Poniedziałek, 23 grudnia 2024

imieniny: Sławomiry, Wiktorii, Iwona

RSS

Detektyw Poirot na tropie... ale to już było. Duchy w Wenecji [RECENZJA]

24.09.2023 12:00 | 0 komentarzy | (q)

- Nie zapominajmy, że ekranizacje prozy Agathy Christie, nawet w tak misternym wykonaniu Kennetha Branagha, są w gruncie rzeczy proste i schematyczne jak kolejne odcinki "Ojca Mateusza" - pisze Adrian Szczypiński o filmie Duchy w Wenecji, który niedawno wszedł do kin.

Detektyw Poirot na tropie... ale to już było. Duchy w Wenecji [RECENZJA]
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Aktor który jednocześnie pisze, produkuje, reżyseruje, gra u siebie i innych, a w dodatku robi to konsekwentnie od kilkudziesięciu lat i wciąż jest nagradzany, to rzadki przypadek. Amerykanie mają Clinta Eastwooda i Woody'ego Allena, ale obaj już dobiegają do zawodowej mety. Za to Europa wciąż może być dumna z Sir Kennetha Branagha, który w latach 90. dokonał misji niemożliwej, zadziwiając Wielką Brytanię autorskimi adaptacjami Williama Szekspira. Poza Szekspirem jako reżyser robił mniej więcej to co Ron Howard, czyli był specem od bajek małych i dużych (Frankenstein, Thor, Kopciuszek), zaś aktorsko wcielał się m.in. w Reinharda Heydricha, Laurence'a Oliviera, Williama Szekspira, Franklina Roosevelta, Kurta Wallandera, czy Borisa Johnsona, choć telewizja najczęściej przypomina go jako Gilderoya Lockharta, który chciał skasować pamięć Harry'ego i Rona tuż przed wejściem do komnaty tajemnic. Do tego dziesiątki prestiżowych nagród, jeden Oscar i tytuł szlachecki. Nieźle jak na 62-latka, który po wyreżyserowaniu 21 filmów już niczego nie musi udowadniać, wypełniając czas graniem u słynnych kolegów oraz - od kilku lat - karmiąc ambicję adaptacjami innej ikony brytyjskiej kultury.

Adaptując Szekspira już dawno osiągnął szczyt po obu stronach kamery (co może przebić 4-godzinnego "Hamleta" z pełnym tekstem sztuki, nakręconego na taśmie 65 mm?), więc kilka lat temu, wspólnie z Ridleyem Scottem, Kenneth Branagh zabrał się za Agathę Christie, na bogato ekranizując "Morderstwo w Orient Expressie" (2017) i "Śmierć na Nilu" (2020, premiera 2022). Czy w obliczu wcześniejszych ekranizacji Branagh celował w nowatorstwo, jak 30 lat wcześniej z Szekspirem? Nie, tym razem liczyła się tylko stylowa zabawa w kino, wystawność i wręcz przepych bijący z każdego kadru. Branagh jest już w gronie starych fachurów, którzy oprócz posiadania nieskompromitowanego skandalami nazwiska, mają jeszcze w miarę kasowe pomysły, a Branagh to wciąż gwarancja właśnie tego, czyli eleganckiej, choć nieuchronnie wtórnej zabawy klasyką literatury. Na polskie ekrany właśnie wszedł trzeci rozdział pojedynku Christie-Branagh, "Duchy w Wenecji". Czy znów otrzymamy efektownie opakowaną błyskotkę retro, czy tym razem Branagh będzie miał nowe pomysły na zmarłą prawie 50 lat temu autorkę?

Wenecja, rok 1947. 10 lat po rozwiązaniu zagadki śmierci na Nilu, Herkules Poirot zażywa emerytury i nie chce słyszeć o rozwiązywaniu kryminalnych zagadek. Ustępuje dopiero wobec Ariadny Oliver, autorki kryminałów, która namawia detektywa do zdemaskowania kobiety podającej się za medium. Po seansie spirytystycznym sprawy zaczynają nabierać tempa, a Poirot doświadcza kilku drastycznych powodów powrotu do sztuki dedukcji.

Łomatko, znów Wenecja? Kiedyś biegał po niej Indiana Jones, później James Bond siał zniszczenie, w międzyczasie Bolec puszczał na video film o facecie w łódce, potem Spider-Man próbował się dobrze bawić, a kilka miesięcy temu Ethan Hunt biegał po jej mostach i uliczkach, po których teraz przechadza się Herkules Poirot. Ileż można? Ale tym razem nie mamy, na szczęście, seansu z przeglądem atrakcji turystycznych. Kenneth Branagh postanowił, przynajmniej częściowo, nie wchodzić do tej samej rzeki, choć wody mamy na ekranie pod dostatkiem. Nie mamy za to tych wszystkich ozdobników z poprzednich dwóch filmów - tłumów gwiazd, efekciarskich, wypieszczonych i podbitych kolorystycznie kadrów w pełnej panoramie, wielu scen będących tylko popisem macherów cyfrowej iluzji, słowem całej ornamentyki, która dodawała intrydze barokowego przepychu. Choć budżet był porównywalny do "Morderstwa w Orient Expressie", całość sprawia wrażenie upgrade'owanego teatru telewizji. Akcja jest skumulowana do wnętrz jednej kamienicy, ekran spowija mrok, atmosfera gęstnieje jak w horrorach o nawiedzonych domach z wytwórni Hammer, próżno oczekiwać ujęć, które w poprzednich filmach pełniły rolę cukierków dla oczu. Rezygnacja z takich dodatków wydaje się oczywista - Poirot się starzeje, jest jak - no właśnie - duch z własnej przeszłości, którego nie można znów otoczyć łatwą formą. Trzeba go wrzucić w otchłań jeszcze czarniejszą niż ta, którą pielęgnuje w sobie na co dzień. Niech wątpi, niech ma zwidy, niech mu się wydaje, może się obudzi.

No i się obudził, rozwiązując zagadkę, wskazując sprawców i wyjaśniając misterną intrygę wszystkim zamkniętym w kamienicy osobom. Finał jest już taki sam, jak w poprzednich filmach. Poirot wygłasza monolog do uczestników dramatu, z widza uchodzi powietrze, napisy końcowe. Przy całym odświeżeniu formuły nie zapominajmy, że ekranizacje prozy Agathy Christie, nawet w tak misternym wykonaniu Kennetha Branagha, są w gruncie rzeczy proste i schematyczne jak kolejne odcinki "Ojca Mateusza", będącego Agathą Christie dla niewymagających. Widza trzyma w szachu oczekiwanie odpowiedzi na pytanie "kto zabił?". Reszta to dodatki, nie zawsze potrzebne, nie zawsze sensowne. Branagh dwa razy oprawił to oczekiwanie na wysoki połysk, jak meblościankę z PRL-u, za trzecim razem zgasił większość lamp. Ale to wciąż ten sam seans, bo gatunek i konwencja tego wymagają, o tekście pierwowzoru nie wspominając. Tylko od widza zależy, która metoda bardziej przypadnie mu do gustu.

Ciekawe, czy będzie czwarta część. Literacko jest z czego wybrać, ale czy znowu będzie o tym samym? Akcję można przenieść nawet do NRD, a i tak na końcu Poirot wygłosi mowę do 10 agentów Stasi, podejrzanych o zabicie przemytnika z Berlina Zachodniego. "Ojciec Mateusz" ma już grubo ponad 350 odcinków, prawie wszystkie są bliźniaczo podobne, bo to taka konwencja. Oby Branagh nie musiał się w ten sposób tłumaczyć, kiedy za kilka lat znów pojawi się wraz ze słynnym wąsem.

6/10

Adrian Szczypiński


Duchy w Wenecji / A Haunting in Venice

  • 2023
  • reżyseria - Kenneth Branagh
  • scenariusz - Michael Green
  • wg powieści "Hallowe'en Party" Agathy Christie
  • zdjęcia - Haris Zambarloukos
  • muzyka - Hildur Gudnadóttir
  • wystąpili - Kenneth Branagh, Tina Fey, Kelly Reilly, Michelle Yeoh, Kyle Allen, Camille Cottin, Jamie Dornan, Jude Hill, Riccardo Scamarcio

Adrian Szczypiński to filmowiec z Raciborza. Producent, reżyser i scenarzysta szeregu filmów o tematyce historycznej, m.in.: "Tajemnic kościoła św. Mikołaja", "Z biegiem Psinki", "Matki Polki" oraz "Ulitzki". Zawodowo od lat związany z Raciborską Telewizją Kablową.