Zmarł cukiernik Alojzy Kojzar
6 marca zmarł Alojzy Kojzar, znany raciborski cukiernik. Słynął z wyrobu wyśmienitych lodów. Miał 98 lat.
Pogrzeb odbędzie się w sobotę 9 marca o godz. 11.00 w parafii Św. Mikołaja.
Alojzy Kojzar pochodził z dzielnicy Żor - Rownia. Jako młody chłopak wybrał zawód piekarza. Gdy miał 22 lata i był czeladnikiem, musiał przerwać pracę, ponieważ został ściągnięty do wojska. W 1940 r. wezwano go pod przymusem do podjęcia pracy piekarza w powiecie raciborskim. W 1945 r. wynajął zniszczoną piekarnię przy ul. Londzina w Raciborzu. W 2005 roku wspominał: - Z zapałem zabrałem się do pracy. Szczęście mi sprzyjało. Poznałem tu przyszłą żonę. Podzielała moje zainteresowania. Wspieraliśmy się wzajemnie, dzieląc doświadczeniem. Było to bardzo potrzebne, ponieważ czasy były ciężkie. Miasto leżało w gruzach. Nie było samochodów. Po mąkę jeździło się do młyna furmanką. Początkowo mieliśmy bardzo wąski asortyment - chleb, bułki, rogaliki. Świadczyliśmy też bezpłatną usługę pieczenia ciasta, które przynosiły gospodynie. Panowała bieda - wszystko było na kartki. Już po roku wprowadziliśmy ciastka i lody. Lód niezbędny do zamrażania lodów przywoziłem z rzeki Odry. Trzymaliśmy go w piwnicy, a lody „kręciliśmy” ręcznie. Dopiero po trzech latach kupiliśmy maszynę
Jego lody nie miały sobie równych w całym mieście. Byli tacy, którzy zwiastowali rychły upadek ich „lodowego” interesu, ponieważ sektor państwowy także zaczął wprowadzać je na rynek. Ku ich wielkiemu zdziwieniu to wytwórnie lodów popierane przez państwo upadły. Oni przetrwali. Uznali to za swój wielki sukces. Oferta Kojzarów była z roku na rok coraz bogatsza. Klienci ściągali tu po wszystkie rodzaje ciastek, a przed świętami po specjalne wypieki. W karnawale - pączki z powidłami, przed Wielkanocą - zajączki z marcepanu, przed Bożym Narodzeniem - serca z piernika, dodatkowo latem lody. Handlarki wracające z targu mówiły, że jak widzą towar na wystawie, to nie mogą obojętnie przejść. Chwaliły, że rogaliki aż rozpływają się w ustach. Były też trudne momenty w prowadzeniu cukierni. Nie ułatwiano życia prywatnej inicjatywie. Bez przerwy nachodziły nas różne kontrole. Nawet w niedziele. Podatki odbierały prawie cały zysk. Przeżywane trudności jednak wzmacniały nasz związek. Jakoś wytrzymaliśmy w tym reżimie - wzdycha Gertruda, żona pana Alojzego.
Pan Alojzy przez wszystkie lata pracy związany był z raciborskim Cechem Rzemiosł Różnych. – Założył go zaraz po wojnie pan Rusek z Warszawy. Bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy, bo wiedział on, że rzemiosło to wieka siła. Był dobrym człowiekiem, ale dla władzy zawsze był „podejrzany politycznie”. Dlatego przed wyborami zwykle zamykali go na 3 dni, a tuż po głosowaniach wypuszczali – wspominał przyjaciela pan Alojzy. Jednym z obowiązków wynikającym z bycia w Cechu było przyjmowanie uczniów. W cukierni Kojzarów było ich wielu. Niektórzy z podopiecznych zostawali w piekarni na stałe, inni otwierali swoje zakłady. Pod okiem państwa Kojzarów uczył się Franciszek Hosnowski, właściciel cukierni przy ul. Przejazdowej, i Alfred Chrobok. Dyplom mistrzowski zdawał też Alfred Malcharczyk. Za swój wkład w kształcenie przyszłych rzemieślników małżonkowie wielokrotnie byli nagradzani przez władze miasta.
O Alojzym Kojzarze czytaj także tutaj
Najnowsze komentarze