Mieszkańcy Chałupek wracają do rzeczywistości po ewakuacji. "Trzeba myśleć pozytywnie, negatywne myślenie nic nie zmieni"
W przygranicznych Chałupkach życie powoli wraca do normy po kilku dniach niepewności i zagrożenia. Mieszkańcy wreszcie mogli wrócić do swoich domów, z których zostali ewakuowani z powodu wysokiego poziomu Odry. Obawy, że woda mogłaby przelać się przez wały, nie spełniły się, ale skutki powodzi są wyraźnie odczuwalne. Teraz mieszkańcy muszą zmierzyć się z ogromnym sprzątaniem, mając nadzieję na szybki powrót do normalności. Jednak o normalności trudno mówić w domach, które są namoknięte wodą i obecnie bez prądu, bo dostawca energii na razie nie widzi możliwości bezpiecznego podłączenia zalanych domów do sieci.
Mogło być o wiele gorzej
Późnym popołudniem 17 września, kiedy przybywamy na ulicę Łąkową w Chałupkach, panuje tam wyraźny ruch. Droga, położona między starym a nowym przejściem granicznym, otoczona jest kilkoma domami. Na ulicy widzimy trzy grupy mieszkańców, rozmawiających ze sobą. Cieszą się, że mogli wrócić do swoich domów. Większość odmawia rozmowy z mediami. - Musimy odpocząć - mówią na wstępie. Rozumiemy to i idziemy dalej.
Przy kolejnej próbie wyłapujemy czeski akcent i szybko przekonujemy się, że rozmawiamy z Czechem, który kilka lat temu kupił dom po polskiej stronie. Chętnie zgadza się na rozmowę. - Jakie uczucia towarzyszą panu, gdy może pan wrócić do swojego domu? - pytamy na wstępie. - Dobrze, czuję ulgę - odpowiada pan Tomáš. - Mogło być o wiele gorzej, bo inni ludzie mają o wiele gorzej niż my, tutaj w Polsce, ale i w kraju, z którego pochodzę, w Czechach - kontynuuje. Choć w jego głosie słychać zmartwienie, jest wdzięczny za to, jak sytuacja zakończyła się dla niego osobiście.
Jesteśmy ciekawi, dlaczego Tomáš wybrał Polskę jako miejsce do życia, niedaleko kraju, z którego pochodzi. Chętnie dzieli się swoją historią. Zakupił dom w runie za niewielkie pieniądze po polskiej stronie, początkowo planując wykorzystać nieruchomość pod działalność gospodarczą. Jednakże rzeczywistość pokrzyżowała te plany, więc postanowił zająć się remontem. Jak opowiada, żal mu było tej nieruchomości, więc zamierza przekształcić ją w piękny domek. Choć o Polsce nigdy wcześniej nie myślał jako o miejscu do osiedlenia się, ma polskie korzenie – jego pradziadek był raciborzaninem, który poznał miłość w Czechach i osiedlił się tam. - Tu się bardzo dobrze czuję, dobrze tutaj jest - mówi o Chałupkach.
Serce ściska na samą myśl
Kiedy rozmawia o sytuacji powodziowej, Tomáš wspomina o zalanych rodakach, mówiąc, że widok obrazków z Czech napełnia go ogromnym smutkiem. Tam ma rodzinę i cieszy się, że bliscy nie ucierpieli zbyt mocno. Ma również znajomych w rejonach dotkniętych intensywnymi opadami deszczu, które są wynikiem niżu genueńskiego – tego samego zjawiska, które w 1997 roku przyniosło wielkie powodzie. - Kolega mieszka przy rzece, która mu wszystko zabrała. Serce ściska na samą myśl - mówi ze smutkiem.
Przyznaje, że sytuację związaną ze zmianą pogody obserwował z wielkim niepokojem. Kiedy zaczęło padać, nie było go w Polsce, bo pracuje za granicą w słowackiej firmie, gdzie autobusem wozi turystów. W sobotę rano, gdy Odra już budziła obawy, prowadził jeszcze autobus w Wiedniu. Choć firma nie chciała go puścić, przekonał ich, tłumacząc, że ma do załatwienia ważną sprawę. Do Chałupek wrócił w niedzielę rano, a niedługo później musiał się ewakuować. - Jak tu przyjechałem, pomyślałem: katastrofa, rzeka była już bardzo wysoko - opowiada.
Mnóstwo myśli
Mówi, że kiedy usłyszał o ewakuacji, nie wiedział, co robić. - Czy mam płakać, czy co? Było mi ogromnie ciężko, towarzyszyło mi mnóstwo myśli. Nie zdążyłem wszystkiego zabezpieczyć w domu, a wiedziałem, że jeśli woda wzrośnie tak wysoko jak w 1997 roku, to wszystko będzie zalane - relacjonuje.
Podczas ewakuacji zabrał ze sobą tylko podstawowe rzeczy: „Spakowałem do jednej torby trochę ubrań i dokumenty.” Nie skorzystał z oferowanego przez gminę schronienia w szkole w Krzyżanowicach. Zamiast tego pozostał w Chałupkach, u swojego kolegi, którego dom, oddalony od Odry, nie był zagrożony zalaniem.
Powódź tysiąclecia, o której wspomniał w rozmowie z nami, pamięta dobrze – miał wtedy 7 lat. Mieszkał z rodziną w Czechach, w miejscowości Bohuslavice niedaleko Hlučína. - Tam była wtedy katastrofa. Nigdy bym nie pomyślał, że to, co miało miejsce w 1997 roku, znów może się powtórzyć - mówi z powagą. Choć wspomnienia tamtych dni wciąż budzą w nim respekt, dodaje z refleksją: - Ale wszystko jest możliwe.
W jego słowach słychać nutę niepokoju, ale także pragnienie, by nie dać się przygnieść wspomnieniom. - Pogoda może znów zaskoczyć i taki sam problem może się powtórzyć. Ale lepiej o tym nie myśleć - przyznaje, uśmiechając się. Pomimo wspomnień o osobistym dramacie, jego pozytywne nastawienie jest zaraźliwe. - Musi być pozytywne nastawienie - dodaje, a jego uśmiech, pełen nadziei i determinacji, pozostaje z rozmówcą na długo po zakończeniu rozmowy.
Wracając do tematu ewakuacji, opowiada, że podjął tę decyzję bardzo szybko. - Wtedy jednak wyleciały mi z głowy ważne rzeczy - przyznaje. Dom jest w trakcie remontu, a podczas niego zdjęto już wszystkie sufity w pokojach. Wszelkie rzeczy zostały przeniesione do blaszanych garaży stojących obok domu oraz złożone w piwnicy. Garaże, jak relacjonuje, nie zostały zalane, ale piwnica już tak. - Wszystko, co tam miałem, namokło - mówi. Niedługo przyjdzie czas na szacowanie strat. - Czy dużo straciłem? Myślę, że nie, mogło być o wiele gorzej - odpowiada z pewnym optymizmem.
Wypompować wodę z piwnicy, wyspać się i pomagać innym
Teraz chce szybko dojść do siebie po licznych przeżyciach. Wie, że kluczowe jest dokładne osuszenie domu, aby móc przystąpić do dalszych prac remontowych. - Chciałbym też pomóc innym w potrzebie - mówi z troską.
Oprócz zalanej piwnicy trochę wody dostało się również do samego domu, głównie z powodu nawalnego deszczu, który spłynął przez dach wymagający remontu. - Nie jest źle, musi wyschnąć. Szkoda, że doszło do tej sytuacji, ale dobrze, że teraz, a nie zimą, np. w listopadzie czy grudniu, bo z osuszeniem domu byłoby o wiele trudniej. To byłaby katastrofa - kontynuuje.
Plany na najbliższe dni? Wypompować resztę wody z piwnicy, w czym już pomagali mu strażacy-ochotnicy, dobrze się wyspać i pomagać innym. - U mnie jest aż tak źle, lepiej udać się gdzie indziej - zaznacza.
Jego zdaniem osoby, które znalazły się w podobnej lub gorszej sytuacji, potrzebują dużo siły i pozytywnego myślenia. - Wiem, że trudno myśleć pozytywnie, ale co mi da myślenie negatywne? To nic nie zmieni - puentuje pan Tomáš.
Dawid Machecki
- Powódź 2024 w naszym regionie 177 wiadomości, 387 komentarzy w dyskusji, 5126 zdjęć