środa, 13 listopada 2024

imieniny: Stanisława, Mikołaja, Krystyna

RSS

Porządek musi być

04.09.2014 15:56 | 2 komentarze | OK

Antoniego Klimę poznałam w 1992 roku, gdy na łamach „Nowin Raciborskich” zaczął redagować popularną rubrykę Zapiski Przechodnia. Wszyscy pamiętają go jednak przede wszystkim jako kolejarza – społecznika, którym nie przestał być nawet na emeryturze.

Porządek musi być
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Dzieciństwo pana Antoniego związane było ze stacją graniczną Sumina, gdzie jego ojciec Wincenty był urzędnikiem kolejowym. Po wojnie wszyscy przenieśli się do Nędzy, a pan Wincenty zaczął pracę w PKP w Raciborzu. Trafiła tam jesienią 1945 roku Wanda Joniak, która wraz z rodziną została repatriowana z Sambora pod Lwowem. Na młodą Wandę, której ojciec i dziadek też byli kolejarzami, od razu zwrócił uwagę pan Antoni rozpoczynający pierwszą, po powrocie z wojny do kraju, pracę na kolei. Wanda (zwana w rodzinie Klimów Ruską) szybko zdecydowała się na Niemca (tak o Antonim mówiło się w rodzinie Wandy). Mimo wielu różnic łączyła ich przecież wspólna miłość do kolei. Pobrali się w 1950 roku i by tradycji stało się zadość, zaraz po ślubie zamieszkali w domu kolejowym przy ul. Pocztowej. Pani Wanda była urzędniczką ekspedycji kolejowej, a pan Antoni najpierw kierownikiem tej ekspedycji, a później zastępcą naczelnika stacji Racibórz. Przez wiele lat działał też w Związku Zawodowym Kolejarzy. Razem z Aleksandrem Orłowskim zakładał znany w Polsce Chór Męski ZZK „Sygnał”. Był też inicjatorem I i II Ogólnopolskiego Festiwalu Chórów Kolejowych, które odbywały się w Raciborzu w 1975 oraz 1978 roku. Ponieważ miał dziennikarską żyłkę, pisał artykuły do gazety kolejarskiej „Sygnały”. Tematykę kolei często podejmował też na łamach „Nowin Raciborskich”.

Ojciec zawsze był bardzo konsekwentny i wytrwały w tym, co robił – opowiada jego syn Piotr Klima. – We Włoszech nadrabiał stracone przez wojnę lata ucząc się w Alessano, w liceum Armii Polskiej na Zachodzie, gdzie zdobył małą maturę. Pamiętam też jak podczas naszych spacerów często siadał nad Odrą z książką w ręku, bo właśnie postanowił zadbać o swoją edukację i zapisał się do liceum ogólnokształcącego dla dorosłych. Z podobną determinacją kończył studia na Akademii Ekonomicznej, a miał już ponad 50 lat – dodaje pan Piotr.

Dla Pana Antoniego nie było rzeczy niemożliwych. W latach sześćdziesiątych wszystkie swoje pomysły wcielać w życie sam. – Niedaleko stawów przeciwpożarowych przy pomocy pracowników kolei postawił szklarnię – opowiada Piotr Klima. – Hodowano w niej kwiaty, które trafiały potem do wazonów na dworcu PKP. Zdobiły kasy, poczekalnie, biura i świetlicę. W tej ostatniej dbał zawsze o świeżą prasę, książki i gry planszowe, które miały umilać czas oczekującym na pociąg. Wszystkie pomieszczenia musiały być czyste i funkcjonalne – dodaje pan Piotr. Pamięta też jak ojciec, często po pracy przechadzał się po peronach i zbierał znalezione na nich śmieci. Za własne pieniądze kupował też dezodoranty i odświeżał nimi kolejowe toalety. Nie bez powodu dworzec w Raciborzu wygrywał liczne konkursy, organizowane przez PKP. W tamtych czasach był rzeczywiście wizytówką naszego miasta. – Pamiętam, że na terenie sieci PKP organizowane było kiedyś pasażerskie lato – akcję mającą na celu poprawę wizerunku i porządku na dworcach. Antek wpadł wtedy na pomysł, by o wpis w księdze skarg i wniosków poprosić księdza Pieczkę. Wziął więc ją pod pachę i poszedł na parafię. Kiedy wrócił, był nie tylko wpis, ale i pieczątka – wspomina Kazimierz Kazuk, naczelnik stacji PKP w Raciborzu.

Pan Antoni dbał o wszystko, co go otacza i takiej dbałości wymagał też od innych. Jako współpracownik „Nowin Raciborskich” często wskazywał na zaniedbania i pilnował, by zostały one usunięte. Do anegdot można już zaliczyć historię zegara na wieży kościoła farnego, który źle wskazywał godzinę. Całą sytuację opisał w „Zapiskach Przechodnia” z 4 marca 1994 roku: „Od pewnego czasu zegar na wieży kościoła farnego znów „stoi” na godzinie 6.07. Wiemy, że to zegar stary i nie chce mu się już „chodzić”, ale myli przechodniów i to bardzo.” Wielokrotnie interweniował też u proboszcza. – Kiedyś podczas mszy w farnym usłyszeliśmy z ambony, że jakiś człowiek prześladuje księdza i wciąż go pyta, kiedy naprawią ten zepsuty zegar – opowiada Hanna Klima, synowa Antoniego. – A teściowi, który był kolejarzem, po prostu w głowie się nie mieściło, że zegar na rynku miasta może wprowadzać w błąd podróżnych – dodaje. Kiedy przechodzę przez rynek i widzę, że zegar chodzi punktualnie, myślę że to kolejna mała sprawa, którą udało się panu Antoniemu doprowadzić do końca. Zmarł 1 maja 1997 roku. Przedtem zdążył jeszcze oddać do redakcji swoje ostatnie „Zapiski Przechodnia”.

Katarzyna Gruchot