Paweł Lelonek - pierwszy powojenny prezydent Raciborza
Kiedy Marcin Siwek zaczął zbierać materiały o swym pradziadku, nie spodziewał się, że czeka go tak żmudna i trudna praca. O pierwszym prezydencie Raciborza nie powstało do tej pory żadne wspomnienie, a sprawozdania z działalności powojennej administracji są szczątkowe. Na szczęście obie wojny i trzy powstania śląskie przetrwały zdjęcia i parę dokumentów, na podstawie których można odtworzyć kilka etapów z życia Pawła Lelonka, zanim pojawia się w Raciborzu.
Młodość na służbie
Z książeczki wojskowej porucznika Pawła Lelonka dowiadujemy się, że przychodzi na świat 21 marca 1896 roku w Szopienicach jako syn Marcina i Zuzanny, ma narodowość polską a wyznanie rzymskokatolickie. Jeśli chodzi o wykształcenie, ma zaliczoną szkołę powszechną i cenzus naukowy w Poznaniu. W maju 1916 roku zostaje wcielony do niemieckiej marynarki wojennej Kaiserliche Marine i na jej krążowniku służy do 20 grudnia 1918 roku. W rodzinnym albumie zachowuje się zdjęcie załogi łodzi ratunkowej SMS „Derfflinger”, na którym 20-letni Paweł Lelonek stoi w towarzystwie innych marynarzy. Prawdopodobnie razem z nimi bierze udział w największej bitwie morskiej I wojny światowej, zwanej bitwą jutlandzką. Po skończonej wojnie trafia do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska i bierze udział we wszystkich powstaniach śląskich. Zostaje odznaczony: czterokrotnie Krzyżem Walecznych, Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi, Srebrnym Krzyżem Zasługi i Medalem Niepodległości.
W tym samym dokumencie znajdujemy informację, że w stopniu oficera pełni funkcję instruktora przysposobienia wojskowego na powiat lubliniecki, Katowice i Rudę. W 1924 roku zostaje przeniesiony do rezerwy, ale co jakiś czas uczestniczy w szkoleniach wojskowych, na przykład we Lwowie, skąd pochodzą kolejne fotografie. Na podstawie innych wpisów dowiadujemy się, że w 1932 roku przyjeżdża do Nakła Śląskiego, w którym rozpoczyna pracę jako kierownik wydziału powiatowej opieki społecznej. Później zostaje naczelnikiem gminy Brzozowice – Kamień i urzędnikiem w Lipinach Śląskich (obecnie dzielnica Świętochłowic). Tam całą rodzinę (ma już wtedy żonę i dwóch synów) zastaje II wojna światowa. – Był powstańcem, więc musiał uciekać. Wcześniej przygotował sobie fałszywe dokumenty, na podstawie których wydano mu kenkartę i ukrywając się pod nazwiskiem Franciszek Pyrzanowski trafił do Tenczynka w powiecie chrzanowskim – relacjonuje Marcin Siwek. W styczniu 1945 roku, po przejściu frontu zostaje pierwszym burmistrzem Leśnicy, miasteczka położonego na południowo-wschodnim zboczu Góry Świętej Anny. Stamtąd zostaje oddelegowany w maju do Raciborza. Wkrótce do pierwszego prezydenta naszego miasta dołącza rodzina: żona Stanisława, jej brat Franciszek Krawczyk i dwóch synów: Godzisław i Tadeusz. Dostają przydział i zajmują piętro willi przy ul. Kochanowskiego, gdzie dziś znajduje się przedszkole. – Prababcia nie pracowała, ale jej brat, który nigdy nie założył rodziny, miał warsztat tapicerski, a oprócz tego był legalnym kasiarzem. Jak się w banku zaciął jakiś sejf, to pomagał go otworzyć. Dzięki jego pomocy rodzina mogła przeżyć trudny okres, gdy pradziadek przebywał w więzieniu – tłumaczy Marcin Siwek i pokazuje mi piękny album, który pracownicy Zarządu Miejskiego wręczają Pawłowi Lelonkowi z okazji jego 50. urodzin. Znajdują się w nim zdjęcia jubilata w otoczeniu rodziny i podczas pracy w biurze na Batorego, pamiątkowe fotografie jego zastępców: Ochmana i Hubnera, a także pracowników urzędu miasta i podległych mu placówek. Wśród koszy kwiatów w salonie stoi mężczyzna w szarym garniturze, ze starannie ułożoną fryzurą i przyciętym wąsikiem. Jakie zachowały się o nim wspomnienia wśród najbliższych? – Przedwojenne wychowanie i zapewne wojskowa przeszłość sprawiły, że był bardzo surowy i zasadniczy. Miał silną osobowość, więc dzieci lekko z nim w domu nie miały, ale potrafił zadbać o rodzinę – podsumowuje Marcin Siwek, który pracuje nad odtworzeniem dziejów swojej rodziny.
Milicjanci piją a żołnierze szabrują
Paweł Lelonek pojawia się w Raciborzu 9 maja 1945 roku z grupą operacyjną, której przewodzi starosta powiatu raciborskiego Ludwik Koperczak. Grupa ma za zadanie przejąć władzę w mieście od wojsk radzieckich. – Samorząd terytorialny był w tamtych czasach tak skonstruowany, że prezydent miasta podlegał staroście, starosta wojewodzie śląsko-dąbrowskiemu, a ten z kolei władzom w Warszawie – tłumaczy historyk Norbert Mika, autor książki „Dzieje ziemi raciborskiej”. W sprawozdaniach z działalności Zarządu Miejskiego prezydent tak opisuje zastaną sytuację: „Budynki miasta zostały w 85% wypalone lub zawalone przez pociski, pozostałe były zdewastowane i wymagały remontu. Ludności cywilnej z ogólnej liczby 56.000 zostało zaledwie około 3.000. Życie handlowe miasta wymarło. Brak żywności, trudności w jej dostarczeniu, brak mieszkań, wody, światła, powodowały choroby, jak epidemia tyfusu brzusznego, który osłabł dopiero w bieżącym roku. Mimo to prace organizacyjne miasta postępowały naprzód. Ludzie pracowali będąc często głodni, niedożywieni, nie opłaceni. Wielkie utrudnienie stanowiła w tym czasie przerwana komunikacja tak kolejowa, jak i pocztowa, a nawet telefoniczna”.
To były bardzo trudne czasy. Nie dość, że w mieście nic nie funkcjonowało to jeszcze większość majątku traktowano jako mienie poniemieckie i szabrowano. Prezydent wydawał więc różne rozporządzenia zakazujące kradzieży, ale trudno się było temu przeciwstawić, bo w szaber zamieszani byli urzędnicy, wojskowi i funkcjonariusze milicji. – Musiał też walczyć z komendanturą radziecką, by nie rozkradała miejskich folwarków. Gdy dowiedział się, że sowieci zaczęli wywozić dobra z majątku w Studziennej, wysłał tam swoich urzędników i wojsko – dodaje Norbert Mika, a na potwierdzenie tego w części sprawozdania, która została potem wykreślona czytamy: „Był wypadek, że z auta jadącego do Raciborza, konwojowanego przez trzech pracowników Zarządu Miejskiego, jacyś nieznani osobnicy w mundurach sowieckich, zrabowali cztery metry mąki”. Polscy żołnierze nie byli lepsi: „Odjeżdżające Oddziały I-szej Brygady Panc. WP, przeniesione z Raciborza, wywiozły niezliczoną ilość mebli i rzeczy poniemieckich, mimo interwencji Zarządu Miejskiego. W niektórych wypadkach były to meble już przydzielone pracownikom państwowym lub samorządowym, których przemocą usunięto z mieszkań”. Obraz funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej wypadał równie blado: „są stałymi gośćmi tutejszych restauracji, a nawet niektórych spotkać można w tych lokalach o każdej porze. W rezultacie widok np. zataczającego się funkcjonariusza Milicji należy do rzeczy powszednich”.
Początki administracji
Mimo wielu problemów, Paweł Lelonek stara się być dobrym gospodarzem. Za jego kadencji udaje się uruchomić prawie wszystkie zakłady pracy, ruszają kluczowe dla miasta wodociągi, kanalizacja, gazownia, oczyszczalnia, szpital i tartak, a także kluby sportowe, szkoły i dom kultury. Przede wszystkim tworzy jednak zręby lokalnej administracji. – To jemu zawdzięczamy wprowadzenie w urzędzie dzienników podawczych i sygnatur na wszystkich wpływających pismach. Widać też dużą staranność prezydenta w sprawozdaniach, na których ręcznie dopisywał swoje poprawki. Nie był więc urzędnikiem, który tylko podpisywał dokumenty, ale gruntownie wszystko czytał – tłumaczy Norbert Mika.
Ostatecznie organizacja Zarządu Miejskiego kończy się w styczniu 1946 roku. Powstaje pięć wydziałów: ogólny, finansowy, aprowizacji i handlu, społeczny i techniczny, na czele których stają naczelnicy. Każdy wydział podzielony zaś zostaje na referaty, którymi kierują kierownicy. O wykształconych pracowników jest jednak bardzo trudno. Na 280 osób pracujących w wydziale technicznym jest tylko jeden inżynier i dwóch techników. Prezydent walczy w urzędzie wojewódzkim o przyznanie miastu kredytu na remont budynków mieszkalnych. Zwraca też uwagę na to, że do tej pory nie udzielono mu aprobaty na przyznawanie kartek powstańcom śląskim i działaczom byłego Związku Polaków w Niemczech. Sam od lat piastuje funkcję prezesa powiatowego Związku Weteranów Powstań Śląskich. Jako przedwojenny działacz PPS-u jest też przeciwnikiem połączenia go z PPR-em i głośno się na ten temat wypowiada.
W listopadzie 1948 roku zostaje wezwany do urzędu wojewódzkiego i stamtąd trafia do więzienia w Katowicach. – Oficjalnie powodem jego aresztowania była niegospodarność, ale w rodzinie mówiło się, że chodziło o pozbycie się niewygodnego człowieka. Pradziadkowie mieli przedwojenny majątek, z którego pieniądze w całości poszły na proces. Wyszedł po roku, ale już nigdy do urzędu nie wrócił. Mój ojciec twierdzi, że pradziadka w końcu zrehabilitowano, ale nie posiadamy żadnego dokumentu, który by to potwierdzał – tłumaczy Marcin Siwek. Paweł Lelonek umiera w lipcu 1951 roku. W ostatniej drodze towarzyszą mu tłumy raciborzan, którzy żegnają nie tylko swojego pierwszego prezydenta, ale i gospodarza, który się sprawdził w najtrudniejszych dla miasta czasach.
Katarzyna Gruchot