Ujawniamy jak działa poseł Siedlaczek
Kulisy zmian w polskim prawie, których skutki odczują przedsiębiorcy w całej Polsce, a które swoje początki mają w Kobyli.
Krzysztof Jabłoński (na zdj.) jest przedsiębiorcą z Kobyli. W 2006 r. zatrudnił się dodatkowo w firmie zewnętrznej i dzięki temu mógł wybrać, aby składki na ZUS były opłacane przez jego pracodawcę. Skutkowało to tym, że przedsiębiorca poczuł ulgę bo sam nie musiał ich opłacać, zaś same składki, które wpłacał za niego pracodawca były niższe. Ten sposób rozliczeń zgodnych z literą prawa i obowiązującymi wtedy przepisami ZUS, wybrało tysiące polskich przedsiębiorców po wcześniejszych konsultacjach z pracownikami zakładu ubezpieczeń, skąd otrzymywali pisemne interpretacje. Powyższy stan trwał do 2009 r. kiedy zmieniły się przepisy. Nowa ustawa mówiła, że nie można wybrać sposobu ubezpieczenia, które w rezultacie byłoby mniejsze niż 50 proc. najniższego wynagrodzenia. – Przez te lata, po kontrolach ZUS-owskich, gdzie inspektorzy analizowali moje dokumenty, w protokole napisali, że płatnik dokonał naliczenia i potrącenia składek zgodnie z obowiązującymi przepisami – wspomina pan Krzysztof.
Niespodziewanie w 2011 r. przedsiębiorca, podobnie jak tysiące innych w kraju otrzymał z ZUS-u niepokojącą decyzję. Z pisma dowiedział się, że wyłączono go z ubezpieczenia emerytalnego i rentowego za okres kiedy równocześnie prowadził swoją firmę i był dodatkowo zatrudniony.
Osoby będące w podobnym położeniu zaczęły się zrzeszać w stowarzyszeniach. Wspólnie manifestowali przeciwko krzywdzącym ich decyzjom urzędników. W 2012 r. rozpoczęły się rozprawy sądowe, podczas których przedsiębiorcy próbowali wybronić się i wskazać, że do czasu zmiany przepisów postępowali zgodnie z literą prawa. ZUS argumentował, że przepisy wcale nie stały po stronie przedsiębiorców. Dziś niemal wszyscy są przekonani, że prawo nie było jasne i dawało pole do dwóch różnych interpretacji.
W przypadku Krzysztofa Jabłońskiego próbowano udowodnić przed sądem, że wcale nie pracował w zewnętrznej firmie. Nie pomagały dokumenty i raporty świadczące o wykonywaniu tej pracy. ZUS domagał się nadpłaty składek, które miałby wpłacać w tym okresie (2006 – 2009) jako przedsiębiorca. Sądy brały zaś stronę państwowego ubezpieczyciela. – W moim przypadku chodziło o prawie 70 tys. zł nadpłat. To by mnie zrujnowało – precyzuje mieszkaniec Kobyli. Dodaje, że żądania ZUS-u przypominały próbę wyłudzenia i zastosowania nowego prawa wstecz.
Pierwszy, który chciał pomóc
Manifestacje i apele do władz w Warszawie nie skutkowały. – Parlamentarzyści w całym kraju, w tym premier i minister sprawiedliwości, do których pisałem niejednokrotnie, chyba do końca nie zrozumieli o co chodzi i ich zainteresowanie sprawą rozwiewały inne sprawy – mówi Krzysztof Jabłoński, który postanowił szukać wsparcia u posłów z naszego regionu. Ze swoją historią trafił m.in. do posła Henryka Siedlaczka. Były starosta raciborski zrozumiał, że tysiącom ludzi dzieje się krzywda i obiecał, że ich wesprze. Od tego momentu zaczął szukać sprzymierzeńców w budynku sejmu. Trafił w końcu do Katarzyny Mrzygłockiej, która przewodzi sejmowej Podkomisji ds. Rynku Pracy. Wspólnie zaczęli szukać rozwiązania.
W międzyczasie w trakcie rozpraw sądowych wielu przedsiębiorców zamykało swoją działalność. Nie wiedzieli jak wszystko się skończy, a zamykając działalność liczyli na umorzenie „długu”. – Sam też o tym myślałem. Chciałem wyjechać za granicę, aby móc utrzymać rodzinę – tłumaczy pan Krzysztof.
ZUS walczy do końca
Za sprawą posła Siedlaczka i jego sprzymierzeńców w Sejmie, coraz głośniej mówiło się o problemach małych przedsiębiorców. Posłowie m.in. zbierali podpisy poparcia wśród swoich kolegów aby zebrać grupę wsparcia. Poskutkowało to tym, że w grudniu 2012 r. prezydent Bronisław Komorowski podpisał Ustawę o umorzeniu należności powstałych z tytułu nieopłaconych składek przez osoby prowadzące pozarolniczą działalność. Ustawa to dziecko komisji posłanki Mrzygłockiej, gdzie tworzono zapisy dokumentu po konsultacjach ze wszystkim stronami. – Nie udałoby się to bez mrówczej pracy waszego posła i kilku innych osób – mówi Maja Szlawska, była członkini zarządu Stowarzyszenia Poszkodowanych Przedsiębiorców RP.
W ustawie przedsiębiorcy zostali jednak podzieleni na tych, którzy zakończyli działalność przed 1 września 2012 r. i tych którzy prowadzą nadal swoją firmę. Według przedstawicieli ZUS ci pierwsi mogli liczyć na umorzenie, zaś ci drudzy chcąc umorzenia naliczonych przez zakład „długów” mieli zwrócić się do Państwa o pomoc de minimis (to wsparcie państwa udzielane przedsiębiorcom). ZUS twierdził bowiem, że umorzenie to pomoc publiczna, państwowa i należy o nią poprosić. Na to zgody przedsiębiorców nie było.
Kropka nad „i”
Po podpisaniu ustawy przez prezydenta została więc wątpliwość czy prowadzący firmy będą nadal „ścigani” i zmuszeni do wniosku o pomoc de minimis. – Uzyskanie takiego wsparcia wcale nie jest łatwe. Trzeba spełnić wiele warunków, z którymi mali przedsiębiorcy na pewno mieliby kłopoty – tłumaczy Maja Szlawska. Dodaje, że poza tym prowadzący działalność i ich prawnicy nadal uważają, że nie robili nic poza to, co określały ówczesne przepisy. Ustawę skierowano do opinii Komisji Europejskiej, która 20 listopada wydała ostateczną decyzję. W skrócie: umorzenie nie może być traktowane jako pomoc państwa w rozumieniu pomocy publicznej. Komisja przychyliła się tym samym do stanowiska, że przepisy w spornym okresie były tak niejasne, że nie można ich interpretować tylko na sposób ZUS-u. – Dzięki tej opinii przedsiębiorcy pozbędą się niezawinionych długów i będą mogli spokojnie poświęcić się pracy, rozwijając swoje firmy z pożytkiem dla kraju – tłumaczy Krzysztof Jabłoński.
Zadzwoń do Jabłońskiego
– Ustawa nie miałaby w ogóle szansy na zaistnienie, gdyby nie współpraca przedsiębiorców z posłami oraz senatorami. Dzięki zrozumieniu istoty problemu przez parlamentarzystów, ustawa została przyjęta przez parlament ponad podziałami politycznymi, jednomyślnie. Przedsiębiorcy, bardzo serdecznie dziękują parlamentarzystom za zrozumienie, czas poświęcony na spotkania z poszkodowanymi oraz za wszystkie działania w tym składane interpelacje. Szczególne podziękowania za wielki trud i współpracę w całym procesie legislacyjnym, składamy pani poseł Ewie Kołodziej i panu posłowi Henrykowi Siedlaczkowi, dla których rozwiązanie problemu przedsiębiorców stało się priorytetem – napisała do naszej redakcji Maja Szlawska, która na co dzień mieszka i pracuje w okolicach Łodzi. Dodała, że zazdrości nam posła Siedlaczka.
Sam poseł pytany o całą sprawę niechętnie chce się wypowiadać. – Zadzwoń do Jabłońskiego, to on tę sprawę rozdmuchał. Napisz tylko, że wszystko zaczęło się tu u nas, w gminie Kornowac, w Kobyli. Ja mu tylko pomogłem – ucina.
Marcin Wojnarowski
„Należenie do mniejszości, nawet jednoosobowej, nie czyni nikogo szaleńcem. Istnieje prawda i istnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny. Normalność nie jest kwestią statystyki” – George Orwell „Mądra i pożyteczna jest władza, która nie dopuszcza, by ludzie czynili sobie nawzajem krzywdy, a jednocześnie nie miesza się do ich pracy i nie zabiera im zarobionego przez nich chleba„ – Thomas Jefferson.
Pragnę, aby te dwa cytaty zawsze towarzyszyły wszystkim urzędnikom, posłom i władzy w naszym kraju, tak jak towarzyszyły panu Henrykowi Siedlaczkowi, posłowi z mojego okręgu wyborczego – mówi Krzysztof Jabłoński.