Arcybiskup Adrian Galbas odprawił mszę świętą z okazji 750-lecia Raszczyc [ZDJĘCIA]
Dzisiejsza niedziela była kulminacją obchodów 750-lecia Raszczyc. Uroczystości rozpoczęły się o godzinie 13.00 mszą św., której przewoodniczył arcybiskup Adrian Galbas.
Po mszy uczestnicy uroczystości przemaszerowali z orkiestrą i mażoretkami na tereny rekreacyjne LKS Brax Ton Raszczyce, gdzie zaplanowano daszą część obchodów jubileuszu wsi. W programie znalazło się wspomnienie ks. Oskara Kuśka i pana Erwina Kasperka oraz prezentacje dzieci ze szkoły w Raszczycach. Na scenie wystąpili m.in.: Mariusz Kalaga, Francesco Napoli, zespół muzyczny Fuego oraz Tomasz Żyła.
Materiał wideo z wydarzenia.
Poniżej publikujemy treść homilii, którą arcybiskup Adrian Galbas wygłosił w Raszczycach (źródło: Archidiecezja Katowicka):
O Odrzuceniu!
O odrzuceniu jest dzisiejsze Słowo Boże.
Jezus przychodzi do swego rodzinnego miasta i jest tu odrzucony (por. Mk 6,1-6). Odrzucenie, które musiało Go zaboleć bardziej niż gdzie indziej. Tu jest Nazaret. Miasto jego dzieciństwa młodości, miasto, w którym się wychował. Tu zna każdą uliczkę, każdy dom, ba, każdego mieszkańca. Archeolodzy szacują, że w czasach Jezusa miasteczko liczyło około pięćdziesięciu domów, więc tyle co współczesna, niewielka wieś.
Przychodzi do synagogi, początek jest dobry. Wydaje się, że słuchają. Prędko okazuje się jednak, że słuchają, ale tylko na niby. Bez wiary, w ich sercach rodzi się podejrzliwość i uprzedzenia. Kombinują! „Skąd on to ma?”, pytają (Mk 6,2), jest przecież taki przeciętny, z takiego zwykłego domu, z tak pospolitej rodziny i tak doskonale nam znanej. Pewnie oszukuje, coś ukrywa, pewnie ma wobec nas jakiś ukryty plan, pewnie w tym jest jakiś podstęp… Wniosek: odrzućmy Go! Persona non grata!
I Jezus nie uczynił tu prawie żadnego cudu, jak mówi ta dzisiejsza ewangelia, a na przykład w takim Kafarnaum było ich całe mnóstwo (por. Mk 1,21-34). I z Nazaretu nie pochodził żaden z jego uczniów, a z dużo mniejszej Betsaidy - aż trzech (por. J 1,43-44)!
Odrzucenie w Nazarecie, będzie pierwszym, ale nie ostatnim z odrzuceń Chrystusa. Potem będzie odrzucany jeszcze wiele razy. Przez swoich krewnych; bo członkowie jego rodziny (z wyjątkiem Maryi i Józefa), uznają Go za niepoczytalnego, za kompletnego świra, za wariata (por. Mk, 3,21). Wyprą się Go. Potem będzie odrzucony przez arcykapłanów, uczonych w prawie i uczonych w piśmie, potem przez swoich uczniów, którzy stopniowo jeden za drugim będą od Niego uciekać. Stanie się to, co Jezus zapowiedział w Wieczerniku: „wszyscy się rozproszycie, każdy w swoja stronę, a Mnie zostawicie samego” (J 16,32). Potem będzie odrzucony przez Sanhedryn, potem przez naród, przez Piłata (por. Mk 14,1-15,22). Więcej nawet: Jezus poczuje się tak bardzo samotny, że będzie miał wrażenie, jakby opuścił Go sam Ojciec. W godzinie swojej agonii wypowie te przejmujące słowa: „Boże mój Boże, czemuś Mnie opuścił” (Mt 27,46). Bóg nigdy nie opuścił Jezusa, nigdy Go nie odrzucił, ale udręka Jezusowego Serca będzie tak wielka, że – w swej przejmującej samotności – wypowie to dramatyczne zdanie.
Tak, Bracia i Siostry, Jezus Chrystus jest Bogiem odrzuconym. Persona non grata. Św. Piotr, powie, że Chrystus jest żywym kamieniem odrzuconym przez ludzi (por. 1 P, 2,4).
I to odrzucenie Chrystusa trwa. Ma różne postaci. Przede wszystkim jest nim uporczywy grzech, na którego istnienie się zgadzam. Grzech, z którym nie podejmuję walki, grzech zaakceptowany, albo nawet – a jest to dużo gorsze – grzech polubiony! Zawsze pamiętajmy, że czym innym jest popełnić grzech, a czym innym jest polubić grzech. Czym innym jest przewrócić się i upaść, a czym innym jest przewrócić się i leżeć. Ta druga sytuacja jest niebezpieczna i prowadzi do całkowitego odrzucenia Chrystusa.
Odrzucenie Chrystusa to też nie całkowite przylgnięcie do Jego nauki przekazywanej przez Kościół. Traktowanie doktryny Kościoła jakby to był szwedzki stół, z którego mogę wybierać te prawdy, które bardziej mi pasują i bardziej smakują, które osobiście akceptuję, a odrzucać te, które są dla mnie zbyt niestawne, niesmaczne i nie do wzięcia.
Odrzucenie Chrystusa to także religijna obojętność. Dużo gorsza niż ateizm. Różnica jest zasadnicza. Człowiek niewierzący – ateista mówi: „nie wiem czy Bóg istnieje, ale myślę, że nie”! A ktoś obojętny mówi: „nie wiem, czy Bóg istnieje i nic mnie to nie obchodzi”! I to jest bardziej niebezpieczna i bardziej smutna postawa. Bo zamykająca.
Odrzucenie Jezusa Chrystusa trwa! Szczególnie w Europie. Europa jest dla chrześcijaństwa tym, czym Nazaret był dla Chrystusa. On urodził się w Betlejem, a wychował w Nazarecie, a chrześcijaństwo urodziło się na Bliskim Wschodzie, a rozwinęło w Europie.
„Choć pokażę ci coś smutnego” – powiedział mi kiedyś jeden z Pallotynów, gdy odwiedziłem go w Szkocji. Weszliśmy do pięknego gotyckiego kościoła w centrum Edynburga, w którym znajdował się dobrze prosperujący pub. Na chórze było miejsce dla kapeli, która grała – trzeba powiedzieć - dobrą muzykę, w powietrzu unosił się zapach papierosów, a barmani, stojący w dawnym prezbiterium, obficie nalewali świeże piwo, w kolorze bursztynu…
Mieszkańcy Europy zachowują się często jakby byli na statku, gdzie w miejscu kapitana stoi didżej, a zamiast pytania dokąd płyniemy słychać inne: czy będziemy się dobrze bawić?
Co więc możemy zrobić? My, ja, ty? Każdy i każda z nas?
Jedyną reakcją na odrzucenie Chrystusa jest bliskość z Nim! Im bardziej jesteśmy świadkami odrzucenia naszego Pana, tym bardziej jesteśmy zaproszeni do tego, by się do Niego przyznać i zbliżyć.
W Nazarecie, który odrzucił Jezusa, wciąż przecież stał dom Świętej Rodziny. Józef już prawdopodobnie nie żył, ale Maryja wciąż trwała przy Swoim Synu, zachowując i rozważając wszystkie słowa i sprawy w swoim Niepokalanym Sercu (por. Łk 2,51).
W Edynburgu, niedaleko od Kościoła – pubu, był inny, nieco skromniejszy niż tamten, w którym trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Choć nie była to niedziela, w kościele było sporo ludzi, także młodych...
Papież Benedykt XVI mówi w słynnym już wywiadzie-rzece: „Potrzebujemy czegoś w rodzaju wysp, gdzie żyje wiara w Boga, trwa wewnętrzna prostota chrześcijaństwa i stąd może ono promieniować w świat. Potrzebujemy oaz, ark Noego, do których człowiek będzie mógł uciec (…). Kościół próbuje rozwijać obronne siły i miejsca schronienia, w których w kontraście do całego zniszczenia wokół nas znowu staje się widoczne piękno świata i piękno życia”.
A zapytany przez dziennikarza, czy nie czuje się przygnębiony tym jak mały jest w świecie szacunek dla nauczania Kościoła, papież odpowiada spokojnie: „statystyka nie może być normą moralności. To źle, gdy badanie opinii publicznej staje się wyznacznikiem decyzji politycznych i gdy tylko stawia się pytanie gdzie zdobędę więcej zwolenników? Zamiast pytać: co jest słuszne. Podobnie wyniki badań na temat tego co ludzie robią i jak żyją, nie mogą być same w sobie kryterium prawdy i słuszności”.
Bardzo ważne słowa. Dla mnie jedne z najważniejszych jakie padły z ust tego papieża. Nie to jest najbardziej istotne, że większość ludzi odrzuca naukę Kościoła i Ewangelii, może nawet wszyscy w naszym bezpośrednim otoczeniu. Najbardziej istotne jest to, czy ja i ty jesteśmy przekonani o prawdzie, jaką Ewangelia w sobie zawiera, i czy jesteśmy zdecydowani przy tej prawdzie trwać?!
To jest oczywiście trudne. Papież Benedykt powiedział też, że taka postawa wymaga – i tu użył bardzo niepopularnego w naszej kulturze słowa – „wymaga poświęceń”. Poświęceń, a nie luzu!
Temu ma służyć Rok Wielkiego Jubileuszu Odkupienia, który rozpocznie się niebawem w Kościele. Jest on po to, byśmy pogłębili naszą wiarę i zaoferowali Chrystusowi większą bliskość, a potem byśmy umieli opowiedzieć o Chrystusie tym, którzy Go odrzucają. Warto to robić, nawet jeśli inni nas nie usłuchają, jak nie chcieli usłuchać Ezechiela (por. Ez 2,2-5). Ważne, żeby wiedzieli, że „prorok jest pośród nich”. Być może – jak świętego Pawła - spotkają nas z tego powodu – obelgi, prześladowania, uciski i niedostatki, ale z pewnością wystarczy nam Bożej łaski (por. 2 Kor 12,7-10).
Nigdy nie zapomnijmy, że od momentu chrztu świętego jesteśmy nie tylko zaproszeni, ale powołani do tego, by być prorokami we współczesnym świecie. By być jak Ezechiel, Paweł, a w końcu jak sam Chrystus.
Katechizm Kościoła Katolickiego powie wprost, że: "Chrystus pełni swe prorocze zadanie nie tylko przez hierarchię, ale także przez świeckich, których po to ustanowił świadkami oraz wyposażył w zmysł wiary i łaskę słowa (…). Pouczanie kogoś, by doprowadzić go do wiary, jest zadaniem każdego kaznodziei, a nawet każdego wierzącego.
Świeccy – mówi dalej Katechizm - wypełniają swoją misję prorocką również przez ewangelizację, to znaczy głoszenie Chrystusa zarówno świadectwem życia, jak i słowem. W przypadku świeckich ta ewangelizacja nabiera swoistego charakteru i szczególnej skuteczności przez to, że dokonuje się w zwykłych warunkach właściwych światu.
Tego rodzaju apostolstwo nie polega jednak na samym tylko świadectwie życia. Prawdziwy apostoł szuka okazji głoszenia Chrystusa również słowem, bądź to niewierzącym, bądź wierzącym”. (KKK 904-905).
Pierwszymi odbiorcami takiego apostolstwa są osoby, z którymi jesteśmy najbliżej, co jest oczywiście najtrudniejsze. To tak jak z miłością. Najłatwiej kocha się ludzkość, trudniej ludzi, jeszcze trudniej człowieka, konkretnego i z imienia, a najtrudniej tego człowieka, który jest nie tylko konkretny, ale i mi najbliższy.
Mówić o Chrystusie wszystkim także jest dużo łatwiej, niż mówić o nim konkretnemu człowiekowi. Świadczyć o Chrystusie wobec tłumu, jest łatwiej niż robić to względem pojedynczej osoby, zwłaszcza takiej, która ma to samo nazwisko, ten sam kawałek złota na palcu i ten sam adres.
A jednak jeśli tego nie zrobimy, sprzeniewierzymy się swojemu chrześcijańskiemu powołaniu.
Bardzo wymowne jest tu pouczenie św. Jana Chryzostoma. Pisze on tak: „Nic bardziej zimnego od chrześcijanina, który nie troszczy się o zbawienie innych. Każdy może pomóc bliźniemu, byleby tylko zechciał wypełnić to, co do niego należy. Czyż nie widzicie, jak są potężne, piękne, strzeliste, harmonijne i wysokie te drzewa, które nie dają owoców? Gdybyśmy jednak mieli ogród, daleko bardziej wolelibyśmy jabłonie i owocujące oliwki niż tamte. Tamte bowiem sprawiają przyjemność, ale nie przynoszą pożytku, a jeśli nawet przynoszą, to niewielki. Takimi są ci, którzy troszczą się jedynie o siebie samych. [...]. I jakże ktoś taki – odpowiedz mi – może być chrześcijaninem? Jeśli zaczyn zmieszany z mąką nie spowoduje fermentacji całego ciasta, to czyż jest on naprawdę zaczynem? Albo czy nazwiemy perfumem to, co nie daje zapachu? Nie mów: Nie potrafię wpłynąć na innych. Albowiem jeśli jesteś chrześcijaninem, nie może to nie nastąpić. Łatwiej jest bowiem słońcu nie ogrzewać ani świecić niż chrześcijaninowi nie oświetlać. [...] Nie może skryć się światłość chrześcijanina, nie może pozostać w ukryciu tak olśniewający blask”.
I jeszcze jedno!
Być może ktoś z was czuje się dzisiaj odrzucony przez kogoś, od kogo spodziewał się przyjęcia. Może są tu ludzie odrzuceni przez swoich rodziców, przez swoich współmałżonków, przez swoje dzieci, przez dawnych przyjaciół, przez duszpasterzy. Przez Kościół. Może jest ktoś, kto czuje się dziś odrzucony przez samego Boga…
To Słowo mówi nam wszystkim: Chrystus jest przy tobie. Odrzucony przy odrzuconym. Jest tym bardziej! Nawet jeśli w to nie wierzysz i tego nie odczuwasz! On jest!
Obyśmy umieli w sytuacji rozmaitego odrzucenia pomodlić się słowami dzisiejszego psalmu. Psalmu 123:
„Do Ciebie wznoszę oczy
Który mieszkasz w niebie
Jak oczy sług są zwrócone
Na ręce ich panów
Jak oczy służebnicy
Na ręce jej pani
Tak oczy moje ku Tobie, Bogu mojemu dopóki się nie zmiłujesz nade mną
Zmiłuj się nade mną, zmiłuj się Panie
Bo mam już dosyć pogardy
Ponad miarę moja dusza jest nasycona
Szyderstwem zarozumialców i pogardą pysznych” (Ps 123,1-4).
Piękny Psalm. Piękna modlitwa odrzuconych. Spróbujmy modlić się tymi słowami. Nie raz i nie dwa. Szczególnie w chwili odrzucenia.
A rozważamy o tym wszystkim w Raszczycach, czyli w waszym Nazarecie, maleńkiej miejscowości, w której wszyscy się znacie, a która obchodzi wspaniały jubileusz siedmiuset pięćdziesięciu lat swojego istnienia. I to udokumentowanych, bo pierwsze wzmianki o Raszczycach pochodzą z 1274 roku. Gratuluję tego jubileuszu. Gratuluję też wspólnoty. Oby ona się rozwijała. Obyście byli lokalnymi patriotami, zakochanymi w swoich Raszczycach, ale ich nie ubóstwiającymi, widzącymi i szanującymi także to i tych, którzy mieszkają obok. Ksenofobia jest zaprzeczeniem patriotyzmu. Ona jest właśnie odrzucaniem człowieka ze względu na to, że jest inny i skądinąd. Że nie jest mną.
Dziękuję także za współdziałanie władz lokalnych Raszczyc z Kościołem i odwrotnie. Dzięki temu można zrobić tu tyle dobrego. Jest jeden człowiek: mieszkaniec wioski i parafianin. I to jest ten sam człowiek. Dobrze więc, że sobie go nie wyrywacie, ale nawzajem mu służycie.
Parafia nie jest tak stara jak miejscowość, ale też niczego sobie. Ma tylko jakieś dwieście lat mniej.
Modlimy się dzisiaj za wszystkich, którzy tu mieszkali, mieszkają i zamieszkają. Niech Pan błogosławi wam jak najhojniej. Nie wyrzucajcie Go z waszego Nazaretu. Miejcie oczy w Nim utkwione. Nie tylko oczy, ale i serca. Niech dokonuje wśród was jak najwięcej cudów.
A wstawiennictwo św. Józefa, ku czci którego zostanie za chwilę poświęcony odnowiony ołtarz, niech wam pomaga być wiernym Chrystusowi jak wierny był on.
Jak wspomniałem, Józef jest tym mieszkańcem Nazaretu, który - obok Maryi - nigdy Chrystusa nie porzucił. Nigdy Go nie opuścił i nie zostawił. Nigdy też nie zostawił Kościoła, ale wiernie za nim oręduje. Rozumieli to ci, którzy kiedyś zbudowali ten ołtarz. Rozumiecie to i wy, skoro zechcieliście ołtarz odnowić. Dziękuję wam za to! Obyście od dziś jeszcze hojniej doświadczali pomocy św. Józefa.
Św. Józefie, módl się za nami. Amen.
Adrian J. Galbas SAC