Tragiczne losy księdza Raska z Pstrążnej
Do grona niezwykłych postaci z historii miejscowości Pstrążna na pewno należy zaliczyć ks. Augustyna Raska, którego w Pstrążnej dopadła śmierć z rąk „czerwonych wybawicieli”.
Augustyn Rasek, wtedy jeszcze nie ksiądz, urodził się w rolniczej rodzinie 28 sierpnia 1887 roku w Tworogu Małym pod Gliwicami. W 1908 roku rozpoczął studia na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego, tuż po zdaniu matury. Po studiach jeszcze rok poświęcił na przygotowanie do funkcji duszpasterskich i w czerwcu 1912 roku przyjął święcenia z rąk biskupa Karola Augustina. Tak rozpoczęła się jego posługa. Na początek oddelegowany został do parafii w Sierotach pod Gliwicami, a później pracował jako wikariusz w Katowicach, Zabrzu, Jemielnicy, Chorzowie Starym i na koniec w Królewskiej Hucie. W międzyczasie zdał egzamin proboszczowski. Taki egzamin ma na celu sprawdzenie u danego księdza umiejętności zarządzania parafią w zestawieniu ze znajomością podstaw teologii, prawa kanonicznego, liturgiki i konserwacji zabytków. Ostatecznie 15 lipca 1927 roku ks. Augustyn Rasek rozpoczął swoją pracę w parafii Św. Mikołaja w Pstrążnej.
Ksiądz i gospodarz
– Trafił do nas w okresie międzywojennym. W tym czasie probostwa były jeszcze majątkami ziemskimi, na których pracowali parafianie. Probostwo było jednocześnie dużym gospodarstwem ze świniami, końmi, krowami i rolą. Przy parafii na stale pracowali mieszkańcy wsi, m.in. państwo Mikowie. Podczas żniw dochodzili inni do pomocy. Ksiądz Rasek był dobrym gospodarzem, dbał o swoich robotników. Można było go często spotkać, kiedy przechadzał się między polami z brewiarzem – mówi Agnieszka Rusok, autorka książki „Pstrążna. Moja wioska ukochana”, w której również krótko opisała postać byłego proboszcza. Pani Agnieszka urodziła się w pięć lat po objęciu funkcji proboszcza przez ks. Raska. Wspomina go jako strażnika moralności, a jednocześnie dobrego człowieka. – Kiedy w naszej karczmie odbywały się imprezy, proboszcz przychodził często zobaczyć co się tam dzieje. Kiedy dzieci patrzyły przez okna, to na następnym kazaniu reprymendę dostawali rodzice. Kazania miał siarczyste. Dbał jednak o całą parafię, ale zawsze służył poradą i dobrym słowem. Wyglądał na surowego z racji swojej postury. Był wysoki, otyły – wspomina Agnieszka Rusok.
Klątwa na parafię
Ks. Rasek często jeździł do Dzimierza, gdzie spotykał się z niemieckim oficerem, zarządzającym majątkiem. Pomimo różnych wyznań zaprzyjaźnili się i razem grali w karty. Warto w tym miejscu wspomnieć o jednym wojennym incydencie, który bardzo zapisał się w pamięci mieszkańców. Kiedy powstańcy, podczas specjalnie przygotowanej akcji, chcieli schwytać i prawdopodobnie zabić antypolskiego działacza, ten umknął im i przeklął pstrąską parafię, zapowiadając, że przez kolejne pół wieku żaden nowy kapłan z tej parafii nie wyjdzie. Tak też się stało. Kiedy minęło 50 lat pojawili się czterej młodzi kandydaci do kapłaństwa. Wtedy proboszczem był ks. Augustyn Rasek, który był patriotą i starał się krzewić w mieszkańcach Pstrążnej narodowe tradycje. Ks. Rasek w parafii w Pstrążnej pracował prawie 18 lat do tragicznego roku 1945, kiedy nie doczekał końca wojny.
30 marca
– Kiedy nadszedł czas wojenny, było ciężko. Mieszkańcy skupiali się wokół kościoła i probostwa, bo tam czuli się w miarę bezpiecznie. W 1945 roku przez nasze miejscowości szedł front. Przez 3 miesiące nasza rodzina spała w piwnicy, bo nie było wiadomo, czy dom nie zostanie ostrzelany. Do naszej wsi żołnierze Armii Czerwonej weszli o godz. 6.00 rano 30 marca. To było straszne. Do nas przyszli i rzucili cegłą do okna. Cegła przeleciała tuż obok głowy mojego taty. Wyszliśmy przed dom i dowiedzieliśmy się, że szukają Niemców. Mój tata przysiągł na swoją głowę, że u nas nikogo nie znajdą. Kiedy to powiedział, z naszej stodoły z podniesionymi rękami wyszli dwaj niemieccy żołnierze. Na szczęście czerwonoarmiści nic nam nie zrobili, a Niemców wywlekli do centrum wsi i rozstrzelali. Później mieszkańcy zebrali się na probostwie i żołnierze kazali im uciekać. Ksiądz również poszedł, ale ze względu na złą kondycję został z tyłu. Szedł groblami koło naszych stawów. Tam natrafił na radzieckich żołnierzy, którzy go porwali. Kiedy uciekający mieszkańcy spostrzegli, że jakoś długo nie ma księdza, jeden z nich nazwiskiem Grzenia zawrócił, aby sto sprawdzić. Też trafił na żołnierzy. Rozebrali go do naga i pobili, ale nie zabili. Kazali mu uciekać. Potem zajęli się księdzem, którego maltretowali, m.in. rozcinając brzuch i wyciągając wnętrzności. Kiedy córka Grzeni poszła na poszukiwanie ojca, zastała straszny widok, kiedy ruscy dopadli księdza. Usłyszała później strzał. Nie wiadomo tylko, czy żołnierze zastrzelili ks. Raska przed czy po torturach. Faktem jest, że zauważyli dziewczynę i gonili ją do lasu, gdzie zdołała im umknąć – wspomina dzień 30 marca 1945 roku Agnieszka Rusok, która wtedy miała 13 lat.
Pogrzeb i spuścizna
Ostatecznie parafianie zaczęli szukać księdza, jednak nie udało się natrafić na jego ciało. W końcu ktoś zauważył kawałek czarnego materiału, który wystawał z zasypanego okopu. Było to w Wielką Sobotę 31 marca. Po rozkopaniu okopu znaleziono księdza, którego zwłoki brutalnie wdeptano w ziemię. Mieszkańcy na szybko zorganizowali od miejscowego cieśli prostą trumnę i pochowali swojego proboszcza na miejscowym cmentarzu. Kościół był zniszczony, bo sufit zawalił się na główny ołtarz, więc kondukt pogrzebowy przeszedł z probostwa prosto na cmentarz. W pogrzebie udział wzięło kilkunastu księży. Ksiądz Rasek pozostawił po sobie księgozbiór, liczący 369 tomów. Większość z nich trafiła do krakowskiego seminarium, a część przekazano zakonnikom w Pogrzebieniu. Grób ks. Augustyna Raska znajduje się na parafialnym cmentarzu w Pstrążnej do dziś.
Szymon Kamczyk