Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

Wicestarosta Chrobok: Zarządzanie powiatem to nie zarządzanie miastem. Tu trzeba porozumienia

01.10.2024 07:08 | 13 komentarzy | FK

Z wicestarostą powiatu wodzisławskiego Barbarą Chrobok rozmawiamy o wrześniowej powodzi, zarządzaniu powiatem, szpitalu i powiatowej oświacie.

Wicestarosta Chrobok: Zarządzanie powiatem to nie zarządzanie miastem. Tu trzeba porozumienia
Wicestarosta Barbara Chrobok odpowiada między innymi za oświatę.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Fryderyk Kamczyk. - Zacznijmy od tego chrztu bojowego, który po kilku miesiącach pani dostała, czyli powódź i działania z tym związane. Jak to wszystko wyglądało?

Barbara Chrobok. - Chyba nikt sobie nie wyobraża, żeby mieć taki chrzest. Na stanowisku tak odpowiedzialnym, zazwyczaj te namaszczenie w boju, że tak powiem, związane jest ze sprawami mniejszego kalibru, natomiast tu los nas nie oszczędzał. Weekend powodziowy, bo tak go nazwijmy, był weekendem, który przyszedł nagle. Nie można było podejść do tego inaczej, jak przez pryzmat standardowego przygotowania do sytuacji kryzysowej. I ogromnie chylę czoło do moich wszystkich poprzedników, bo rzeczywiście magazyn kryzysowy był przygotowany w stu procentach. Sytuacja kryzysowa zawsze się rozwija i potrzeby mogą się okazać olbrzymie. Zaopatrzenie w worki, w włókninę, w geowłókninę było jak najbardziej prawidłowe. Chylę również czoła przed moimi partnerami, z którymi przyszło mi pracować. Dlatego, że nikt nie dał mi odczuć, że jestem pierwszy raz w takiej sytuacji. Każdy wzajemnie się wspierał i to chyba jest najważniejsze. Niezależnie czy sytuacja kryzysowa jest mała czy duża, to zawsze może się wymknąć spod kontroli i ważne jest to, żeby nie myśleć co się stało, tylko co dopiero może się stać.

- Powiat został jednak oszczędzony. Mogło być gorzej. Choć w Lubomi, Wodzisławiu i Rydułtowach zalało budynki. Zabezpieczenia przeciwpowodziowe zadziałały...

- Nie chciałabym mówić przy osobach, które zostały naprawdę dotknięte powodzią w naszym powiecie, że powiat został oszczędzony, bo pewnie oni tak tego tego nie czują. Niektórzy ludzie zostali poszkodowani naprawdę w różnym zakresie. Są osoby, które w ogóle nawet nie zauważyły, poza informacjami medialnymi, że była powódź, ale są też tacy, u których zniszczenia, szczególnie materialne, były naprawdę spore, bo jeśli ktoś miał w piwnicy dobry sprzęt, albo miał na przykład zapasy, które miały zapewnić mu funkcjonowanie przez dłuższy czas, np. w gospodarstwie rolnym, to to są znaczne zniszczenia i te osoby naprawdę mogą mówić o dużej stracie. Natomiast musimy sobie zdawać sprawę z tego, z czym walczyliśmy. Walczyliśmy z żywiołem. Żywioł to jest coś, czego jeśli się nie ujarzmi, nie kontroluje i nie jest się przygotowanym na jego wystąpienie, to możemy sobie tylko zobaczyć, jak wyglądają zdjęcia, czy filmy z powodzi u naszych sąsiadów w gminach, powiatach ościennych. Natomiast nam też to groziło i dzisiaj możemy się cieszyć, że to nie nadeszło, więc było to działanie wszystkich nas, aby ograniczyć skalę szkód.

- Co teraz, jako powiat, musicie zrobić? Naprawić powstałe uszkodzenia, uzupełnić magazyn?

- Najważniejsze jest uzupełnianie magazynu. Drugie w kolejności jest wyciągnięcie wniosków z tych dni, które miały miejsce. Na pewno będziemy dyskutować z włodarzami gmin, aby poprawić to, co nie do końca prawidłowo funkcjonowało, bo z każdej nauczki, z każdego doświadczenia trzeba wyciągać wnioski, aby poprawiać stan. Uważam, że tu również mimo tego, że jesteśmy zadowoleni, że udało się ograniczyć tę wodę w pewnym zakresie, to wnioski musimy wyciągnąć i to jest dzisiaj najważniejsze. Oczywiście sprzątanie to już jest rola gospodarzy na gruntach, natomiast już mamy sygnały, że z tym sprzątaniem będzie bardzo duży problem, bo to nie jest kwestia tylko siły i chęci, to jest również kwestia utylizacji odpadów, które woda naniosła i z tym może być problem. Już mamy zgłoszenia, że są problemy i to trzeba będzie regularnie wspierać i pomagać tym gospodarzom, bo to są zarówno osoby fizyczne, jak i włodarze gmin, jak i podmioty, które realizują swoje zadania na ziemiach zalanych.

- A techniczne jak to wygląda jeżeli chodzi o powołanie sztabu? Dostajecie komunikaty z województwa itd.?

- Otrzymujemy sygnał z województwa, również na bieżąco monitorujemy stan wody i przede wszystkim prognozę pogody. Biorąc pod uwagę stan wód i prognozę pogody oraz to, co się działo u sąsiadów, czyli w Czechach, wiedzieliśmy, że woda do nas przyjdzie. Jeszcze wtedy nie było wiadomo jaka to będzie ilość, natomiast wiedzieliśmy już, jakich można ewentualnie spodziewać się opadów. Wówczas zdecydowałam się powołać pierwszy sztab, który był sztabem typowo sprawdzającym stan gotowości wszystkich służb na naszym terenie. Oczywiście ten sztab nie był długi. Tu nie chodziło o to, żeby wymieniać poszczególne stany magazynów, bo one są prowadzone na bieżąco, ale żeby usłyszeć głos Powiatowej Straży Pożarnej, Policji, wszystkich jednostek, że tak rzeczywiście my jesteśmy gotowi i mamy w stanie zagrożenia już postawione wszystkie ochotnicze straże pożarne. Ludzie wiedzieli, by na ten weekend raczej ograniczyć planowanie jakichkolwiek wyjść, imprez, wyjazdów po to właśnie, aby być w pełnej gotowości. Kolejnym krokiem było wysłanie do gmin pism porządkowych, czyli prośby o sprawdzenie studzienek, stanów magazynowych. To była kwestia naprawdę tylko przypomnienia, bo w ferworze walki przy tym, że nadchodzi zła wiadomość można o czymś zapomnieć, aczkolwiek ja sobie zdaję sprawę z tego, że włodarze doskonale realizują swoje zadania w każdej z gmin, która należy do naszego powiatu. Przy okazji chciałabym podziękować wszystkim służbom i osobom cywilnym za zaangażowanie oraz sołtysowi Olzy.

- Nadszedł w końcu ten kulminacyjny moment...

- W końcu woda nadeszła i już wiedzieliśmy, że ona jest. Z każdą kolejną godziną tej wody przybywało w korytach rzek. Właściwie zaczęło się od podtopień lokalnych dróg, od drogi powiatowej i od dróg miejskich. Te sygnały przychodziły naprawdę z dużą szybkością, co 15 minut wiedzieliśmy wszyscy, która droga jest zalana, gdzie już rzeka wylała. Zaczęło się od tych niewielkich rzek. To nie było to, na co byliśmy przygotowani. Woda występowała z całkiem niewielkich potoków i rowów. Ona szła w tempie błyskawicznym i co można powiedzieć najgorszego w przypadku sytuacji kryzysowej to to, że oczywiście oprócz tego, że walczymy z żywiołem, trzeba walczyć jeszcze z dwoma rzeczami. Z paniką, która wywołana jest przez dezinformację osób, które nie mają żadnego dojścia do informacji prawdziwych, np. taka, że nadchodzi wielka woda z Czech. Takie komunikaty, które pojawiały się w mediach społecznościowych paraliżowały również mnie. Ja miałam informację ze sprawdzonego źródła, że woda owszem idzie duża, natomiast wały wytrzymają, również taką, że będziemy mieć do czynienia z większą wodą i należy monitorować, należy sprawdzać i zdawać sobie sprawę z zagrożenia. Za dwie minuty czytamy w mediach społecznościowych informację pana X czy pana Y, który dał mieszkańcom sygnał, że idzie wielka fala Czech i on ją widział. No jak można zobaczyć wielką falę? To nie jest tsunami, które podnosi wodę na wysokość dwóch czy trzech metrów. Ta woda idzie bardzo spokojnie. Był moment, w którym wielka fala przeszła, a myśmy stali obok i jej nawet nie zauważyli, bo ten stan wody i tak się podnosił.

- Trzeba jednak zrozumieć obawy ludzi.

- Drugą sprawą są właśnie obawy mieszkańców. Bardzo uzasadnione, bardzo realne. Z jednej strony trzeba je opanować, aby nie doszło do zbędnej paniki, a z drugiej strony nie można ludzi uspokajać na siłę wiedząc, że ta wielka woda nadchodzi i wszystko się może zdarzyć. Więc tłumaczenie mieszkańcom, że tak, to jest czas na to, żeby ewentualnie przełożyć wartościowe, drogie rzeczy, rzeczy, które mogą ulec zniszczeniu i zabezpieczyć je. Podjęcie decyzji, że to jest ten dobry moment, żeby rozpocząć ewakuację samochodów, zwierząt itd. Lepiej po zamknięciu sytuacji kryzysowej, po jej zakończeniu sprowadzić te rzeczy z powrotem niż zastanawiać się, że można było to zrobić dużo wcześniej. W momencie kiedy wiemy, że stany ostrzegawcze już poszły, a woda idzie dalej, to tak naprawdę do wylania tej rzeki jest zbyt mało czasu, żeby się ewakuować, a ludzie nie mieli by czasu na to, żeby zebrać swój dorobek życia i go uratować. Więc czasami naprawdę warto pomyśleć o tym wcześniej i taki był też nasz komunikat. Nie po to, aby panikować, nie o to, żeby tą panikę wzbudzać, ale po to, żeby przemyśleć gdzie można ulokować auto, wywieźć swoje rzeczy, gdzie zabezpieczyć dzieci i osoby starsze. To są informacje, które są potrzebne na wypadek sytuacji kryzysowej. My takie plany mamy. Natomiast wątpię, czy mają je mieszkańcy na co dzień, bo każdy z nas żyje dniem codziennym i problemami, kryzysami dnia codziennego.

- Nie było jeszcze okazji porozmawiać o objęciu przez panią funkcji wicestarosty. Wiceprezydent Chrobok to była zupełnie inna funkcja niż wicestarosta Chrobok. Co panią najbardziej zaskoczyło, co jest tu zupełnie inne w sensie zarządzania?

- Na pewno kwestia podejmowania decyzji przez zarząd. W przypadku miasta jest to decyzja prezydenta. Oczywiście ma swoich doradców, ma swoich zastępców. Zarząd w cudzysłowie, osoby, które są blisko prezydenta i jednak uczestniczą w naradach, podejmują decyzje, oczywiście później rada miasta. Tutaj decyzja jest podejmowana przez 5 osób, przez 5 członków zarządu i to jest dosyć spora różnica. Nie mogę sama powiedzieć, że będę szła w jakimś kierunku i taka jest moja propozycja, natomiast muszę tą propozycję przedstawić moim partnerom, współrządzącym osobom, które mają, jakby nie było, skrajne podejście do wielu tematów. Ja zawsze mówię, że mam przy swoim doświadczeniu zawodowym wielkie szczęście współpracować z ludźmi naprawdę kompetentnymi i z ludźmi, którzy mają bardzo podobne patrzenie na różne sprawy jak ja. Nawet jeśli ono jest inne, potrafimy się wzajemnie przekonać. Tym razem znowu mam szczęście, bo jeszcze nie było na żadnym zarządzie tak, żebyśmy musieli się kłócić i odeszli ze stołu ze skrajnie negatywnymi uczuciami i nie udało się zrobić nic. Oczywiście mamy różne podejście do spraw, natomiast staramy się zawsze negocjować. Mamy różne patrzenie, bo jesteśmy jednak wybierani przez różnych mieszkańców, przez różne gminy, różne środowiska, różne interesy. Ważne by spotkać się w środku i znaleźć najbardziej optymalny program.

- W środowisku politycznym mówi się, że Barbara Chrobok to twarda wojowniczka. To chyba ciężko takiej wojowniczce działa się w zespole?

- Jeśli tak jest, to pewnie gdzieś sobie na to zasłużyłam, natomiast wojownikiem się jest od początku do końca. To wojowanie w tym momencie nie jest bieganiem, krzyczeniem, czy zawracaniem wody w rzece, tylko jest właśnie rozmową przy stole, przy zarządzie, przy współpracownikach i przedstawianie kolejnych argumentów. Jak się nie uda tym razem, to wierzę, że będę szukała dalej argumentów, żeby i tak iść tą drogą, na której mi zależy. Tak jak powiedziałam, ja jestem przy wyborach, jestem kobietą, która mieszka w tym powiecie, która w tym powiecie pracuje, która urodziła się w nim i ma dzieci, wnuki i rodzinę i to nie tylko w jednej, ale jednak w różnych gminach tego powiatu i chciałabym reprezentować te dzieci, młodzież, dorosłych, tak jak sama bym sobie życzyła. Nie zawsze oczywiście tak można, brakuje środków finansowych, brakuje możliwości, uzależnieni jesteśmy od innych podmiotów, natomiast myślimy ciągle o nas. To jest najważniejsze. Nie o Barbarze Chrobok, tylko o tych wszystkich grupach społecznych, które Barbara Chrobok reprezentuje. To wymaga jednak takiego szerszego widzenia, bo na przykład, jako że tak powiem funkcjonariusza miejskiego, to średnio mnie interesowało co się dzieje w Chałupkach na przykład, a teraz niejako jako członka zarządu muszę też się interesować, co się dzieje w Chałupkach i w Pogrzebieniu, a także trochę też w innych miejscowościach ościennych. Jest to takie jakby poszerzenie informacji i też wizji, jest to na pewno trudniejsze. Z całą pewnością moje patrzenie zostało bardzo zdeterminowane na dużo większy obszar niż kiedyś. Kiedyś to był Włodzisław plus ościenne miasta i gminy, w tej chwili to jest powiat plus powiaty i gminy ościenne do gmin, które są w powiecie. Oczywiście tak to musi być, ale i działka jest dużo większa. Mimo tego, że jako wicestarosta mam swój pion, to oprócz tego zasiadam w Radzie Społecznej Szpitala. Poza tym jeszcze z czasów poprzednich pozostał mi szpital w Gorzycach jako Rada Społeczna. Tych zadań jest naprawdę sporo, jestem osobą, która lubi wiedzieć i lubi interesować się tym, co się dzieje wokół, bo jestem to winna mieszkańcom. Przestałam też być osobą anonimową. Kiedy idę z psem, ludzie mnie zaczepiają i pytają się czy pani nam może powiedzieć, czy pani wie, w którym kierunku to zmierza itd. Moim obowiązkiem jest tym osobom odpowiedzieć, podpowiedzieć, przekazać te informacje, które są pewne, albo w którym kierunku nasza polityka w powiecie zmierza. Niestety nie zawsze to są sygnały dobre, nie zawsze to są decyzje dobre, które ich satysfakcjonują. Na pytanie co tak naprawdę trzeba mieć na stanowisku wyższym zarządzającym (czy to w gminie, czy też w powiecie) i to się nie zmienia, odpowiem że trzeba mieć bardzo grubą skórę. Trzeba wysłuchać pretensji, które są kierowane do mnie i do moich kolegów, aktóre nie zawsze są prawidłowo skierowane, bo często adresatami powinny być inne osoby. Natomiast taki jest nasz obowiązek żeby te osoby wysłuchać, pomyśleć czy można im pomóc i realizować to zgodnie z kierunkiem. No i jeszcze pozostaje podejmować bardzo niepopularne decyzje i to jest chyba najtrudniejsze. Ja jako mieszkanka też bym wolała powiedzieć, chciałabym mieć to, chciałabym mieć tamto. Natomiast w momencie kiedy się już zasiada do stołu, ma się portfel, ma się ograniczone środki finansowe, ograniczone działania, ograniczone możliwości, to powiedzenie tego, że chciałoby się czegoś co jest trudne do zrealizowania, jest troszeczkę za mocne.

- Mówiliśmy, że są różnice w zarządzaniu. Ale administracja powiatu jest też bardziej skomplikowana. Na przykład rzecznik praw konsumenta musi składać sprawozdania do UOKiK itd. Jest to tak zwana administracja zespolona.

- Tak, jest to na pewno jakaś trudność. Powiat ma bardzo dużo zależności i do tego się trzeba dostosować. Nie jest to coś, co byśmy mogli na swoim poziomie zmienić, bo to po prostu jest. Mamy bardzo dużo zależności ze Skarbem Państwa, z podmiotami, które znajdują się w gminach, chociażby zarządzanie kryzysowe. Nie możemy działać tylko i wyłącznie my jako powiat, tylko powiat to są gminy, więc też to trzeba zrozumieć. Jako przykład może być właśnie sam szpital, który jest powiatowy, jednocześnie jest to całkiem inna jednostka organizacyjna, służąca mieszkańcom całego powiatu, więc nie można powiedzieć, że jest to sprawa tylko i wyłącznie powiatu ale organizacyjnie rzeczywiście podlega pod powiat. Natomiast jest to instytucja czy podmiot, który leczy osoby z każdej gminy powiatu, więc tych rzeczy zależnych jest w jedną, czy w drugą stronę jest bardzo dużo.

- Mówiła pani o problemach ze szpitalem. Ale generalnie ta sytuacja się chyba stabilizuje?

- Jestem daleka od tego żeby powiedzieć, że szpital się stabilizuje, bo do stabilizacji potrzebny jest przede wszystkim spokój finansowy. Natomiast przy obecnym finansowaniu opieki zdrowotnej ten temat jest trudny szczególnie dla szpitali, które nie są specjalistycznymi, dotowanymi w inny sposób. Teraz ja i moi koledzy z Rady Powiatu obrywamy dosyć mocno za powiedzenie głośno, że szpitala w Rydułtowach nie ma. Tego szpitala nie ma w Rydułtowach już od dłuższego czasu. Pozostawienie tego tak sobie, że niby on jest, a go nie ma powodowało tylko bardzo dużo dezinformacji, powodowało brak możliwości działania, żeby w końcu zacząć zagospodarowywać ten obiekt w inny sposób. Do tego powodowało, że ludzie tak naprawdę nie wiedzieli, gdzie po tę diagnozę czy opiekę lekarską można jechać. Mnóstwo osób dalej jechało po pomoc pediatryczną do Rydułtów, gdzie pediatrii już od prawie roku nie było. Pewna pani napisała w mediach społecznościowych, że Barbara Chrobok zlikwidowała pediatrię, zlikwidowała szpital w Rydułtowach, zlikwidowała też kolejne oddziały, które istniały w Rydułtowach. To jest kompletna nieprawda. Barbara Chrobok nie zlikwidowała nic. Barbara Chrobok podniosła rękę za tym, aby zlikwidować nazwę szpitala w Rydułtowach po to, aby dać możliwość popatrzenia na te obiekty i na tą przestrzeń w inny sposób. Należy się to mieszkańcom Rydułtów, należy się to mieszkańcom całego powiatu, aby popatrzeć w inny sposób na te budynki, które dzisiaj pustoszeją i dać im nowe życie. Natomiast pediatrii nie ma od dłuższego czasu i jeśli będą lekarze, to ta pediatria kiedyś powstanie. Nikt jednak nie wie kiedy, bo nie wiemy, czy ci lekarze się pojawią, czy nie. Jeśli chodzi o oddział rehabilitacji, który był w Rydułtowach to należy powiedzieć, że on jest tam nadal jako oddział szpitala w Wodzisławiu Śląskim. Jest również tak zwana „wieczorynka”, jest również pogotowie. W tych rzeczach, które są, co do obsługi lekarskiej, nic się nie zmienia. Tak naprawdę zmienia się nazwa i zmienia się mentalność mieszkańców. Jesteśmy gotowi na to, aby popatrzeć na te budynki jako potencjał do zagospodarowania. To jest bardzo ważny krok, bo gdybyśmy tego nie zrobili, dalej łudzilibyśmy się, że kiedyś tam dalej będzie szpital. Nigdy go tam nie będzie, ponieważ do tego potrzeba wielomilionowych inwestycji, bo to rozbija się o nadzór konserwatorski plus patrzenie na całkiem inne warunki funkcjonowania szpitala, np. związane z obsługą przeciwpożarową, wentylacją.

- Odpowiada pani również za oświatę. Wodzisław Śląski wprowadza różne nietypowe rozwiązania, jak brak dzwonków czy dni projektowe. Powiat też będzie takie rozwiązania wprowadzał?

- Nie, jeśli chodzi o edukację to idziemy w totalnie innym kierunku. Przede wszystkim nastawiamy się na ukierunkowanie młodzieży, by zdobywali zawody, szczególnie tzw. sprawdzone zawody, jak mechanik samochodowy, fryzjer czy krawiec. Cieszę się, że moi poprzednicy podjęli taką decyzję, powstało branżowe centrum umiejętności, w którym młodzież może się realizować na takich kierunkach jak robotyka, automatyka. Są to kierunki przyszłościowe. Dzisiaj już absolwenci, którzy już kończą nasze szkoły mogą bezpośrednio iść do pracy. Kiedy po tygodniu czy dwóch poznają nowe środowisko, mogą przystępować do samodzielnej pracy przy maszynach. To jest bardzo ważne, by pracodawca nie musiał tracić czasu na przyuczenie nowego pracownika do znajomości danej maszyny i jej programów. Nasze sale techniczne, ćwiczeniowe, laboratoria są przygotowane do sprzętów na programach funkcjonujących u przedsiębiorców, a przypominamy, że mamy tutaj przedsiębiorców prowadzących swoją działalność na rynku międzynarodowym. Uważam więc, że to jest naprawdę słuszna droga. Staramy się wyposażyć te szkoły najlepiej jak możemy. Kształcenia dokonują w dużej mierze pracownicy, którzy pracują w tych firmach, można powiedzieć na całym Śląsku. Więc nie jest to kadra, jak by się mogło komuś wydawać nauczycielska, która nie kształci się, nie rozwija, nie ma potencjału, tylko wręcz przeciwnie, ci ludzie naprawdę kształcą wykwalifikowanych pracowników. Oczywiście są też osoby, które chcą się kształcić ogólnie, które jeszcze nie są sprecyzowane branżowo i chcą iść na studia. Dla nich są jak zawsze nasze licea ogólnokształcące, prowadzące nauczanie na wysokim poziomie.