Poniedziałek, 23 grudnia 2024

imieniny: Sławomiry, Wiktorii, Iwona

RSS

19.10.2023 19:00 | 4 komentarze | FK, ż

Intensywne opady deszczu wypłukują uprawy i powodują lokalne powodzie. Po nich przychodzi susza, która pogłębia problemy w rolnictwie. Tymczasem prawidłowa gospodarka wodami chroni przed podtopieniami i zapewnia darmową wodę do podlewania upraw w czasie suszy. Ma to bezpośredni związek z tzw. małą retencją, która oznacza zyski nie tylko dla środowiska i klimatu, ale również wymierne korzyści dla mieszkańców.

Z wodą mamy mnóstwo kłopotów, a moglibyśmy mieć same korzyści
Józef Sosnecki to nie teoretyk, ale praktyk. Jego dom położony jest niedaleko ujścia rzeki Olzy do Odry. Źródło Olzy jest w okolicach Istebnej, a cała rzeka ma 86 km długości. Sołtys Olzy jest mieszkańcem tejże miejscowości od urodzenia i wie, jak ważna jest gospodarka wodna z punktu widzenia prawidłowej gospodarki rolnej i nie tylko. Jak wielokrotnie podkreślał, problem wody dotyczy każdego mieszkańca (choć dla części, ze względu na położenie ich domów, jest on niewidoczny). Woda spływa na tereny nizinne dokonując ich zalewania. Pojawiają się podtopienia i powodzie.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Opłaca się być samowystarczalnym

- Posiadam na terenie swojej nieruchomości małe zbiorniki do magazynowania wód opadowych. Mogę powiedzieć, że jestem samowystarczalny, jeśli chodzi o zapotrzebowanie na wodę do utrzymania ogrodu warzywnego i ozdobnego. W końcowym rozrachunku retencja przynosi zyski oszczędzając jednocześnie energię i wodę sieciową. Wprowadzajmy tego typu rozwiązania, bo to nasza przyszłość - mówi sołtys Olzy Józef Sosnecki.

Nasz rozmówca zauważa, że mała retencja znakomicie sprawdza się w rolnictwie, sadownictwie i ogrodnictwie, przynosząc konkretne zyski finansowane. Zyski biorą się przede wszystkim z oszczędności w korzystaniu z wód sieciowych. Zgromadzoną w czasie roztopów czy opadów wodę można później wykorzystać do podlewania podczas suszy, co przekłada się również na wzrost plonów. Małą retencją powinni zainteresować się nie tylko zawodowi rolnicy, sadownicy czy ogrodnicy, ale też mieszkańcy posiadający domy z ogrodami czy działkowcy.

Powodzie błyskawiczne nękają mieszkańców naszego regionu. - 10 lat temu było podobnie. W poniedziałek przyszła woda, zalało nas. Na drugi dzień wszystko wysprzątaliśmy, a w środę znowu nas zalało. Ledwo co posprzątaliśmy, to w niedzielę zalało nas trzeci raz. Mam nadzieję, że w tym roku tego trzeciego razu nie będzie - mówił Józef Lasak z Owsiszcz podczas kataklizmu, który nawiedził nasz region trzy lata temu.

Powodzie błyskawiczne nękają mieszkańców naszego regionu. - 10 lat temu było podobnie. W poniedziałek przyszła woda, zalało nas. Na drugi dzień wszystko wysprzątaliśmy, a w środę znowu nas zalało. Ledwo co posprzątaliśmy, to w niedzielę zalało nas trzeci raz. Mam nadzieję, że w tym roku tego trzeciego razu nie będzie - mówił Józef Lasak z Owsiszcz podczas kataklizmu, który nawiedził nasz region trzy lata temu.

Nie trudno sobie wyobrazić jakie spustoszenie w uprawach może powodować zjawisko nadmiaru wody, które wynika wielokrotnie z częstych w ostatnim czasie, oraz bardzo intensywnych opadów występujących w krótkim czasie na danym terenie. Odwrotnym zjawiskiem jest susza, która także powoduje potężne straty.

"Moda na beton" to droga donikąd

Niestety problem właściwego gospodarowania wodami nie istnieje w powszechnej świadomości. Skutkuje to działalnością, która tylko pogłębia problem gospodarowania wodami. - W tej chwili mamy modę na betonowe place. Betonowane są dziesiątki metrów na działkach prywatnych. Betonowe kostki nie przyjmują wody, więc musi ona spływać niżej. Kilkadziesiąt lat temu woda naturalnie wsiąkała w ziemię i nie było problemu. Teraz spływa do sąsiada niżej, aż dopływa do miejsca, które jest położone najniżej na danym terenie i tworzy się rozlewisko - mówi Nowinom Zygmunt Migas, kierownik Związku Spółek Wodnych Melioracyjnych w Wodzisławiu Śląskim.

Ponadto zdarza się, że mieszkańcy świadomie lub nieświadomie niszczą takie urządzenia jak dreny, których sieć powstała w naszym regionie jeszcze przed I wojną światową. Obecnie dokonuje się przekształcenia działek rolniczych na budowlane, zapominając o systemie drenów ułożonych w ziemi.

- Osoba kupuje działkę i buduje dom przerywając cały układ drenów, które tam występują i są z sobą połączone. Po wybudowaniu domu następuje zalanie piwnic i sąsiadów, którzy mają działki wyżej. Spowodowane jest to przerwaniem ciągów drenarskich. Ludzie nie mają świadomości, że cały region, w tym pola uprawne, są "zadrenowane" – dodaje Migas.

Kierownik Zygmunt Migas jest specjalistą od spraw wodno-melioracyjnych. Na zdjęciu pokazuje korzeń tui, który blokował przepływ wody w drenie.

Kierownik Zygmunt Migas jest specjalistą od spraw wodno-melioracyjnych. Na zdjęciu pokazuje korzeń tui, który blokował przepływ wody w drenie.


Zobacz również:

Na końcu Polski koniec świata. Wielka woda zatopiła maleńkie Owsiszcze


Zniszczone podwórka, woda w piwnicach i domach, ulice w błocie. Oto krajobraz po nawałnicy w gminie Lubomia


Jak nie susza... to powódź

Z problemem nadmiaru lub niedoboru wód rokrocznie borykają się rolnicy. Brak wody skutkuje nieurodzajem. Plony są bardzo małe albo nie ma ich wcale. Spustoszenie w uprawach powodują również bardzo intensywne opady, które coraz częściej nawiedzają nasz region. Zjawisko można wiązać ze zmianami w klimacie, a nieprawidłowe gospodarowanie wodami przez ludzi tylko pogłębia ten problem.

- Susza w rolnictwie zawsze się pojawiała i to zjawisko ciągle będzie występować, dlatego uważam, że powinniśmy zastanowić się, jak wykorzystać naturalne zbiorniki i te, które powstały wskutek ingerencji człowieka i służą do magazynowania zasobów wodnych, po to, aby przeciwdziałać temu zjawisku. Powinniśmy również iść w kierunku budowania nowych, ale przede wszystkim w przekształcania już istniejących w jeszcze bardziej efektywne, tworząc małą retencję. Spełnia ona podwójne znaczenie. Służy temu między innemu prawidłowa gospodarka wodna, która polega na odpowiednim utrzymaniu rowów melioracyjnych i innych urządzeń służących przepustowości – mówi Józef Sosnecki.

Jedno z pól uprawnych na Kopcu między Syrynią a Lubomią, gdzie trzy lata temu żywioł poczynił znaczne szkody. Widać wyraźnie szczeliny, namuł, wypłukane uprawy.

Jedno z pól uprawnych na Kopcu między Syrynią a Lubomią, gdzie trzy lata temu żywioł poczynił znaczne szkody. Widać wyraźnie szczeliny, namuł, wypłukane uprawy.

Zobacz również:

Wtóruje mu Zygmunt Migas. - W ostatnich latach na naszym terenie pojawiły się bardzo intensywne opady deszczu. Takie zjawiska nie występowały tutaj wcześniej. To pokazuje, jak ważna jest prawidłowa polityka, która musi być prowadzona zarówno w obszarze wodno-melioracyjnym, jak i rolnym. Wszyscy musimy zdać sobie sprawę z tej sytuacji – mówi Zygmunt Migas.

W ostatnich latach zmieniła się również struktura rolnictwa w naszym regionie, co nie pozostaje bez wpływu na przyjmowanie wody przez glebę. - Kiedyś rolnictwo w naszym regionie dotyczyło takich upraw jak pszenica, żyto, ziemniaki. Dziś mamy do czynienia głównie z kukurydzą. Część pól jest zalesianych. Zmiany te powodują i mają bezpośredni wpływ na wsiąkanie wody w glebę. Ziemia jest twarda, krople spływają np. po uprawianej kukurydzy i woda płynie dalej zalewając tereny położone niżej. Wcześniejsze rolnictwo powodowało, że woda pozostawała na polu i była naturalnym nawodnieniem. Kiedy pojawiło się słońce, gleba ciągle była nawodniona, co miało bezpośredni wpływ na jakość upraw. Dziś woda spływa i po kilku słonecznych dniach już mamy suszę – mówi Zygmunt Migas.

Markety nie produkują wody, musimy o nią dbać

Prawidłowo zorganizowany i utrzymany system ochrony przeciwpowodziowej oraz małej retencji to korzyści dla klimatu, rolników i mieszkańców.

- Obawiam się, że jeżeli nie będziemy działać w tym kierunku, to skutki mogą katastrofalne. Ucierpi na tym przede wszystkim rolnictwo, ucierpimy my, jako mieszkańcy, bo musimy sobie zdawać sprawę, że markety nie produkują wody. Kiedyś te zasoby wodne mogą się skończyć i wtedy będzie poważny problem - twierdzi sołtys Józef Sosnecki.

- Musimy w odpowiedni sposób utrzymywać te zbiorniki, które już są na naszym terenie i funkcjonują prawidłowo, ale też trzeba pamiętać o budowaniu nowych. Można tutaj wykorzystać pewne naturalne elementy ukształtowania terenu oraz te powstałe wskutek działalności człowieka, jak wyrobiska po eksploatacji żwiru - mówi Józef Sosencki.

- Musimy w odpowiedni sposób utrzymywać te zbiorniki, które już są na naszym terenie i funkcjonują prawidłowo, ale też trzeba pamiętać o budowaniu nowych. Można tutaj wykorzystać pewne naturalne elementy ukształtowania terenu oraz te powstałe wskutek działalności człowieka, jak wyrobiska po eksploatacji żwiru - mówi Józef Sosencki.

Józef Sosnecki podkreśla, że zbiorniki małej retencji spełniają podwójne znaczenie. W przypadku powodzi gromadzą wodę i chronią budynki mieszkalne oraz pola uprawne, zaś w przypadku suszy są to zbiorniki z wodą, które można wykorzystać do nawadniania. - Doskonałym przykładem są tereny niziny nadodrzańskiej, a w szczególności miejscowość Olza, która na swym terenie posiada sieć rowów, kanałów tworzących małą retencję, a zatem należy to wykorzystać. Jest to bardzo ważne – kończy Józef Sosnecki.

(fk) (ż)