Park przy magistracie w Rydułtowach
Niedaleko urzędu miasta ma powstać park. Przewidywana powierzchnia wyniesie około 0,9 hektara. To dobra propozycja dla 20-tysięcznego miasta, w którym terenów zielonych jest jak na lekarstwo.
Planowany park zajmie teren po ogródkach działkowych, także okolice stawu Barbara i grunty przy potoku.
Utworzenie parku miejskiego zasugerowali mieszkańcy w ankiecie, którą magistrat przeprowadził trzy lata temu. Pytania dotyczyły m.in. sposobu spędzania wolnego czasu. Wśród tysiąca mieszkańców, którzy wypełnili ankietę, zdecydowana większość wskazała na park. - Byliśmy tym zaskoczeni. Trzy lata temu mieliśmy w mieście Park Hvidovre, który był w stanie agonalnym i zaniedbany park przy Urzędzie Stanu Cywilnego. Więc faktycznie porządnego parku nie było – mówi Krzysztof Jędrośka, sekretarz miasta.
Proponowany pod park teren obejmuje m.in. zasłonięte betonowymi płytami studnie przy tzw. stuczku. Niegdyś było to popularne wśród rydułtowików ujęcie pitnej wody. Krzysztof Jędrośka wyjaśnia, że źródło miało pełnić rolę zapasowego ujęcia w razie kłopotów z dostawą wody. Ponieważ jednak wydajność była zbyt mała do traktowania stuczka jako pewnej rezerwy, studnie zabezpieczono betonowymi płytami. Miało to uchronić źródło przed zniszczeniem. - Działo się to jeszcze za burmistrza Sikory, około 8 lat temu – mówi sekretarz.
Niewykluczone, że studnie ożyją wraz z parkiem. Ale sposób wykorzystania źródła władze miasta pozostawiają autorom koncepcji parku. Jeśli pomysły na ujęcie będą sensowne, być może zostaną wcielone w życie. Urząd miasta dopiero ogłosi konkurs na koncepcję. Kiedy spłyną propozycje, burmistrz je przeanalizuje i być może na ich podstawie zleci przygotowanie projektu. Wtedy też będzie wiadomo w przybliżeniu, ile park będzie kosztować. Inwestycja na pewno nie będzie realizowana w tym roku.
Byłe ogródki działkowe, na których powstanie część parku, wróciły na dobre do miasta w zeszłym roku. Wróciły do miasta, choć faktycznie były gruntami miejskimi. Brzmi co najmniej dziwnie, ale to prawda. Kilka dekad wstecz istniał tu rzeczywiście ogród z kilkunastoma działkami. W latach 70. zeszłego stulecia ówczesne władze miasta przeniosły działkowców na teren za cmentarzem komunalnym. Opustoszałe ogródki przy magistracie stanęły ugorem. - Zaglądał tu może jeden pan – mówi sekretarz. W temacie ogródków przy ul. Ofiar Terroru nic się nie działo do momentu dojścia do władzy Korneli Newy. Postanowiła wyczyścić sytuację prawną z działkami, by odzyskać kontrolę nad gruntem.
Działania urzędników nie przeszły bez echa wśród 11 działkowców, którzy formalnie mieli tu ogródki. Kiedy dowiedzieli się o staraniach burmistrza, obsadzili grządki, wykosili trawniki. Wiedzieli, że w razie odebrania im działek, będą im się należeć odszkodowania za utracone zbiory. Rzeczywiście urząd miasta wypłacił w zeszłym roku każdemu z 11 działkowców średnio 5 tys. zł rekompensaty. Krajowe władze działkowców uchwałą przekazały teren miastu.