Piątek, 8 listopada 2024

imieniny: Seweryna, Gotfryda, Hadriana

RSS

Najtrudniejszym zadaniem było prowadzenie robót „na zbicie” [ZDJĘCIA]

04.12.2023 07:00 | 3 komentarze | FK

Z Edwardem Kołeczko rozmawiamy o miernictwie górniczym, pracy na kopalni, wyznaczaniu kierunków chodników i wielu innych ciekawych sprawach związanych z górnictwem.

Najtrudniejszym zadaniem było prowadzenie robót „na zbicie”  [ZDJĘCIA]
Edward Kołeczko był Głównym Inżynierem Mierniczo-Geologicznym. Obecnie jest Przewodniczącym Komisji Rewizyjnej Oddziału SITG w Rybniku.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

- Czy zajmuje się mierniczy górniczy?

- Żeby chodnik był prawidłowo prowadzony to ktoś musi wykonać pomiary i wyznaczyć właściwy kierunek. Do tego służą odpowiednie instrumenty geodezyjne. To najczęściej robi się w ten sposób, że instrumentem geodezyjnym ustala się właściwy kierunek i wiesza się trzy sznurki. Trzeci sznurek jest kontrolny. Płaszczyzna wyznaczona przez te sznurki - zwane godzinami - wyznacza kierunek według którego ma być prowadzony chodnik. Później górnicy prowadzą roboty. A my to kontrolujemy na bieżąco.

- Pan teraz mówi o początkach eksploatacji złoża, tak?

- Tak, dokładnie. Najprościej mówiąc, aby prowadzić eksploatację wykonuje się w pokładzie węgla dwa chodniki. Przestrzeń między chodnikami nazywana jest ścianą a węgiel z tej ściany wybierany jest przez kombajn. Od ściany węgiel transportowany jest taśmami pod zbiornik przyszybowy a następnie szybem na powierzchnię. My właśnie wyznaczamy te chodniki, żeby były równoległe do siebie. Tam nie może być metra różnicy, bo jest obudowa zmechanizowana a sekcje obudowy muszą się dokładnie zmieścić między chodnikami. Kombajn eksploatuje ścianę węglową a sekcje obudowy przesuwają się do przodu. Z tyłu powstaje tak zwany zawał. Jak się wybierze to powstaje pustka, która sama się zawala a konsekwencją tego są szkody na powierzchni. Budynki są pochylone, spękane, powstają zalewiska itd. Choć eksploatacja prowadzona jest np. 800 metrów pod ziemią, to na powierzchni jest to odczuwalne.

- Jakie to są zazwyczaj odległości pomiędzy jednym i drugim chodnikiem?

- Ściany za moich czasów miały 150-200 metrów, teraz też mają około 200 m. Jest to uwarunkowane budową geologiczą złoża, szczególnie występującymi uskokami.

- A jakie są najmniejsze długości ścian i największe?

- U nas niestety ten górotwór jest mocno „zuskokowany” czyli poprzerywany. Geolodzy badają i określają, gdzie może być jakiś uskok na podstawie otworów wiertniczych, które są wykonywane. W kopalni Bogdanka np. ściana może mieć długość nawet kilometra, bo nie ma tam zaburzeń. U nas jak ściana ma 500 metrów to już jest dużo.

- Ile lat pan pracował w KWK Moszczenica?

- 15 lat byłem na Moszczenicy, potem poszedłem na stanowisko zastępcy kierownika na kopalnię Zofiówka i tam po paru latach zostałem szefem, czyli byłem Głównym Inżynierem Mierniczo-Geologicznym i pracowałem tam do emerytury.

- Czy coś pana zaskoczyło w pierwszym roku pracy?

- Jeżeli chodzi o zaskoczenie to go nie miałem. Mój ojciec pracował na kopalni Rydułtowy i również był mierniczym górniczym, więc można powiedzieć, że miałem świadomość jak ten zawód wygląda bo o wielu sprawach mi mówił. Ja studiując, zawsze w czasie wakacji pracowałem miesiąc czy dwa na kopalni. Było też tak, że młodych próbuje się zaskoczyć różnymi rzeczami. Mnie nikt nie zaskoczył i nawet potem nikt już nie próbował (śmiech), bo wszyscy widzieli, że ja jestem w tym temacie obznajomiony. Jednak wiele rzeczy musiałem się nauczyć, bo co innego wiedza uczelniana a co innego praktyka.

Wszystkie jastrzębskie kopalnie miały zagrożenia metanowe i związane z tąpaniami. Widzimy ciągle tego efekty. W całej mojej pracy nie było jakichś wielkich spraw. Oczywiście zawsze był stres jak zdarzył się wypadek na kopalni. Myśmy też jeździli do tych zdarzeń, trzeba było zrobić szkic wypadku, oczywiście poszkodowanych już tam nie było, trzeba było jednak dokonać pomiaru i potem komisja analizowała i określała przyczyny wypadku.

- Czy coś pana zaskoczyło w pierwszym roku pracy?

- Jeżeli chodzi o zaskoczenie to go nie miałem. Mój ojciec pracował na kopalni Rydułtowy i również był mierniczym górniczym, więc można powiedzieć, że miałem świadomość jak ten zawód wygląda bo o wielu sprawach mi mówił. Ja studiując, zawsze w czasie wakacji pracowałem miesiąc czy dwa na kopalni. Było też tak, że młodych próbuje się zaskoczyć różnymi rzeczami. Mnie nikt nie zaskoczył i nawet potem nikt już nie próbował (śmiech), bo wszyscy widzieli, że ja jestem w tym temacie obznajomiony. Jednak wiele rzeczy musiałem się nauczyć, bo co innego wiedza uczelniana a co innego praktyka.

Wszystkie jastrzębskie kopalnie miały zagrożenia metanowe i związane z tąpaniami. Widzimy ciągle tego efekty. W całej mojej pracy nie było jakichś wielkich spraw. Oczywiście zawsze był stres jak zdarzył się wypadek na kopalni. Myśmy też jeździli do tych zdarzeń, trzeba było zrobić szkic wypadku, oczywiście poszkodowanych już tam nie było, trzeba było jednak dokonać pomiaru i potem komisja analizowała i określała przyczyny wypadku.

- Ile taka kopalnia wydobywała ton węgla?

- W Moszczenicy 12 tysięcy ton dziennie. Zofiówka tak samo. Te kopalnie chyba były projektowane na 8-10 tysięcy, ale potem dzięki modernizacji mogły wydobywać 12 tysięcy. Był nawet okres, że Zofiówka wydobywała 16 tysięcy ton dziennie, ale to w pewnym tylko okresie. Dotyczy to jednak lat mojej pracy zawodowej. Teraz chyba wydobycie kopalń jest mniejsze. To zależało od warunków geologicznych.

- Jakich?

- Na przykład od długości i wybiegu ściany. Inaczej przy 500 metrach a inaczej przy 200 metrach. Im mniejsza ściana, tym więcej dodatkowej pracy niezwiązanej bezpośrednio z pozyskiwaniem węgla.

- Na jakiej głębokości teraz trwa eksploatacja na Zofiówce?

- Jak ja odchodziłem to był budowany poziom 900. W tej chwili eksploatacja prowadzona jest już poniżej tego poziomu.

- Jest możliwość, że „pójdą” z wydobyciem jeszcze niżej? Jest taka technologia?

- Jest taka technologia, ale warunek to ekonomia. Już teraz jest stosowana klimatyzacja na niższych pokładach, bo jest za gorąco. Stopień geotermiczny to jest coś takiego, że z głębokością temperatura skał rośnie o jeden stopień. W Polsce ten stopień wynosi 33 metry. Pamiętam, że przy głębokości 900 metrów skały miały temperaturę 40 stopni Celsjusza. Klimatyzacja to są ogromne koszty.

- A co było najtrudniejsze dla pana w tej pracy?

- Dla mnie i dla wszystkich mierników najtrudniejszym zadaniem było prowadzenie robót „na zbicie”. Wyrobiska prowadzone były w dwóch stron np. na Moszczenicy od szybów zachodnich i od szybów głównych a te wyrobiska musiały się spotkać. Odległość między szybami wynosiła 4,5 km i nie było możliwości powiedzenia dyrektorowi, że może tam wyjść jakaś różnica wynikająca z dokładności pomiarów. Dyrekcja tego nie przyjmowała, dla nich zbicie musiało wyjść na „zero zero”, bo w tych wyrobiskach będą różne urządzenia itd. Teraz już są GPS-y, wtedy nie było takiego sprzętu. Liczyło się „na piechotę” wykorzystując funkcje trygonometryczne. Zawsze były nerwy w tej sytuacji.

-  A co było najtrudniejsze dla pana w tej pracy?

- Dla mnie i dla wszystkich mierników najtrudniejszym zadaniem było prowadzenie robót „na zbicie”. Wyrobiska prowadzone były w dwóch stron np. na Moszczenicy od szybów zachodnich i od szybów głównych a te wyrobiska musiały się spotkać. Odległość między szybami wynosiła 4,5 km i nie było możliwości powiedzenia dyrektorowi, że może tam wyjść jakaś różnica wynikająca z dokładności pomiarów. Dyrekcja tego nie przyjmowała, dla nich zbicie musiało wyjść na „zero zero”, bo w tych wyrobiskach będą różne urządzenia itd. Teraz już są GPS-y, wtedy nie było takiego sprzętu. Liczyło się „na piechotę” wykorzystując funkcje trygonometryczne. Zawsze były nerwy w tej sytuacji.

- To niech pan jeszcze powie ile mamy ziemi żeby dojść do kamienia i później do węgla tutaj np. w Jastrzębiu?

- Ziemia, o której pan mówi to w języku geologicznym jest tak zwany nadkład. Grubość tego nadkładu jest różna, w zależności od budowy geologicznej. Na kopalni Moszczenica nadkład był rzędu 170 metrów, zaś na kopalni Zofiówka około 400 metrów. To się wiąże z budową geologiczną. W dużym uproszczeniu: powierzchnia terenu to czwartorzęd, poniżej są utwory trzeciorzędu a jeszcze niżej karbon, w którym znajdują się pokłady węgla. Wszystko powyżej karbonu w naszym języku to nadkład.

- To skąd się wiadomo, że tam na dole jest węgiel?

- Wierci się otwór badawczy długości np. dwa kilometry, wyciąga się ten rdzeń z tego otworu i sprawdza grubość nawierconego pokładu, nachylenie itd. Takich otworów jest kilkanaście i geolog z tego wyciąga jakieś wnioski. Myśmy korzystali nawet z otworów niemieckich wykonanych przed I wojną światową. Niemcy wiedzieli, że tu są bardzo dobre pokłady, ale było tam dużo metanu i wtedy, przeszło 100 lat temu nie można było ich eksploatować. Dopiero po II wojnie światowej nasi specjaliści opracowali metody eksploatacji węgla w zagrożeniu metanowym.

- Jakie zmiany zaszły w górnictwie w dziale, którym pan się zajmował przez ten cały okres pana pracy?

- Jeżeli chodzi o sprzęt, to dopiero jak ja odchodziłem na emeryturę to załatwiliśmy pierwszy przyrząd taki, którym już można było komputerowo opracować te wyniki. Jak ja przyszedłem do pracy to obliczenia były wykonywane na maszynach ręcznych tzw. kręciołkach, później były już maszyny z napędem elektrycznym. Później mieliśmy kalkulatory, czyli to co teraz każdy ma za parę złotych. Kopalnia kupiła parę kalkulatorów i my je dostaliśmy. Teraz pan ma w komórce kalkulator. Kiedyś nie było kserokopiarek. Odbitki map wykonywało się naświetlając matrycę i wywołując to w amoniaku. Jaki był komfort pracy w oparach amoniaku to wszyscy się domyślają. Nie było wtedy innych metod. Teraz to już jest prehistoria.

- To może na koniec jak taki fachowiec czuł się na emeryturze pierwsze dni? Tęsknił pan za kopalnią?

- Ja się do emerytury przygotowałem. Uważałem, że siedzieć na emeryturze w fotelu to jak czekanie na zawał, a ja nie chciałem czekać na zawał (śmiech). W związku z czym już jak się zbliżałem do emerytury, to zrobiłem sobie uprawnienia geodezyjne powierzchniowe, byłem biegłym sądowym ds. wpływu eksploatacji na powierzchnię i zrobiłem uprawnienia rzeczoznawcy majątkowego. Ja zawsze też mówiłem, że jak idziesz na emeryturę to masz to zrobić tak, żeby nikt potem do ciebie nie dzwonił z pytaniami, jak coś zrobić. I tak też było w moim przypadku. Wychowałem sobie następców, którzy przejęli pałeczkę i bardzo dobrze sobie radzili beze mnie.

oprac. Fryderyk Kamczyk


  • Barbórka 2023 23 wiadomości, 90 komentarzy w dyskusji, 861 zdjęć