Prawie rok żyją bez bieżącej wody
Mieszkańcy nie mają wody. Przez zawiłości z własnością budynku miasto i wodociągi nic nie mogą zrobić.
Dla Gabrieli i Mariusza Bochenków z Pszowa dostęp do bieżącej wody to luksus, o którym mogą sobie tylko pomarzyć. Sucho w kranach mają już prawie od roku. Ratuje ich spory zbiornik, który ustawili pod rynną, żeby gromadził deszczówkę. Korzystają też z zastępczych punktów poboru wody. Biorą puste butelki, jadą z nimi do Rydułtów albo Wodzisławia, i wracają z pełnymi. Winą za zaistniałą sytuację obarczają ojca pani Gabrieli, Jana K. Twierdzą, że to on zakręcił im wodę, bo zawór znajduje się w piwnicy jego domu. Dodajmy, że domu, który został niedawno sprzedany. – Jest XXI wiek! Dłużej nie możemy żyć bez wody. Chcemy po prostu sprawiedliwości – mówią bezradni małżonkowie.
Gabriela i Mariusz Bochenkowie od 18 lat mieszkają razem w Krzyżkowicach, przy ul. Grota Roweckiego. Zajmują jeden z dwóch wybudowanych na tej samej działce domów. Bliżej ulicy mieszkał ojciec pani Gabrieli, Jan. K. – Jeszcze przed naszym ślubem obiecywał, że przepisze dom na nas. Mówił, żebyśmy go sobie remontowali. W ciągu kilku lat zainwestowaliśmy w centralne, zrobiliśmy od podstaw drenaż, skuliśmy wszystkie tynki, mamy nowe panele, kafelki i okna – wyliczają małżonkowie.
Ich kłopoty zaczęły się wraz z drugim ślubem ojca pani Gabrieli. – Tyle lat mieszkaliśmy obok siebie i nie było żadnych problemów, aż tu nagle awantura za awanturą. Teść pięć razy w tygodniu dzwonił na policję. Bo mu na przykład furtki nie zamknąłem – mówi pan Mariusz.
Kamery i gaz
Spór przybierał na sile. Wreszcie teść oskarżył zięcia o pobicie. Później zainstalował przed swoim domem kamery i alarm. – Że niby nie czuje się bezpiecznie. Całe Krzyżkowice się z tego śmiały – opowiada pan Mariusz. Dodaje, że Jan K. dopuszczał się złośliwości. – Oblał nam śmietaną okna, a w zimie polał mi samochód zimną wodą. Jak poszedłem do niego i powiedziałem, żeby tego więcej nie robił, to wyciągnął ze skrzyni gaz, popsikał w moim kierunku i zaczął krzyczeć, że go biję... Wszystko widziała mała dziewczynka z naszej rodziny. Była w sądzie świadkiem. Przysięgała, że wujek nie uderzył dziadka, ale psycholog stwierdził, że jesteśmy w bliskiej więzi, więc ona tak powiedziała, bo jest skłonna do manipulacji. No i ja tę sprawę przegrałem, chociaż teścia nie dotknąłem – wspomina.
Sprawa o eksmisję
Mniej więcej dwa lata temu Gabriela i Mariusz otrzymali pocztą ręcznie napisane pismo, że mają się wyprowadzić. – Nie zrobiliśmy tego. Jesteśmy tam zameldowani. Więc ojciec założył nam sprawę o eksmisję. Na każdej rozprawie kłamstwo za kłamstwem. A pomyśleć, że kiedyś we wszystkim mu pomagaliśmy – podkreślają. Wyrokiem z 20 kwietnia 2012 r. Sąd Rejonowy w Wodzisławiu orzekł eksmisję małżonków i przyznał im prawo do lokalu socjalnego. Jednocześnie orzekł o wstrzymaniu wykonania opuszczenia lokalu do czasu, aż Pszów przyzna mi lokal socjalny. – Po eksmisji teść przepisał nasz dom na swojego brata z Ameryki, Krystiana – dodają.
Zakręcony zawór
Eskalacja konfliktu nastąpiła w grudniu ub. r. – Ojciec zakręcił nam wodę. Już wcześniej straszył, że to zrobi. Nawet z żoną nie odbierali rachunków, żeby przyszło zadłużenie. Jak się dowiedzieliśmy, to uregulowaliśmy wszystko i od tamtego dnia płaciliśmy za wodę na swoje nazwisko, bo w piwnicy domu ojca były dwa liczniki. Mamy na to potwierdzenia pocztowe – mówią małżonkowie. Kiedy okazało się, że z kranów w ich domu nie cieknie woda, poinformowali policję, PWiK, miasto Pszów i sanepid.
Sytuację komplikuje fakt, że dom zajmowany przez państwa Bochenków nie jest wyposażony w osobne przyłącze wodociągowe, a odcinek pomiędzy budynkami stanowi sieć wewnętrzną. Pismem z 13 grudnia 2012 r. PWiK w Wodzisławiu również poinformował małżonków, że dostarczenie wody do zajmowanego lokalu będzie możliwe po zawarciu umowy o zaopatrzeniu w wodę. W ocenie PWiK konieczna jest jednak zgoda właściciela nieruchomości. – Państwo Bochenkowie nie mają podpisanej umowy na dostarczanie wody ani z nami, ani z panem K. – informuje prezes PWiK, Wiesław Blutko. Dodaje, że dwa miesiące temu do PWiK wpłynęło pismo pełnomocnika Krystiana K. z prośbą o odcięcie wody od budynku zajmowanego przez Bochenków.
Nie wie, co robić
Jan K. wyprowadził się z małżonką, prawdopodobnie do Raciborza. Nie udało nam się do niego dotrzeć. Jeśli zapozna się z tekstem i będzie chciał się wypowiedzieć, udostępnimy mu łamy gazety. Nowy właściciel domu twierdzi, że nie może włączyć Gabrieli i Mariuszowi wody, bo licznik został zdemontowany, a on za ich zużycie wody płacić nie będzie. Zadeklarował, że teoretycznie zgodziłby się na to, żeby państwo Bochenkowie opłacili sobie ponowne zamontowanie licznika i sami płacili za swoje zużycie, natomiast w praktyce nie wiadomo przecież, ile oni będą tam mieszkać. Nie ukrywa, że ewentualne zawarcie przez państwa Bochenków umowy o zaopatrzenie w wodę będzie dla niego kłopotliwe z uwagi na prawomocne orzeczenie nakazujące opróżnienie lokalu. Dodaje, że jego stosunki z Gabrielą i Mariuszem są dobre. – Spokojnie i kulturalnie „cześć”, „dzień dobry” – zaznacza. Dodaje, że od poprzedniego właściciela usłyszał, że państwo Bochenkowie nigdy za wodę nie płacili. – I ponoć dlatego im zakręcił – mówi.
Miasto nie ma narzędzi
Na razie małżonkowie nie mogą liczyć na lokal socjalny z Pszowa. Miasto ma 36 mieszkań, w tym dwa socjalne, a kolejka jest długa. – Nie możemy zrealizować wniosku o przyznanie mieszkania socjalnego. Toczy się postępowanie i prawdopodobnie będziemy musieli płacić odszkodowanie – tłumaczy burmistrz Pszowa, Marek Hawel. Jeśli takie odszkodowanie zostanie przyznane, teoretycznie powinno trafić do wnioskodawcy, czyli Jana K., jednak ponieważ nie jest on już właścicielem domu, do nowego nabywcy. Burmistrz Hawel dodaje, że miasto nie ma kompetencji, by pomóc małżeństwu w odzyskaniu dostępu do wody.
Małżonkowie nie mają zamiaru wyprowadzić się z domu, który zajmują. – Cała ta sytuacja, te wszystkie oszczerstwa, będą ciągnęły się za nami przez całe życie. Chcemy sprawiedliwości. Płaciliśmy za wodę i chcemy znów mieć do niej dostęp. Przez pierwszy tydzień sądziliśmy, że tak nie da się funkcjonować. A to już prawie rok. Dłużej nie może tak być – puentują.
Magdalena Sołtys
Co mówią przepisy - informuje Konrad Żołnierz, prawnik:
Małżonkowie mają szanse odzyskać dostęp do wody. Powinni zwrócić się z żądaniem ustanowienia odpowiedniej służebności osobistej, względnie wnieść niezwłocznie powództwo posesoryjne (o ochronę naruszonego posiadania). Do żądania dołożyć trzeba wniosek o zabezpieczenie roszczenia. Zgodnie z kodeksem postępowania cywilnego (art. 7301 § 1 kpc) udzielenia zabezpieczenia może żądać każda strona lub uczestnik postępowania, jeżeli uprawdopodobni roszczenie oraz interes prawny. Wniosek taki sąd rozpatruje bezzwłocznie, nie później jednak niż w ciągu tygodnia od wpływu do sądu, chyba że przepis szczególny stanowi inaczej. Brak ciepłej wody – w perspektywie zbliżającej się zimy – oraz prawomocne orzeczenie nakazujące opróżnienie lokalu czynią zasadnym przyjęcie, że brak zabezpieczenia poważnie utrudni osiągnięcie celu postępowania w sprawie. Ponadto, co istotne, w ocenie opiniującego działania poprzedniego właściciela nieruchomości mogły naruszać dobra osobiste małżonków w postaci nietykalności mieszkania, wolności i czci. Naruszenie to może skutkować zadośćuczynieniem pieniężnym na rzecz państwa B. za doznaną krzywdę.