Stowarzyszenie marginalne, jak się jednak okazało, niebezpieczne w swej działalności (czemu, o tym dalej).

Teraz kiedy o działaczach DiN wiadomo już wiele, atakowani są samorządowcy. Obrywa się prezydentowi Wodzisławia za zezwolenie na organizację rekonstrukcji historycznych, w których czasie S. był widziany w niemieckim mundurze czy nawet mundurze Waffen SS. Obrywa się staroście wodzisławskiemu za brak odpowiedniego nadzoru nad DiN. - Wszyscy jak jeden mąż od Pana S. się teraz odcinają. Przykre to, że lokalne środowisko nie potrafi, a może nie chce się oczyścić, mówiąc, jak było. Jeśli Pan S. brał udział w imprezach miasta Wodzisław Śląski, to powinno o tym się jasno powiedzieć i potępić oraz zrobić wszystko, aby nie miało to więcej miejsca, a nie "obkręcać kota ogonem" i pisać, że "taka forma edukacji dzieci, młodzieży i dorosłych jest prawidłowa, a rekonstrukcje potrzebne – napisał do naszej redakcji Rudolf Werner z wrocławskiego Stowarzyszenia Walki z Nazizmem. Wpisy w internecie bywają jeszcze ostrzejsze.

Pytanie, czy prezydent miasta i starostowie (poprzedni i obecny) mogli w ogóle mieć jakąkolwiek świadomość o jakichkolwiek neonazistach działających w Wodzisławiu, skoro ci byli tu marginesem. Nie mają własnych służb, które mogłyby takie rzeczy ustalić. A wątpliwe, żeby Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli służba cywilnego kontrwywiadu, która miała swoje informacje o liderze DiN od 2008 r., informowała wodzisławskich samorządowców o tym fakcie. Trudno sobie wyobrazić, że ABW latała do starosty czy prezydenta powiatowego miasta w sprawie nikomu nieznanego neonazisty. Przypuszczać można, że zwyczajnie zaniechano jego obserwacji, uznając go za niewielkie zagrożenie. A może – co sugerują niektórzy publicyści (np. R. Ziemkiewicz) – służby „hodowały” go, jak wielu innych na specjalne okazje. Tego tu nie rozstrzygniemy, nikt z nas nie ma wiedzy na temat funkcjonowania służb. Fakt jednak jest taki, że S. został przewodniczącym stowarzyszenia, które w 2014 r. uzyskało status organizacji pożytku publicznego, i które za pieniądze podatnika organizowało m.in. obozy survivalowe i ćwiczenia na strzelnicy. Teraz u jednego z członków tej grupy znaleziono broń i amunicję. I w tym tkwi prawdziwy problem, a nie w tym, że ktoś biegał w czasie rekonstrukcji historycznej po mieście w mundurze SS-mana.

Mimo to polowanie na czarownice trwa w najlepsze. Najbardziej obrywają działacze Grup Rekonstrukcji Historycznej. Obrywają, bo jeden z uczestników urodzin Hitlera był członkiem kilku z nich. Jedna - GRH „Gross Raduen” z Rud Raciborskich - 22 stycznia ogłosiła, że się rozwiązuje. Najpierw jednak wyrzuciła S. ze swoich szeregów. Wcześniej lider DiN był również członkiem GRH „Powstaniec Śląski”. Został z niej usunięty jeszcze zanim stał się znany na cały kraj. - Działalność w stowarzyszeniu to nie tylko udział w inscenizacjach, ale też zabieganie o pamiątki, rozmowy ze świadkami historii, utrzymywanie schronu. Mateusz S. nie brał udziału w życiu stowarzyszenia, interesowały go tylko inscenizacje. Dlatego się rozstaliśmy – wyjaśnia Kazimierz Piechaczek, szef „Powstańca Śląskiego”. Mimo to grupa ta jest wprost oskarżana w internecie o rzekome propagowanie nazizmu, bo… jej członkowie – w tym również S. - brali udział w różnych inscenizacjach w mundurach Wehrmachtu, SS, a także Waffen SS. - My na swoim stanie nie mamy mundurów SS, tylko mundury Wehrmachtu. Czasem pożyczamy mundury od innych grup na potrzeby konkretnej inscenizacji. Ja kiedyś miałem na sobie pożyczony mundur oficera wojsk SS na potrzeby jednej z inscenizacji – tłumaczy Piechaczek.

GRH „Powstaniec Śląski” działa od 10 lat. Przez ten czas grupa zaprezentowała dziesiątki różnych inscenizacji, nie tylko w Wodzisławiu i na Śląsku. Jej członkowie występowali w polskich, powstańczych, niemieckich i radzieckich mundurach. Pokazują historię taką, jaką ona była, najpierw opowiadając o tym, czego inscenizacja dotyczy i jaki jest jej cel. Zawsze pokazywane są one w konkretnym kontekście. - Mimo to oskarża się nas teraz o propagowanie nazizmu. Przecież w radzieckich mundurach też występowaliśmy, ale nie po to, by coś propagować, ale by poprzez inscenizacje pokazać, do jakich ludzkich tragedii te dwie zgniłe ideologie – nazistowska i komunistyczna – doprowadziły – mówi Piechaczek.

Działający od 10 lat „Powstaniec Śląski”, który przez lata był chwalony za swoje inscenizacje, za propagowanie historii, z jej pięknymi, ale też tragicznymi momentami, jest mocno piętnowany i jego członkowie będą się musieli wykazać nie lada hartem i odpornością by nie utonąć wraz ze swoim stowarzyszeniem w hejcie i oskarżeniach. Niemal anonimowa dotąd „Duma i Nowoczesność” zyskała na rozgłosie, zwłaszcza wśród osób o neonazistowskich poglądach, a jak twierdzą prawnicy, niezwykle ciężko będzie tę organizację zdelegalizować.