Prezydent i starosta dają kasę nauczycielom na dodatkowe studia i kursy – co roku w sumie ok. pół miliona złotych. Jakoś nikogo to nie bulwersuje, choć moim zdaniem to niesprawiedliwe.
Ja uprzejmie proszę, żeby jakiś dziennikarz porządnie zgłębił temat i wyjaśnił nam maluczkim, jak konkretnie odbywa się to opłacanie nauki nauczycielom. Czy na przykład chemik, któremu ubyło zajęć i jego etat jest zagrożony, może sobie skończyć jakiś kurs albo roczne studia podyplomowe z polskiego i będzie po nich nauczał dzieci gramatyki i literatury? Albo pani od rysunków zapisze się na matematykę i zacznie uczyć dzieci geometrii i algebry? Albo inaczej. Rzeczony filolog lub matematyk już dawno skończyli wymagane studia, ale przypomniało im się, że nie przeczytali jeszcze trzeciej części „Chłopów”, albo nie potrafią liczyć pola trójkąta, więc koniecznie muszą iść na studia uzupełniające, oczywiście na koszt podatnika? Bo jeśli tak miałoby to wyglądać, to nie podoba mi się to ani jako podatnikowi, który to wszystko finansuje, ani jako rodzicowi, którego dzieci miałyby być uczone przez matematyka po rocznym kursie.
Dlatego, panie prezydencie, panie starosto, panie przewodniczący komisji – czasem jednak „warto rozmawiać”.
Zobacz pozostałe teksty Bożydara
Masz informację, która nadawałaby się do tej rubryki i chcesz się nią podzielić? Napisz: bozydar.nosacz@outlook.com
Komentarze
10 komentarzy
zawód zaufania społecznego terefere...maja 3 miesiące wakacji to niech się sami dokształcają jak czuja się niedouczeni, a nie za nasze
Szanujący i upatrujący rozwój firmy pracodawca,kieruje swoich pracowników na kursy dokształcające,lub inne formy edukacji,przydatne w zakładzie.Jest to działanie zrozumiałe i korzystne dla obu stron.Kwestionowanie takich działań jest małostkowe,więcej,świadczy o zaściankowości.
PS. Oczywiście mój poprzedni wpis nie odnosi się do Szanownego Pana Rzecznika. Małpia złośliwość nie pozwala mi oczywiście nazbyt go komplementować, ale dziękuję mu za cenny i merytoryczny głos, który na pewno wzbogaca wiedzę czytelników (zwłaszcza, że to ostatnie bez wątpienia nie jest pierwszoplanowym celem rubryki satyrycznej). Polecam się na przyszłość Panie Rzeczniku.
Do Szanownych Krytyków poniżej: Mimo wszystko (nawet gdyby to była prawda) lepiej być "ignorantem prawnym" niż nie potrafić zrozumieć krótkiego tekstu w języku polskim czego zdaje się uczą już w podstawówce. Napisałem TYLKO, że to "niesprawiedliwe", a nie, że jest niezgodne z prawem. A większość tekstu to już w ogóle czegoś innego dotyczy, ale skoro tak wytrawni krytycy są w stanie przeczytać tylko kilka pierwszych zdań to nic na to nie poradzę. Ale nie poddawajcie się, w internecie można czytać to samo nawet 100 razy. Dopóki się nie zrozumie...
Bożydar to prawny ignorant. Nabija się z prezydenta, starosty, radnych a okazuje sie, ze sam powinien być adresatem drwin, bo wypowiada się na temat sprawy, o której nie ma pojęcia i jeszcze przy tym udaje mędrca. Panie Nosacz, może warto najpierw trochę poczytać, a potem udawać dziennikarza?
Po drugie Bożydar Nosacz w pewnym punkcie ma rację – rzeczywiście nauczyciel to nie kucharz. Oczywiście społeczna rola kucharza jest równie ważna, ale role te są po prostu inne. Nauczyciel pracuje w sektorze publicznym – uczy cudze dzieci. Wszyscy chcemy, aby nasze dzieci były dobrze wyedukowane, aby w przyszłości znalazły dobrą pracę. Metodyka nauczania, pomoce naukowe, postęp w nauce sprawiają, że praca nauczyciela jest dynamiczna i potrzebuje on stałego doskonalenia zawodowego. Jest to powód, dla którego ważne by nauczyciele potrafili uczyć w sposób możliwie najbardziej nowoczesny, skuteczny i przyjazny uczniom. Jeśli Bożydar ma dzieci, prawdopodobnie pragnie dla nich tego samego.
Na zakończenie można dodać, że Bożydarowi umknął fakt, że wiele firm, zwłaszcza dużych, prężnych, znanych, nawet państwowych finansuje szkolenia swoim pracownikom, a przecież wszyscy chcemy, żeby nasze dzieci uczyli najlepsi nauczyciele. Warto dodać, że wielu nauczycieli dokształca się każdego dnia samodzielnie za własne środki.
Z wyrazami szacunku Leszek Iwulski Rzecznik Prasowy Urzędu Miasta Racibórz
Szanowni Czytelnicy Nowin, Szanowna Redakcjo
Raciborzanie z dużym zainteresowaniem śledzą rubrykę naczelnego satyryka miasta Bożydara Nosacza, dlatego chcemy odnieść się do ostatniego tekstu tego autora, który wziął pod lupę miejską edukację. Cieszy nas, że „Nowiny” zajęły się miejską edukacją, bo to istotna sfera funkcjonowania miasta, na którą przeznacza się blisko 1/3 całego budżetu Raciborza. Dlatego nie możemy pozostawić bez komentarza nawet tekstu satyrycznego, który traktuje o tak ważnej sprawie.
Bożydar zadał w tekście pytanie - „Dlaczego miasto przeznacza pieniądze na dokształcanie nauczycieli” i stwierdził, że jest to niesprawiedliwe. Niestety nie możemy zgodzić się z taką interpretacją faktów. Miasto Racibórz rzeczywiście przeznacza duże pieniądze na dokształcanie zawodowe nauczycieli. Wynika to jednak nie z upodobań urzędników czy radnych, ale z przepisów prawa. Otóż przepis 70a ust. 1 ustawy Karta Nauczyciela zobowiązuje Jednostki Samorządu Terytorialnego, by „Organy prowadzące szkoły wyodrębniały w swoich budżetach środki na dofinansowanie doskonalenia zawodowego nauczycieli z uwzględnieniem doradztwa metodycznego – w wysokości 1% planowanych rocznych środków przeznaczonych na wynagrodzenia osobowe nauczycieli”.
Rzecznik Prasowy UM Racibórz
Przewodniczący Rycka nie tylko nie ukończył kursu z logiki. Nie ukończył nawet szkoły z maturą. Ale jak widać - nie przeszkadza mu to w kierowaniu komisją oświaty. To jak to jest z tą logiką Panie Bożydarze? Chyba nie działa...
tekst nie jest o "nagradzaniu"
Panie Bożydar, jakoś nie zauważyłem by oburzał się pan, gdy co roku nagradza się sportowców i trenerów. Dlaczego nie nagradza się kucharzy? Dlaczego co roku te same osoby dostają pieniądze?