środa, 1 maja 2024

imieniny: Józefa, Jeremiego, Lubomira

RSS

Dziennikarz z Kornowaca wypłynął na szerokie wody Krakowa

23.07.2017 12:30 | 2 komentarze | kozz

Urodził się w 1989 roku. Dziennikarstwem zajął się wyjątkowo późno, ale w ostatnich latach poczynił szybkie postępy. Michał Knura, który zaczynał w „Nowinach Raciborskich”, przez długie lata mieszkał w Kornowacu, a od dziewięciu przebywa w Krakowie. Z wyróżniającym się tam dziennikarzem sportowym rozmawiał Maciej Kozina.

Dziennikarz z Kornowaca wypłynął na szerokie wody Krakowa
Michał Knura zaczynał od relacji z meczów klasy C. Teraz pisze o ekstraklasie.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

– Kilka mediów podczas pobytu w Krakowie już zaliczyłeś...

– W trakcie studiów za symboliczne pieniądze pisałem do NiceSport.pl. Debiutowałem wówczas w ekstraklasie za czasów Odry Wodzisław. Za pierwsze pieniądze kupiłem dyktafon za 150 złotych. Pamiętam pierwszy wywiad z kapitanem Odry Janem Wosiem. W pewnym momencie dyktafon upuściłem, bo byłem zestresowany. Woś podniósł sprzęt i powiedział: „Spokojnie chłopie, damy radę!”. Byłem raczkującym dziennikarzem, ale pamiętam niesamowite zawirowania właścicielsko–trenersko-piłkarskie, jakie miały miejsce w Odrze. Już po spadku piłkarze nie mieli za co kupić jedzenia, więc często ich obiadem był kefir z bułką. W klubie brakowało dosłownie na wszystko, a Daniel Tanżyna dojeżdżał na treningi rowerem... z Rogowa do Wodzisławia. To było ciekawe doświadczenie. Później mimo mojego pobytu w Krakowie trafiłem do portalu SportŚląski.pl. Można powiedzieć, że byłem śląskim korespondentem w Krakowie. To jednak wciąż była głównie pasja, bo mimo świetnych statystyk właściciele nie potrafili zapewnić finansowania na poziomie. Kiedy powoli żegnałem się z tym portalem razem z kolegami, trafiłem na ogłoszenie w „Gazecie Wyborczej”, gdzie poszukiwali współpracowników do działu sportowego. Tam spędziłem półtora roku. Był to dla mnie owocny czas.

– Jakieś sukcesy?

– Zanotowałem m.in. debiut na głównej sportowej okładce GW w kraju. Napisałem relację ze zwycięstwa Rafała Majki w Tour de Pologne, które przypieczętował na krakowskim rynku. Później jeszcze kilka razy gościłem w krajowym wydaniu. Na atmosferę w zespole „Gazety Wyborczej” nie mogłem narzekać, ale jako współpracownik nie zarabiałem tyle, by móc utrzymać się w Krakowie i zacząłem czegoś szukać. Napisałem do redaktora naczelnego portalu LoveKraków.pl i zapytałem, czy nie szukają osoby do poprowadzenia działu sportowego. W czerwcu minęły mi tam dwa lata pracy. Jestem pełen podziwu, że LoveKraków.pl, mimo dopiero sześciu lat działalności, odnalazł się na krakowskim rynku medialnym. Warto podkreślić, że mam dużo szczęście, bo ile razy widziałem, że jakiś tytuł jest „na wykończeniu”, jak było to choćby w SportŚląski.pl, to pojawiała się alternatywa. Nigdy nie było tak, że musiałem szukać pracy w innym zawodzie, czy poważnie myśleć o powrocie do domu.