"Żory nie rozwijają się tylko na kredyt". Wywiad z prezydentem Waldemarem Sochą
Rozwój stał się jednym z najczęściej powtarzanych słów na terenie Żor. Rolnicy w Rogoźnej sprzeciwiają się rozwojowi poprzez wywłaszczenia, mieszkańcy Rownia boją się rozwoju w postaci kolei dużych prędkości, natomiast przedsiębiorcy oczekują rozwoju w postaci nowych możliwości dla swoich inwestycji. O tym, jak pogodzić te oczekiwania, rozmawialiśmy z prezydentem Żor, Waldemarem Sochą.
- W kwietniowych wyborach samorządowych uzyskał pan w pierwszej turze głosowania 55% głosów poparcia mieszkańców, co zapewniło panu siódmą już kadencję na stanowisku prezydenta Żor. Czy coś jeszcze pana może zaskoczyć jako samorządowca?
- Można powiedzieć, że ciągle coś mnie zaskakuje. Życie się zmienia, zmieniają się okoliczności, w których działamy, a także warunki działania samorządów. Dziś jest inaczej niż 20 lat temu, a za 20 kolejnych lat będzie jeszcze inaczej. Już teraz wiemy, że nowy rząd planuje rewolucję, jeżeli chodzi o finansowanie samorządów. Z pewnością to jest potrzebne, bo samorządy w ostatnich latach nie były hołubione, a wszelkie zmiany były wprowadzane przede wszystkim kosztem właśnie samorządów. Próbowano rekompensować to dotacjami na inwestycje. Różnica polega jednak na tym, że kiedy ma się dochody własne, to można je dokładnie zaplanować, wie się na czym się stoi, a jeśli się uczestniczy w konkursach, ubiega się o coś, to nigdy nie wiadomo, co się dostanie i niekoniecznie muszą to być pieniądze przeznaczone na inwestycje, które są najważniejsze dla samorządów. No i jest jeszcze jedna ważna rzecz - dochody własne są przeznaczane na wszelkiego rodzaju wydatki, czyli również na wydatki bieżące, a dotacje, które dostawaliśmy niejako w zamian za zabrane nam dochody własne, mogły być przeznaczone tylko na inwestycje. To powodowało, że mieliśmy rekordowe inwestycje, ale też rekordowe deficyty w ostatnim czasie.
- 155 milionów złotych - to były wydatki majątkowe w zeszłym roku, natomiast ubiegłoroczny deficyt budżetowy sięgnął 122 milionów złotych. Czy to jest powód do niepokoju dla mieszkańców?
- Niedawno podsumowałem cały okres ponad 25 lat pełnienia przeze mnie funkcji prezydenta Żor. W tym czasie wydaliśmy na inwestycje ponad 1,3 miliarda złotych. Z dotacji zewnętrznych sfinansowaliśmy około 1/4 tych wydatków, kolejną 1/4 - z różnych kredytów i pożyczek, ale aż połowę - z dochodów własnych. To pokazuje, że gmina Żory nie rozwija się tylko i wyłącznie na kredyt, ale jak widać kredyt nas wspomaga, i to w jednej czwartej.
- Możemy przewidzieć, czy ten deficyt pozostanie w Żorach na kilka lat, czy też jednak uda się go zminimalizować?
- Kiedyś były takie wskaźniki, które mówiły o tym, że Gminy nie mogą mieć długu przekraczającego określoną kwotę. Było to 60% dochodów osiąganych przez gminę. Potem ten wskaźnik zaczęto inaczej wyliczać dla poszczególnych samorządów - dług w danej wysokości dla jednego samorządu może być nie do udźwignięcia, a dla innego będzie akceptowalny. My mamy taki budżet, można powiedzieć, dynamiczny. U nas te wskaźniki zawsze mieszczą się w normach. Jesteśmy miastem, które się rozwija, ma coraz większe dochody i dzięki temu nas stać na ten dług. Oczywiście, że chciałbym, żeby ta sytuacja się uspokoiła w najbliższych latach, tylko muszę też wyjaśnić jedną rzecz: realizujemy tak dużo inwestycji, bo od lat mamy taką zasadę, że jeżeli mamy możliwość pozyskania dofinansowania z jakiegoś źródła, to staramy się zrobić wszystko, żeby wykorzystać to dofinansowanie. Podam przykład: jedną z największych inwestycji była rozbudowa systemu drogowego na przełomie lat 2023/2024. Dostaliśmy 30 milionów złotych dotacji, ale cała inwestycja kosztowała 47 milionów. Trzeba było „stanąć na głowie” i dołożyć 17 milionów, żeby wykorzystać te 30 milionów dofinansowania. Wiem, że niektóre samorządy są ostrożniejsze. Ja jestem przekonany, że u nas daje to dobry efekt, bo dzięki temu widać rozwój miasta. Nie tylko chodzi o wygląd, ale też o rosnącą liczbę podmiotów płacących podatki, a jest to konieczne, żeby móc realizować to, czego oczekują mieszkańcy. Trzeba budować bazę, która tworzy dochody. To ważne, żeby w Żorach zamieszkiwali ludzie, którzy mają dobrą pracę, dobrze zarabiają. Oni płacą tutaj podatki, a z tego żyje miasto.
- Jednocześnie na sesji absolutoryjnej wspominał pan o niepokojących statystykach demograficznych w odniesieniu do Żor.
- Na dzietność jako samorząd mamy niewielki wpływ - to jest oczywiste. My w Żorach po prostu cudów nie zrobimy. Wymagałoby to może nawet jakieś zmiany priorytetów życiowych u ludzi, zmian kulturalnych, cywilizacyjnych. Dziś coraz więcej osób ma inne priorytety niż posiadanie dzieci. Pamiętamy takie okresy w historii: czy to XIX, czy nawet pierwsza połowa XX wieku - wtedy w rodzinach było bardzo dużo dzieci. Ja sam pochodzę z rodziny, w której było ośmioro dzieci. Teraz ma się jedno czy dwoje dzieci i to jest problem, który dotyka całej Europy, ale Polski szczególnie. My w Żorach też się przed tym trendem jak widać nie uchroniliśmy, chociaż przez długi czas byliśmy wyjątkiem - u nas ciągle bilans narodzin i zgonów był na plusie. Teraz ta tendencja już się odwróciła, więcej ludzi umiera niż się rodzi. My się ratujemy tym, że do Żor ciągle sprowadzają się nowi mieszkańcy.
- Nowi mieszkańcy budują nowe domy, zaczynają płacić podatki, ale też wymagają - chociażby wygodnych dróg dojazdowych do swoich nieruchomości. W dzielnicy Rogoźna rozumiany w ten sposób rozwój miasta ma odbyć się kosztem dwóch gospodarstw rolnych. Przebiegająca przez ich tereny rolne droga ma połączyć wygodną ulicą sporo nowych domów jednorodzinnych z trasą wyjazdową w kierunku Jastrzębia-Zdroju i DK 81. Czy pan jest w kontakcie z tymi ludźmi i czy da się rozwiązać tę kwestię polubownie?
- To jest sprawa znana od dłuższego czasu. Wiadomo, wszyscy chcielibyśmy mieć wygodne drogi, autostrady czy linie kolejowe, ale nie blisko siebie. Każdy by chciał z tego korzystać, ale najlepiej, żeby to nie było koło jego domu. To jest po prostu niewykonalne. Swego czasu polski parlament uznał, że jeżeli nie będzie wprowadzonego specjalnego ustawodawstwa, które będzie pozwalało na budowanie takich szlaków komunikacyjnych w sposób, trzeba przyznać, trochę siłowy, czyli poprzez wywłaszczenie, to nie powstaną w Polsce chociażby autostrady, bo przecież zawsze się znajdzie ktoś, kto powie: „A ja wam tego nie sprzedam”. My korzystamy z tego prawa kilka razy w roku. Korzystamy dlatego, że nie ma innego wyjścia. Ta droga, o której pan mówi, jest w oczywisty sposób niezbędna. O niej się myślało już dawno, a w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego została wpisana w 2011 roku. Ja wiem, że ci, którzy protestują, zebrali kilkaset podpisów, ale też doskonale wiem, że dużo więcej ludzi tak naprawdę czeka na tę drogę. Ta droga jest dla nas ważna i potrzebna. Całe dzielnice Rogoźna i Rój „wiszą” na jednej drodze, na ulicy Wodzisławskiej, i widzieliśmy, jaki był problem, kiedy trzeba było tę ulicę przebudować. Nie było tak naprawdę jak dojechać, nie dało się objazdu zrobić. Ja wiem, że te dwa gospodarstwa będą miały utrudnienia, ale mówię wyraźnie: to nie znaczy, że one przestaną działać. Tylko, że do części swojego gospodarstwa będą musieli przejechać przez drogę, ale to jest rzecz powszechna. Inni rolnicy też jeżdżą przez drogi.
- Czy Żory w takim razie mają jeszcze miejsce, żeby się rozwijać?
- Jeżeli chodzi o budownictwo jednorodzinne, to Żory mają jeszcze duże możliwości rozwojowe i tak naprawdę w najbliższych latach nie będzie takiej potrzeby, żeby te tereny rozszerzać. Brakuje z pewnością terenów pod budownictwo wielorodzinne, które od paru lat wróciło. Kiedyś, przez wiele lat, nikt nie chciał budować bloków, teraz się okazuje, że są firmy czy przedsiębiorcy, które chcą je budować. A chcą budować, bo ludzie są zainteresowani mieszkaniami i taki sposób budowania jest też bardzo wydajny.
- Żory są stawiane jako jeden z przykładów jeśli chodzi o sprawne zagospodarowanie terenów inwestycyjnych. Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna działa prężnie, podobnie przy niej działający KSSENON. Czy w takim razie w mieście są jeszcze dostępne nowe tereny inwestycyjne?
- No właśnie, praktycznie ich już nie ma. Są bardzo rozdrobnione działki, dosłownie paski pól, a na takim pasku nie da się postawić na przykład fabryki. No i trzeba skupić ileś tych pasków, a to jest bardzo trudne w tych czasach. Zmieniają się preferencje - ci, którym się już powiodło, mają zapewnione dobre miejsca do zamieszkania, miejsca pracy, dochody - ich nie interesują kolejne fabryki. Szczególnie, jeśli mają być blisko ich domów. Brakuje nam już takich niezagospodarowanych przestrzeni, bo nie ma dowolności jeżeli chodzi o zmiany w zagospodarowaniu przestrzennym. Nie możemy uznać, że wprowadzimy 100 hektarów do budownictwo jednorodzinnego - my musimy przekonać wcześniej do tego instytucje, które nas kontrolują. Musimy udowodnić, że to jest potrzebne. Generalnie, jest taka tendencja, że powinno się koncentrować zabudowę, żeby się nie rozlewała. W Żorach, tak jak powiedziałem, w najbliższych latach nie ma szans, żeby przeznaczyć tereny pod budownictwo jednorodzinne, bo jest ich dużo, ale uzyskaliśmy zgodę na rozszerzenie terenów pod budownictwo wielorodzinne i pod przemysł, bo wykazaliśmy, że brakuje nam takich działek.
- Przedsiębiorcy, podobnie jak wszyscy mieszkańcy, oczekują też sprawnych połączeń komunikacyjnych. Mówi się o kilku nowych rozwiązaniach na żorskich drogach - o wiaduktach, nad torami kolejowymi w Baranowicach i w okolicy ciepłowni. Przy okazji miałyby tam powstać centra przesiadkowe, jednak ten projekt był uzależniony od planów inwestycji kolejowych. Czy coś się już wyjaśniło?
- Wiadukty nad torami i tak są potrzebne. Na przykład do Baranowic trudno się dostać z powodu niskich tuneli pod torowiskami - nie mieszczą się tam nowe autobusy, nie mogą tam jeździć ciężarówki i przez to jedynym dojazdem do strefy przemysłowej pozostaje przejazd przez tory, co jest niebezpieczne i dla tych pojazdów, i dla pociągów. Wiadukt w Baranowicach jest w oczywisty sposób niezbędny, żeby ta dzielnica mogła funkcjonować. Jeżeli chodzi o wiadukt przy ciepłowni, to my przewidujemy tam drogę, która połączy południowy Kleszczów z centrum miasta. Dziś jest tam główna droga, ul. Pszczyńska, i tak naprawdę nie ma innych, umożliwiających na przykład przejazdy autobusów. I chcę tutaj uspokoić: to nie jest żadna obwodnica, którą będą tiry jeździły! Tiry mają jeździć obwodnicą północno-wschodnią, która od północy ma minąć Kleszczów, bo ruch w Kleszczowie jest bardzo duży. Ulica Pszczyńska to też jest dla nas spory problem z powodu natężenia ruchu, i ta obwodnica jest potrzebna. Staramy się o środki na jej budowę, bo jest to bardzo duży wydatek, około 300 milionów złotych. A wracając do wiaduktów - jest szansa, żeby w ramach przywrócenia połączenia kolejowego Katowice - Jastrzębie-Zdrój te wiadukty powstały. My musielibyśmy jako miasto dobudować drogi do tych wiaduktów i na to jesteśmy gotowi. Przy każdym z tych wiaduktów powstałyby też stacja kolejowa i centrum przesiadkowe, tak by podróżni mogli zostawić samochód i przesiąść się na pociąg lub komunikację miejską. Czekamy na ostateczne decyzje.
- Również niejako „w powietrzu” zawisła sprawa budowy kolei dużych prędkości - mieszkańcy dzielnicy Rowień nie wiedzą, czy pociągi będą jeździć po ich działkach, czy jednak nie. Taka niepewność pewnie w jakimś stopniu ogranicza również plany samorządu. Dotarły do pana jakieś informacje o przyszłości tego projektu?
- Jest to duży problem, bo jak już pan wspomniał, kolej dużych prędkości ma przecinać dzielnicę Rowień - Folwarki w pobliżu autostrady. Projektowanie trwa, i to takie dość zaawansowane, bo mówimy już o szczegółach tego projektu. Ale czy to będzie zrealizowane - tego nie wiem, bo to tak naprawdę jest decyzja polityczna. A my, dopóki się to nie rozstrzygnie, nie wiemy, co mamy robić w tym rejonie. Na razie zakładamy, że ta kolej będzie. Gdyby padła jednoznaczna decyzja, że odstępuje się od tych planów, to my wtedy w inny sposób będziemy zagospodarowywać te tereny.
- Co w takim razie z zagospodarowaniem terenu przy dworcu kolejowym? Dworzec jest wyremontowany, wykupione zostały okoliczne budynki, miało tam powstać rondo i wiadukt nad samymi torami, żeby uniknąć blokowania ruchu samochodowego. Wiemy, kiedy ta inwestycja może ruszyć, czy znowu czekamy na na kolej?
- Ten projekt ma bardzo duże szanse na realizację i to bardzo szybko. PKP PLK remontuje linię kolejową Żory - Pszczyna i udało się nam osiągnąć porozumienie z PKP PLK, by w ramach tej inwestycji wybudowano ten wiadukt, a dodatkowo dobudowano by jeszcze przejście pieszo-rowerowe pod torami, tak żeby dało się dotrzeć bezpiecznie i na perony i do budynku dworca z ulicy Kolejowej. Tym, czego nam brakuje, żeby to dopiąć, jest ostateczna zgoda Centrum Unijnych Projektów Transportowych w Warszawie. Mam taką informację, choć jeszcze nie na piśmie, że już jesteśmy bardzo blisko otrzymania tej zgody. Gdy ona będzie, wtedy ten projekt ruszy.
- W pobliżu stacji kolejowej przebiega też droga regionalna Pszczyna - Racibórz. Kawałek dalej, w dzielnicy Rowień - Folwarki, łączy się ona poprzez dwa ronda z autostradą A1. To połączenie powoduje od lat spore korki - wiem, że razem z prezydentem Rybnika dużo czasu spędził pan na namawianiu różnych osób i instytucji, z Ministerstwem Infrastruktury na czele, do budowy bezpośredniego zjazdu łączącego obie drogi. Co z tych rozmów wynikło?
- Faktycznie, wiele było takich spotkań. Namawialiśmy, żeby przebudować ten węzeł autostradowy w taki sposób, żeby usprawnić wyjazd z autostrady. Ewenementem jest to, że 45% samochodów jadących autostradą A1 z północy zjeżdża na węźle w Żorach. To jest rekord Polski! Nigdzie tak dużo samochodów nie zjeżdża na jednym węźle, a był on projektowany w czasach, kiedy autostrady miały być płatne. Wtedy zasadą było, że cały ruch zjeżdżający sprowadza się do jednego miejsca, żeby był w jednym miejscu pobór opłat, ale jest to bardzo niewydajne. Niestety, nie udało nam się przekonać do tego pomysłu tych, którzy decydują o wydawaniu pieniędzy, ale pojawiła się szansa w związku z projektowaniem kolei dużych prędkości. Znaleźliśmy tam rozwiązanie tego problemu i przy budowie kolei miało być przebudowane również połączenie autostrady z drogami lokalnymi. Jeśli kolej dużych prędkości w takim wariancie nie będzie jednak realizowana, to wtedy znowu będziemy musieli poszukać innych rozwiązań. Ja bym chciał żeby wreszcie była ostateczna decyzja, czy to będzie robione, czy nie. Bo jeśli nie, to wtedy wracamy do naszych pierwotnych pomysłów rozwiązania tego problemu
- To na koniec trochę wakacyjnych tematów. Minął już miesiąc, od kiedy oficjalnie działa nowe kąpielisko Rajska Fala w dzielnicy Rój. Jaki odzew trafił do miasta po tym miesiącu?
- Z tego co wiem, ludzi jest sporo, coraz więcej, i domyślamy się, że nastąpi taki moment, kiedy osiągniemy maksimum obłożenia. To jest nowe kąpielisko i informacja o nim musi się rozejść. Ludzie muszą dowiedzieć się, że to jest dobre miejsce, fajne miejsce, że będą tam chcieli wracać.
- Co w takim razie z kąpieliskiem „Śmieszek”?
- Śmieszek teraz jest już takim miejscem wypoczynku czy rekreacji o innym trochę charakterze - stawiamy tam duży nacisk na naturę i ekologię. To jest miejsce dla tych, którzy wolą kąpiel w naturalnym zbiorniku wodnym, leżenie na trawie, czy zabawy w piasku. Będziemy realizować tam ścieżki edukacyjne - chodzi o pokazanie bioróżnorodności tego terenu, może nawet stanie tam wieża widokowa, powstaną też ścieżki rowerowe. Chcemy, żeby to był bardzo ciekawy rekreacyjnie obszar, ale jak najbardziej zbliżony do natury. Oczywiście zapraszam też zawsze wszystkich do Parku Cegielnia i do parku w Baranowicach, chociaż niestety ostatnie wichury bardzo ten park zdewastowały. Serce się kroi patrząc na połamane stare drzewa, ale z naturą jeszcze nikt nie wygrał.
Ludzie:
Waldemar Socha
Prezydent Żor
Komentarze
13 komentarzy
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Ostrzegano Soche przed nadmiernym zadłużaniem na bzdury i niestety teraz nima pieniędzy nima inwestycji nima perspektyw. Nikt nowych kredytow nie da. Żorzanie mogą tylko zazdrościć powodzenia i rozwoju innych miast
Pięć miast o największym wskaźniku zadłużenia w Polsce to w kolejności: Wałbrzych, Łódź, Kraków, Szczecin i Żory. Wszystkie mają zadłużenie na poziomie ponad 80 proc. dochodów. Świeże dane na podstawie BUSINESSINSIDER z 9 lipca 2024. No i pojawia się pytanie skąd w Żorach tak ogromne zadłużenie przy braku realizacji jakichkolwiek dużych inwestycji? Proszę o odpowiedź.
@luxverit a Żory to sztucznie rozbudowywana "dzielnica" Rybnika z własnym Urzędem Miasta... W Żorach buduje się tanie TBSy z wystającymi balkonami, a w Rybniku w centrum miasta piękny klinkierowy Ajnfart na Hallera... W Żorach przez dziesięciolecia nie było pieniędzy na remont małego dworku, a Rybnik w tym czasie zrewitalizował 3 szpitale(!). W Żorach nie ma od lat rozwoju transportu, a tymczasem Rybnik buduje 4 pasmową obwodnicę, nowe drogi dla rowerów, ma autobusy wodorowe, elektryczne, wylobbował pociągi do Gliwic i Bohumina... W Żorach dawna kopalnia jest ruderą, a w Rybniku zrewitalizowanym zabytkiem o randze wojewódzkiej... W Rybniku ciągle się coś dzieje, a w Żorach nuda... W Rybniku rozwój szpitali - jeden został kliniką, a w Żorach szpital pełni rolę przychodni... W każdej dziedzinie w Żorach widać upadek, a w Rybniku wzrost. No ale Rybnik to jest MIASTO, a Żory są miastem tylko z nazwy.
Prezydent Żor cały czas realizuje koncept bycia sypialnią Rybnika - czyli nie tworzy miasta i miejskości, a rozbudowuje osiedla. W Żorach najbardziej cenne są: bliskość autostrady i bliskość Rybnika.
Arteks, zeszyty już kupiłeś?
Musiałem zapytać, bo twoje wpisy przypominają niezadowolonwgo rybnickiego gimnazjalistę.
@Arteks(żorska apatia)
Ty jako rybnicki fanatyk nie powinieneś sie w ogóle odzywać.
Rybnik to takie sztucznie utworzone miasto 50 lat temu z zapędami wielkomiejskości. Rybnik nie przypomina dużego miasta i jest najbrzydszym i najbardziej szarym miastem ponad 100 tysięcznym w Polsce. Nie macie nic, co powinny mieć miasta ponad 100 tysięczne.
Rybnik to pato miasto które się zwija. Na FB Arteks pod przykrywką o nazwie - konto prywatne chce już wcielać sąsiednie wsie bo rybnikom ubywa mieszkańców! Jezechzrybnika tak się nazywa ta pato strona
Widać po komentarzach, że rybnikersów d... boli z zazdrości :)
Jaki rozwój kiedy w weekend nie ma co robić w Żorach? Sport zlikwidowany, rozrywki brak, imprezy kulturalnych brak, transport prawie że nie działa, szpital nie leczy, porządnego parku i terenów spacerowych brak, towerrm nie ma gdzie pojeździć, porządnej restauracji brak. Rozwój? Czego???
Żory to bardzo kontrowersyjne miejsce bo z jednej strony należą do najbardziej zadłużonych miast w Polsce, a w ostatnich 30 latach przecież tam niczego większego nie wybudowano. Więc na co poszły te długi? Inwestycje z ostatnich 5 lat to... tylko tzw. centrum przesiadkowe (przejęte przez lumpików), remont małego dworka na peryferiach, tężnia i kilka TBS na osiedlu... Aaa jeszcze fontanna na wymarłym ryneczku. Toż to żałosne!!! To trochę tak jakby ktoś kupił sobie nowe żelazko, używane 15 letnie auto, wymalował mieszkanie, pojechał na wczasy do Wisły i potem przez 30 lat tłumaczył się z zadłużenia na bzdury.
W dzisiejszych czasach, kto sie nie zadłuża, ten się nie rozwija. To widać, jak Rybnik się cofa.
Żory to najbardziej zadluzone miasto na Śląsku.