Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

M. Kieca: Zostałem okłamany, a współpraca powinna opierać się na zaufaniu

26.08.2024 13:26 | 20 komentarzy | ska

Z prezydentem Mieczysławem Kiecą rozmawiamy o odwołaniu drugiego zastępcy i przetargach na promocję poprzez sport.

M. Kieca: Zostałem okłamany, a współpraca powinna opierać się na zaufaniu
Mieczysław Kieca wrócił do pracy po zwolnieniu lekarskim. Zapowiada, że przetarg na promocję miasta przez kluby piłkarskie zostanie wkrótce ogłoszony
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

M. Kieca: Zostałem okłamany, a współpraca powinna opierać się na zaufaniu

- Wrócił pan z przytupem, jak stwierdzili niektórzy. Dlaczego odwołany został wiceprezydent Piwoński, jeśli możemy mówić o przyczynach?

- W zasadzie nie zamierzałbym mówić o przyczynach, bo w środę, kiedy odbyłem rozmowę z panem Marcinem Piwońskim w obecności pani sekretarz, przedstawiłem kilka poważnych powodów mojej decyzji, związanych, szeroko mówiąc, z utratą zaufania, które jest potrzebne do pracy na tak kluczowym stanowisku. Pan Marcin zapytał wtedy, jaki będzie komunikat, bo przedstawiłem mu projekt zarządzenia o odwołaniu ze stanowiska, który, zgodnie z przepisami, nie zawierał uzasadnienia. Umówiłem się, że jeśli tak uzgadniamy, ze strony urzędu będzie to krótki i lakoniczny przekaz, nie będziemy wchodzić w szczegóły, polemikę. Tak rozstaliśmy się w środę. Ku mojemu zdziwieniu na łamach waszego wydania internetowego Nowiny.pl pojawił się szeroki komentarz, co jest dla mnie złamaniem umowy, którą zawarliśmy z panem Piwońskim tu, w gabinecie.

- Zatem jakie były najważniejsze powody?

- Podejmując współpracę z panem Marcinem, umówiliśmy się na konkretny zakres zadań spisanych w porozumieniu. To porozumienie na samym końcu zawierało bardzo ważną klauzulę, że zarówno prezydent będzie wspierał zastępcę, jak i zastępca będzie wspierał prezydenta w dążeniu do realizacji tych działań. To oznacza, że między tymi osobami musi być zaufanie i przestrzegane mają być podstawowe normy współdziałania na stanowiskach kierowniczych. Myślę, że dla każdego jest jasne, że na stanowisku prezydenta czy zastępcy prezydenta miasta działamy w granicach prawa. To zawsze była rzecz kluczowa i dla mnie bardzo ważna. Błędy się zdarzają, ale musimy się doszkalać i iść do przodu. Ale tej rzeczy po prostu nie było, a przypadki w trakcie mojego zwolnienia lekarskiego, o których informacje do mnie docierały, a zweryfikowałem je później, wskazały na to, że ta współpraca po prostu nie ma sensu. Czego między innymi to dotyczyło? Pierwsza kwestia to Rodzinny Park Rozrywki. W zeszłej kadencji wynegocjowaliśmy pieniądze na rozbudowę RPR w wysokości ponad 4 mln zł jako projekt partnerski z Jastrzębiem. Dziś będzie realizowany samodzielnie, bo partnerstwa nie są już wymagane. Po wygranych wyborach trzeba było wrócić do projektu tym bardziej, że pojawiły się terminy konkursów. Marszałek ustalił datę konkursu na początek przyszłego roku. Pan prezydent, którego zakres był nieduży (sport, ochrona środowiska i informatycy), dostał za zadanie przygotowanie tego projektu. Pracował nad tym, ale praca przebiegała dość wolno. 24 czerwca mieliśmy naradę, gdzie po raz kolejny prezentował ten projekt. Nie był przygotowany, tzn. nie zostały np. zabezpieczone środki w budżecie, a to wymagało konsultacji z radą. Wiceprezydent został zobowiązany do tego, aby między 15 a 18 lipca zakończyć prace nad ww. projektem, tak by pod koniec lipca skierować go na sesję rady miejskiej – w przypadku zielonego światła rady radni musieliby wpisać go do budżetu. To kluczowe, aby zaaplikować o środki w styczniu. Nic takiego się nie wydarzyło. Nie będę zatem więcej komentować opowiadania o przygotowanych projektach…

- W takim razie projekt rozbudowy RPR przepadł?

- Mam nadzieję, że nie. Teraz będziemy musieli przekonać radę na najbliższej sesji, prawie bez przygotowanego projektu. Kolejną kwestią jest znalezienie firmy, która przygotuje program funkcjonalno-użytkowy. Każdy miesiąc jest na wagę złota.

- Co jeszcze zaważyło na decyzji?

- To był zastępca od sportu. Myślę, że każdy, kto chce obiektywnie ocenić tę sytuację, może zobaczyć sobie nagrania z komisji sportu z maja i czerwca, dotyczące promocji sportu i rozmów z klubami. Panu Marcinowi udało się skłócić środowisko sportowe. Kluby i środowiska sportowe, poza piłkarskimi, generalnie żądały odwołania zastępcy prezydenta. To, co w maju i czerwcu opowiadał na komisjach i do czego zobowiązywał się między komisjami, to tak naprawdę rzeczy nie na poziomie zastępcy prezydenta miasta. Jeżeli umawiamy się na współpracę razem, mówię, że zależy mi na dialogu, to nie na takich zasadach. Umówiliśmy się na to, że zostanie wprowadzony system promocji miasta poprzez dotacje i poprzez przetarg. Ten system miał być gotowy. W czerwcu tak naprawdę musiałem wziąć na siebie negocjacje z klubami i radą miasta, aby rada przepracowała to w czerwcu. To było na sesji, na której nawet nie było pana wiceprezydenta. Rozumiem, że załatwił sobie bilety na Euro. Fajnie, tylko jesteśmy w pracy. Nie można było przesunąć tego na lipiec, jak chciał pan wiceprezydent. Zdołaliśmy przekonać radę i na końcówce jego działalności udało się ująć dwie dyscypliny.

- Co z przetargiem na promocję przez piłkę?

- Pan prezydent otrzymał wsparcie, bo miał wydzielone biuro merytoryczne, pracowników Wydziału Zamówień Publicznych i miał przygotować procedurę zgodnie z Wieloletnią Prognozą Finansową. Jeszcze przed moim L4 pracownicy Biura Sportu i Rekreacji oraz pracownicy Wydziału Zamówień Publicznych informowali mnie, że specyfikacja, nad którą pracuje pan prezydent, jest niezgodna z przepisami prawa, bo jest pisana w celu zawężenia przetargu i wyłonienia jednej wskazanej firmy. Powiedzieli, że po prostu się pod tym nie podpiszą, a ja poprosiłem jeszcze raz o przepracowanie tematu w zespole. Ponieważ poszedłem na zwolnienie lekarskie, nie zdążyłem podpisać upoważnień, dlatego przetarg nie został ogłoszony. Jednakże w trakcie mojego L4 otrzymałem informacje, że uchybienia nie zostały usunięte. Pan prezydent pisał z kolei do mnie, żebym „nacisnął” na wiceprezydent Kalinowską, aby podpisała mu pełnomocnictwo do ogłoszenia przetargu. Rozmawiałem z nią i powiedziałem o moich wątpliwościach, ale nie patrzyłem na dokumenty. Kiedy wiedzieliśmy, że w pierwszej połowie sierpnia wrócę, uzgodniliśmy, że poczekam kilka dni. W tzw. międzyczasie otrzymałem wiadomość tekstową od Marcina Piwońskiego, że wszystko jest zaakceptowane. A nie było, co okazało się pierwszego dnia, zaraz po moim zwolnieniu, w rozmowach z pracownikami urzędu. Specyfikacja nadal była niezgodna z przepisami. Zostałem wprost okłamany, a przecież nie można pracować w takich warunkach. Jak powiedziałem, współpraca powinna opierać się na zaufaniu. Następna kwestia. Zgłosili się do mnie pracownicy Wydziału Informatyki i pełnomocnik ds. bezpieczeństwa danych z informacją, że pan wiceprezydent próbował uzyskać dostęp do danych, których administratorem jest prezydent. Tłumaczyli, że tak nie można, a on polecił szukać ścieżki, aby uzyskać dostęp. Dodatkowo dochodziło także do niewłaściwych sytuacji w Wydziale Informatyki, bo jeszcze w czerwcu podjęliśmy plan priorytetowych projektów, a pan prezydent zaczął realizować swoje projekty, zupełnie odmienne od tego planu. Pan Piwoński oczywiście zaprzeczył wszystkiemu, zażądał konfrontacji z pracownikami, sugerował np., że to przecież Mateusz Jamioła przygotowywał przetarg. Ale przecież ktoś kazał mu go napisać w ten sposób. Tak nie działamy w administracji. Ta formuła wyczerpała się więc.

- W takim razie wasza umowa, spisane porozumienie przestało obowiązywać. Ale czy te punkty kluczowe dla wyborców będą realizowane?

- Porozumienie nie może obowiązywać, kiedy nie ma dwóch stron, jednak traktuję to jako zbiór spraw, nad którymi należy popracować i pod tym kątem jest on aktualny, choć nie będzie działać nad tym pan Piwoński. Będziemy realizować te rzeczy zgodnie z listą, bo to było także moje zobowiązanie wyborcze.

- Teraz jesteście w dwójkę z wiceprezydent Kalinowską i tak ma pozostać? Słyszałem, że taka sytuacja miała już miejsce w przeszłości i cytuję: „był to hardcore”.

- Tak, kiedyś pracowaliśmy w składzie dwuosobowym i było poszukiwanie trzeciej osoby, aby część zadań realizować. Dzisiaj jesteśmy w trochę innej sytuacji, dlatego że mocniej rozbudowany niż wtedy jest pion pani sekretarz. Zadaniami zatem będziemy dzielić się w trójkę. Podział będzie taki: pani prezydent Izabela Kalinowska przejmie nadzór nad MOSiR i zakres związany ze sportem, ja przejmę zadania związane z ochroną środowiska, a pani sekretarz Anna Szweda-Piguła przejmie wydział informatyki. Nie zamierzam na ten moment powoływać drugiego zastępcy. Trzeba sobie poradzić z tą sytuacją, bo jest czas na pracę, a powiem szczerze, nie mam siły na eksperymenty.

- Ale ma pan największy zakres.

- Muszę to wziąć na siebie, taka moja rola. Ale mam świetnych naczelników i myślę, że damy radę.

- A przetarg na promocję miasta przez piłkę dojdzie do skutku?

- Tak, przetarg zostanie ogłoszony. Specyfikacja jest teraz poprawiana, bo oczywiście jest to przetarg otwarty. Może stanąć do niego każdy podmiot, który realizuje takie zadania. Oczywiście każdemu marzy się, żeby to były podmioty związane z Wodzisławiem, ale trzeba podkreślić że do przetargu może stanąć każdy podmiot. Rada miasta zabezpieczyła środki w WPF na przetarg w wysokości ponad 1,35 mln zł w podziale na trzy lata 2024-2026. Taki sposób zabezpieczenia środków powoduje, że przetarg musimy przeprowadzić w procedurze unijnej. Zakładam, że rada nie ograniczy i nie zmieni tej kwoty, więc musimy przeprowadzić tę procedurę i jest ona dłuższa. Pan Piwoński wymyślił sobie, że podzieli to na dwa lata i wyjdzie mniejsza kwota. Nie wolno działać w ten sposób, bo celowo złamalibyśmy prawo zamówień publicznych. Przygotowujemy się do tej procedury, która automatycznie będzie dłuższa. Chcielibyśmy do końca sierpnia wypracować nową specyfikację, przetarg można by więc ogłosić we wrześniu. Przy negatywnym scenariuszu z odwołaniami itd. podpisanie umowy z wykonawcą mogłoby odbyć się w grudniu. Trzeba więc zweryfikować z radą, czy nie lepiej byłoby przesunąć środki na lata 2025-2027, bo w roku 2024 zaangażowanie środków będzie minimalne. Jednocześnie to pokazałoby, że podmiot, który wystartuje w przetargu, będzie realizować je w stabilnej perspektywie do roku 2027.

- Piłka kobieca nie ma obecnie drużyny, więc pieniądze z ewentualnego przetargu będą przeznaczone na inny cel?

- Myślę, że na razie powinny pozostać w tym miejscu i będziemy rozmawiać z radą, co dalej z nimi zrobić. Przed nami na pewno dyskusja co dalej z rozwojem sportu, szczególnie że w tym roku uruchomiliśmy nowy mechanizm dotacji poprzez promocję. Za kilka miesięcy będziemy mieć doświadczenia rozliczania dotacji, wiem że dla klubów jest to trudność. Myślę, że w listopadzie czy grudniu trzeba będzie zaprojektować jedną uchwałę, która jasno podzieli te zakresy, aby zaplanować to na następne lata. Chciałbym, aby więcej pieniędzy w kolejnych latach przeznaczanych było na sport, bo do tego się zobowiązaliśmy. Na pewno będę przekonywał radę do pójścia w kierunku projektów Ministerstwa Sportu i Turystyki, czyli sportu przede wszystkim młodzieżowego. Jest to wyzwanie dla nas wszystkich, jednak wszystko będzie zależeć od kondycji finansowej gminy.

Druga część wywiadu, w której poruszymy temat dochodów samorządów już wkrótce w portalu Nowiny.pl.

Ludzie:

Mieczysław Kieca

Mieczysław Kieca

Prezydent Wodzisławia Śl.