Ksiądz Łukasz Libowski natrafił na XVII-wieczną angielską modlitwę. Tak mu się spodobała, że przetłumaczył ją na język polski
„Jestem niczym, nie mam niczego i niczego nie pragnę – za wyjątkiem Jezusa”. Modlitwa skomponowana z formuł pomieszczonych w ostatniej części dzieła „Sancta Sophia” Augustine’a Bakera.
Tym razem chciałbym podzielić się modlitwą, na jaką natrafiłem kilka lat temu w czasie swojego miesięcznego pobytu w parafii pod wezwaniem Świętej Gertrudy w Londynie, wertując używany w tamtejszej wspólnocie – jakkolwiek nie wiem, czy używany jeszcze obecnie, w naszych czasach, czy nie używany aby dawniej – modlitewnik; był to zredagowany przez Harolda Winstone’a „The Sunday Missal” z 1978 roku. Bardzo mi się wówczas modlitwa ta spodobała; pamiętam, że sam się nią nieraz tamtego miesiąca modliłem, a kilka razy wykorzystałem ją, czytając ją na głos na zakończenie adoracji Najświętszego Sakramentu. Spodobała mi się modlitwa ta na tyle, że koniec końców, nie umiejąc doszukać się jej polskiego przekładu – choć, przyznaję szczerze, może nie dość intensywnie szukałem – postanowiłem taki przekład sporządzić; i, muszę przyznać, dobrze i mile wspominam owe chwile pracy nad tłumaczeniem. Jeśli przeto przedkładany tutaj tekst – na co, nie będę tego ukrywał, liczę – spotka się z życzliwym uznaniem, niechaj naszemu przybliżaniu się do Boga i coraz ściślejszemu z Nim się jednoczeniu służy!
Byśmy zaś w sposób świadomy mogli odnośną modlitwą się posługiwać, byśmy owocnie mogli w nią wejść i w jej wodzie się nurzać, wiele z tej kąpieli wynosząc, byśmy właściwie znaleźli się w jej teologii, nie wymagając od niej tego, czego, z uwagi na kontekst, w jakim powstała, dać nam ona nie może, zauważmy, iż jest to modlitwa bynajmniej nie współczesna, XX-wieczna: liczy sobie ona setki lat. W rzeczonym mszaliku znajdujemy ją opatrzoną adnotacją, że została zaczerpnięta z dzieła „Sancta Sophia” autorstwa Augustine’a Bakera.
Ów Baker to postać ciekawa: angielski benedyktyn, historyk, mistyk i pisarz ascetyczny. Żył na przełomie wieków: urodził się bowiem w 1575 roku, zmarł natomiast w roku 1641. W czasie studiów w Oxfordzie stracił wiarę w Boga; odzyskał ją kilka lat później, znalazłszy się w niebezpieczeństwie śmierci i ocalawszy. W 1605 roku wstąpił – w Padwie u Świętej Justyny – w szeregi mnichów benedyktyńskich; zmuszony był jednak odłożyć swoją zakonną profesję, ponieważ poważnie podupadł na zdrowiu. Pojechał zatem do domu, gdzie zastał swego ojca umierającego. Po jego śmierci wrócił – w roku 1607 – do klasztoru, zostając członkiem najpierw kongregacji Cassinese, po jakimś zaś czasie kongregacji angielskiej. Przyjąwszy w 1613 roku święcenia prezbiteratu, za zgodą przełożonych oddał się dociekaniom historycznym, pisząc „Apostolatus Benedictinorum in Anglia”, która to praca, przygotowana do druku przez Clementa Reynera, ukazała się w roku 1626: wykazał w niej Baker, że rozpowszechniony w jego epoce pogląd, jakoby kongregacja benedyktyńska w Anglii zależna była od kongregacji benedyktyńskiej w Cluny, jest niesłuszny, gdyż początki pierwszej sięgają starożytności, podczas kiedy druga założona została w roku 910. W 1624 roku odesłano Bakera do nowo powstałego klasztoru sióstr benedyktynek w Cambrai, gdzie pozostawał przez około dziewięć lat: troszczył się tam o życie duchowe mniszek. Wywiązawszy się z tego zadania, przeniósł się do konwentu Świętego Grzegorza w Douai, gdzie pracował nad obszernym traktatem, poświęconym misji angielskiej. Zmarł w czasie swojego krótkiego pobytu w Londynie, zaraziwszy się dżumą.
To właśnie przebywając w Cambrai, Baker opracował wiele ze swoich licznych traktatów z zakresu duchowości. Skróty tychże traktatów – wcale nie tak znów skrótowe, jak byśmy się tego może spodziewali – wydane zostały w tomie pod tytułem „Sancta Sophia”; funkcjonuje ów wolumin, według przejrzystego i czytelnego schematu opracowany i zredagowany przez ojca Serenusa Cressy’ego, opublikowany po raz pierwszy w roku 1657, a potem po wielokroć jeszcze drukowany, także pod swoim tytułem anielskim „Holy Wisdom”. Dziś uważa się ową „Świętą Mądrość” za dzieło należące do klasyki literatury ascetycznej; zwraca się uwagę, iż będąc głęboko osadzone w tradycji płynącej między innymi od augustianina Waltera Hiltona (1340/1345-1396) czy pustelnicy Julianny z Norwich (1342-1416), daje ono przystęp nie tylko do duchowości angielskiej XVII-wiecznej, ale i znacznie, znacznie starszej, późnośredniowiecznej.
Ostatnia część zbioru „Sancta Sophia” jest nad wyraz praktyczna. Stanowi ją wszak, opatrzony tytułem „Certain Patterns of Devout Exercises of Immediate Acts and Affections of the Will”, cały długi ciąg rozmaitych, by tak je nazwać, formuł modlitewnych, zaszeregowanych w kilka grup i podgrup: formuł zarówno – i przede wszystkim chyba – angielskich, jak i łacińskich, przeważnie zwięzłych, by nie powiedzieć, że lapidarnych, spośród których wiele, gdy chodzi o treść, jest bardzo przejmujących i pięknych. Wydaje się, iż z tych właśnie formuł, raz więcej, innym zaś razem tylko subtelnie, delikatnie je przerabiając i przepracowując, spleciono, skomponowano modlitwę, jaką proponuje wiernym angielskim „The Sunday Missal”. Tak brzmieć mogłaby ta modlitwa po polsku:
Panie, pozwól mi zawsze stać przed Tobą prawdziwie pokornym i ubogim w duchu.
Daj mi łaskę, abym stale trwał na modlitwie.
Daj, abym ochoczo przyjmował z Twojej ręki każdy rodzaj trudności.
Daj mi serce pełne czułości i wrażliwości, abym mógł współczuć tym, którzy boleją, i abym miał dla ich cierpień tak wielkie uczucie, jak gdyby cierpienia te były moimi własnymi.
Daj, abym mógł traktować wszystkich ludzi z taką samą ochoczą miłością i życzliwością, gotową przebaczyć tym, którzy zawinią przeciwko mnie, i abym kochał tych, którzy mnie nienawidzą.
Daj, abym we wszystkich moich potrzebach i trudnościach uciekał się w modlitwie do Ciebie; abym zrezygnował z siebie i cały oddał się Twojej woli; abym mógł ze spokojnym umysłem przyjąć wszystko, co pochodzi od Ciebie.
Panie, daj, abym nigdy nie poddał się pragnieniu zemsty.
Daj, abym nigdy nie kłamał i nie szkalował innych ludzi; żebym wypowiadane przeciwko mnie kalumnie znosił z wielkim pokojem serca i żebym wszystkie te oszczerstwa powierzając Tobie, w milczeniu oczekiwał Twojej łaski i Twojego pocieszenia.
Dozwól, żebym pamiętając o Twojej pokorze, cierpliwości i łagodności, mógł cicho cierpieć ból, niełaskę, prześladowanie i nikczemność – i dzielić Twój krzyż do końca.
Daj, abym umiał przyjąć te rzeczy, co do których Twoją wolą jest, że powinienem o nie prosić. Ty radzisz mi szukać Ciebie – dozwól, abym Ciebie mógł znaleźć. Ty uczysz mnie, żebym kołatał – otwórz mi, gdy kołaczę u drzwi Twojej litości.
Bądź obramieniem wszystkich moich myśli, słów i prac.
Mój Boże, całego siebie powierzam Twojej dalszej opiece i wyrzekam się jakiegokolwiek zabiegania i troszczenia się o moją materialną pomyślność.
Porzucam pochopność i gotowość do sądzenia postępowania innych i postanawiam być surowym w kontrolowaniu jedynie siebie.
Dla Twojej miłości, Boże mój, i przystając na Twoją wolę, godzę się umrzeć, kiedy i gdzie będziesz chciał – i w okolicznościach, jakie będziesz chciał zrządzić.
Porzucam wszystko, co mnie zaspokaja i co daje mi fałszywy pokój, a co przychodzi, kiedy ulegam moim nieuporządkowanym namiętnościom. Postanawiam odpierać moje pożądliwości i pogardzać nimi, żebym mógł pozyskać pokój prawdziwy.
Ucieczka od Twojego krzyża jest ucieczką od Ciebie, któryś na nim umarł. Ze względu na Twoją miłość, Panie Jezu Chryste, zgadzam się więc na trudności mojej sytuacji życiowej.
Mój Boże, jestem niczym, nie mam niczego i niczego nie pragnę – za wyjątkiem Jezusa i oglądania Go w pokoju w niebieskim Jeruzalem.
Amen.
ks. Łukasz Libowski