Wyrzeźbił tron dla Mariana Dziędziela
Żyje z tego co wyrzeźbi, bardziej znany w Czechach niż w naszym regionie, planuje otwarcie galerii. Krzysztof Popek to kolejny rękodzielnik, którego przedstawiamy na naszych łamach.
Chociaż słowo rękodzielnik nie do końca do niego pasuje. Woli kiedy jego twórczość nazywa się sztuką. - Moje prace oddają stan moich duchowych przemyśleń. Są efektem tego co gdzieś tam we mnie siedzi – mówi.
Kilka tygodni temu, kiedy w Ośrodku Kultury w Gołkowicach odbyła się prezentacja książki-wywiadu z Marianem Dziędzielem, włodarze gminy podarowali aktorowi niecodzienny prezent – drewniany tron. Jego twórcą był Krzysztof Popek. To właśnie przy okazji benefisu Dziędziela wielu po raz pierwszy usłyszało o rzeźbiarzu z Gołkowic.
Najpierw malarstwo
Mieszka na uboczu, w ciszy i spokoju. Do granicy z Czechami, które sam nazywa drugim domem ma rzut kamieniem. Swoją przygodę ze sztuką zaczynał od malowania, głównie abstrakcji. - Malowałem sam dla siebie, głównie ołówkiem i węglem. Jakoś nie miałem odwagi by wyjść z tymi pracami na zewnątrz – wyjaśnia Krzysztof Popek. Jednocześnie jednak dużo podróżował, poznawał ludzi zajmujących się sztuką. Po namowach znajomych sam wreszcie zaczął uczestniczyć w wystawach i plenerach. Głównie po czeskiej stronie granicy. - Tam jest po prostu większe zainteresowanie sztuką, klimat dla jej uprawiania jest przyjaźniejszy niż u nas. I jest o wiele więcej różnego rodzaju galerii, których w naszym regionie brakuje. Co innego na przykład czeska Ostrawa. W Czechach jest po prostu gdzie pokazać swoje prace - wyjaśnia.
Wymyślić trolla
Po początkowej fascynacji malarstwem zainteresował się rzeźbą. Od trzech lat to jego główny kierunek twórczości. Rzeźbi w drewnie, ale także w kamieniu. - Czasem korzystam z pomocy techniki, ale głównie używam tradycyjnych narzędzi, czyli dłuta i młotka – podkreśla. Oprócz rzeźb wykonuje również płaskorzeźby, a także sztukę użytkową na zamówienie. Jego klienci zamawiają nie tylko rzeźbione stoły i krzesła. Wielu przychodzi z własnymi pomysłami. - Ostatnio dostałem zamówienie na trolla, czyli istotę znaną z opowieści fantasy. W takim przypadku wyobraźnia ma spore pole do popisu. Troll przecież nie istnieje, więc po prostu trzeba go wymyślić. Ale zdarza się, że ludzie przychodzą z bardzo konkretnymi oczekiwaniami. Przynoszą zdjęcia bo na przykład chcą by jakaś rzeźba, albo płaskorzeźba miała twarz ich syna lub córki – opowiada artysta. Jak dodaje ludzie, którzy kupują jego prace mają wysokie oczekiwania. - Nie wydają pieniędzy po to by zakupiona rzeźba czy obraz stały w kącie – zaznacza.
Bez weny ani rusz
Popek rzeźbi głównie z własnej potrzeby. Jak sam mówi prace odzwierciedlają jego duchowe odczucia i targające nim emocje. W wielu jego pracach przewija się motyw dłoni. - Po prostu je lubię – tłumaczy. Nie brak też motywów religijnych oraz związanych z miłością. Niektóre rzeźby, te największe powstają przez wiele tygodni. Artysta wyjaśnia, że nie lubi tworzyć na siłę. - Muszę czuć tę artystyczną wenę. Jak jest to wtedy mogę pracować przez wiele godzin bez przerwy. To wynika też poniekąd z tego, że lubię szybko widzieć efekty swojej pracy. Ale jeśli wena znika przestaję. Rzeźbienie na siłę nie ma sensu. Można popsuć wtedy całą pracę – opowiada. Szczególnie lubi rzeźbić w kamieniu. - To po prostu trwalszy materiał. Może cięższy w obróbce, ale dłużej wytrzymuje próbę czasu. Nie trzeba go konserwować, przez co gotowa rzeźba jest łatwiejsza w utrzymaniu – wyjaśnia.
Otwarcie galerii w przyszłym roku
Za jakiś czas niektóre prace Krzysztofa Popka zostaną udostępnione szerszej publice. W domku po babci urządza galerię „En Plain Air”. Planuje, że uda się ją otworzyć w przyszłym roku. W galerii już znajdują się prace z pierwszego okresu jego twórczości, a więc kilka obrazów, a także rzeźby i płaskorzeźby. Musi nazbierać jeszcze trochę więcej eksponatów. Na razie nie jest o to łatwo, bo jego prace cieszą się dużą popularnością i są chętnie kupowane.
(art)