Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Rodzimi przedsiębiorcy na nich psioczą, starsi mieszkańcy sobie chwalą

13.01.2012 16:12 | 19 komentarzy | abs

Sklepikarze z Połomi skarżą się na obwoźnych handlarzy.

Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Sklepikarze i przedsiębiorcy z Połomi mają dość handlarzy obwoźnych, pojawiających się w ich okolicy. Chodzi o samochody, bezpośrednio z których sprzedawane jest pieczywo, ciastka, a nawet mleko. Połomianie napisali w tej sprawie pismo do wójta gminy Mszana, skarżąc się na „nieuczciwą konkurencję”. „To osoba obca, nie prowadząca działalności na terenie gminy” – piszą sklepikarze. „To doprowadziło do spadku obrotów, co może prowadzić do bezrobocia”.

Psują naszą robotę

Niektórzy właściciele sklepów w Połomi twierdzą, że handlarze obwoźni zabierają im klientów, dowożąc niemalże pod same domy mieszkańców chleb, ciastka, torty, a nawet mleko czy masło. – Psują nam pracę – mówi Grażyna Krzyżok, właścicielka cukierni. – Sprzedają bez opłaty targowej, zatrzymując się na drodze gminnej. My płacimy podatki, oni opłaty targowej do gminy nie wnoszą. Jaka to sprawiedliwość? – denerwuje się kobieta.

Pomysłodawcą skargi do wójta jest piekarz Leon Borgiel. – Od dwóch miesięcy auto z Radlina wozi tu chleb i kołaczyki– mówi. – Kierowca podjeżdża pod same domy i sam sprzedaje te artykuły. Niektórzy mieszkańcy sobie to chwalą, bo mają dostawę pod nos. Ale to uderza bezpośrednio w nas, przedsiębiorców z Połomi. W  mojej firmie z tego powodu obroty spadły co najmniej o 20 proc. 

Ale nie wszyscy sprzedawcy mają „z górki” na obwoźnych handlarzy. Irena Krótki, szefowa sklepu przy ul. Szkolnej mówi, że dla niej nie stanowią oni zagrożenia. - W przeciwieństwie do marketów – mówi.

Gdzie higiena?

Połomscy sklepikarze wytykają obwoźnym handlarzom (których podobno pojawia się tu trzech)  brak dbałości o zachowanie odpowiednich warunków sanitarnych przy sprzedaży artykułów żywnościowych. Jedna ze sprzedawczyń mówiła nam, że obwoźni nie mają wymaganych fartuchów, ciastka sprzedają bez użycia rękawiczek, prosto z ręki. A co na to sanepid? – pytają kąśliwie właściciele sklepów.

– Każdy samochód z handlem obwoźnym musi mieć nasze zatwierdzenie na prowadzenie takiej działalności – mówi Barbara Orzechowska, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Wodzisławiu. – Kierowca sprzedający żywność musi mieć fartuch i aktualną książeczkę zdrowia. Oczywiście ciastka, czy kołaczyki, o których mowa, powinien sprzedawać przez rękawiczki, czy używając woreczka. Trudno mi powiedzieć, czy tak jest, czy nie. Jeśli któryś z mieszkańców Połomi zauważył łamanie zasad higieny przez handlarzy obwoźnych, zawsze może złożyć do nas skargę, ujmując w niej dane takiego handlarza oraz numery rejestracyjne jego samochodu.

Dyrektor Orzechowska dodaje, że sanepid prowadzi wyrywkowe kontrole sprzedających artykuły żywnościowe. W zależności od rodzaju obiektu, asortymentu, czy aktualnego stanu sanitarnego, kontrola taka może odbywać się np. raz na rok, dwa, a nawet trzy lata zgodnie z przepisami prawa żywnościowego. Trudno jest to robić częściej także dlatego, że w samym tylko powiecie wodzisławskim i Jastrzębiu-Zdroju z około 2 tys. obiektów spożywczych, handlem obwoźnym zajmuje się ok. 65 sprzedawców. Ale jeśli pojawiają się skargi na któregoś z handlarzy zawsze przeprowadzana jest dodatkowa kontrola, która potwierdza lub wyklucza zarzuty.

Co komu jest na rękę?

Podczas gdy właściciele sklepów z Połomi psioczą na konkurencję, z handlu obwoźnego bardzo zadowolonych jest wielu mieszkańców, zwłaszcza tych starszych. – Do nas przyjeżdża tylko auto-piekarnia – mówi 86-letnia pani Anna. – Ale chciałabym, żeby z auta można było kupić wszystko: i cukier, i masło, czy wędliny. Bo dla mnie starej, to duża wygoda, kiedy mam dostawę pod sam dom. A sklepikarzom z Połomi pani Anna radzi: - Niech zejdą trochę z cen, to będą mieli więcej klientów.

Przysłuchujący się rozmowie młody mężczyzna obrusza się na taką argumentację: - Artykuły sprzedawane z auta są drogie, wcale nie tańsze niż w sklepie – mówi. - Tu magnesem, przyciągającym prawie wyłącznie ludzi starych, jest to, że ci handlarze podjeżdżają z towarem pod same drzwi domów.

Wójt Mszany, Mirosław Szymanek zwraca uwagę, że w przypadku handlu obwoźnego ścierają się interesy różnych grup społecznych.-  Z jednej strony są właściciele sklepów z Połomi, którzy płacą podatki i mają rację buntując się przeciwko obwoźnemu handlowi, za który nie jest wnoszona opłata targowa. Ale trzeba pamiętać, że można ją egzekwować tylko wtedy, gdy handlujący robi to na terenach gminnych. A ci sklepikarze najczęściej wjeżdżają na prywatne posesje. Z drugiej strony są konsumenci, starsi ludzie, którym na rękę jest dostawa żywności pod sam dom – mówi.

Marginalny problem?

Ustawa z 19 listopada ubiegłego roku nakłada co prawda na gminy obowiązek wyznaczenia miejsc do handlu i ściągania z obwoźnych handlarzy opłaty targowej, ale tylko w przypadku, gdy handel odbywa się na gruntach gminnych. Ale samorządowcy zwracają też uwagę, że jest ustawa o opłatach i podatkach lokalnych, która mówi,  że opłacie targowej podlega każda sprzedaż na terenie gminy. Czy więc także handel na terenach prywatnych mieszkańców? Na to pytanie żaden z zgadniętych o samorządowców nie potrafił dać jednoznacznej odpowiedzi.  
A jak i czy z problemem handlu obwoźnego radzą sobie inne gminy? Kilka miesięcy temu podobny problem był zgłaszany na sesji Rady w Marklowicach. Radny Damian Chrószcz wyliczył nawet, że z tytułu nie opłacanej opłaty targowej przez obwoźnych handlarzy gmina traci rocznie blisko 3 tysiące złotych.
- To marginalny problem – uważa Tadeusz Chrószcz, wójt Marklowic. – Ktoś wozi chleb, a dwóch sklepikarzy robi z tego powodu raban. Należy wyważyć problem i pamiętać o starszych ludziach, dla których sprzedaż obwoźna jest dużą wygodą. Wójt dodaje, że gmina poinformowała obwoźnych handlarzy o konieczności uiszczenia opłaty, ale póki co, żadne pieniądze nie wpłynęły.

Anna Burda-Szostek