Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

17.09.2023 07:00 | 0 komentarzy | red

Siostra Dolores z klasztoru Annuntiata sięga po świadectwo Moniki Zippel - zmarłej niedawno raciborzanki, żony, matki.

Mamy nowego, pięknego Anioła w Niebie... Monikę
Śp. Monika Zippel zmarła 29 sierpnia. Miała 42 lata.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Spotkałam Monikę kilka razy w życiu. Słuchałam jej pięknego śpiewu. Myślę sobie: jak piękna, młoda i taka utalentowana… Kilka dni temu uczestniczyłam w jej pogrzebie. Na trumnie stało jej zdjęcie. Nie potrafiłam uwierzyć, że Niebo o nią właśnie poprosiło… bo za trumną szło dwoje małych dzieci i kochający mąż Wojtek. Została w moim sercu historia, którą opowiedział jej mąż na końcu mszy św. Otóż Monika po zakończonych studiach, starała się o pracę w wielkiej korporacji we Wrocławiu. W czasie wstępnej rozmowy zadano jej różne pytania np. o znajomość angielskiego, o komputer, światopoglądy, a na końcu prowadzący rozmowy zapytał: " A tak naprawdę kim by Pani chciała w życiu być?" Monika wtedy odpowiedziała: "Chciałabym zostać Świętą…". Jej mąż dodał na końcu: " Monika była najbardziej świętą osobą, jaką w życiu spotkałem…".

Historia życia i Bożego działania w nim

Niedługo przed śmiercią napisała swoje świadectwo: "Nazywam się Monika Zippel. Mam 41 lat. Należę do raciborskiej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym Magnificat. Chciałabym opowiedzieć historię mojego życia i Bożego działania w nim. Historia tego świadectwa zaczęła się od Seminarium Uzdrowienia Wewnętrznego w mojej wspólnocie Magnificat. W którymś momencie pojawiło się w książce pytanie o cuda, których doświadczyliśmy. Ja wściekła na cały świat i ,o zgrozo, najbardziej na Boga krzyczę: "Żadnych cudów!! Tylko cierpienie!!" Moja mądra siostra powiedziała "Może jednak znajdziesz jakiś cud w swoim życiu. Poszukaj". Kilka znalazłam :)

Jako 3 – 4-letnia dziewczynka zaczęłam bardzo szybko rosnąć, co spowodowało rozwój galopującej skoliozy. Rehabilitacja nie pomagała, więc zmuszona byłam przebyć dwa zabiegi na kręgosłup. Dodatkowo, w czwartej klasie podstawówki (1993 r.) zostałam poddana bardzo ciężkiej operacji kręgosłupa. Wynik – od 12 roku życia żyję z dwoma prętami po dwóch stronach kręgosłupa. Po operacji przez pół semestru miałam zajęcia w domu, dlatego, że odczuwałam potworny ból przy każdym ruchu i oddechu. Jednak ból fizyczny to było nic w porównaniu z bólem psychicznym spowodowanym całkowitym odrzuceniem przez rówieśników z klasy.

Przez całą piątą klasę podstawówki nie odezwał się do mnie NIKT. Raz koleżanka w kościele, powiedziała mi "Cześć". Byłam prze-szczęśliwa.

Teraz jako dorosła osoba wiem, że miałam wtedy depresję długotrwałą. I tu zaczynają się cuda. Jedyną moją ostoją i pocieszeniem była wtedy modlitwa. Kiedy wszyscy spali, ja modliłam się. To były mistyczne modlitwy. Raz miałam wizję czym jest Niebo. Rozlała się na mnie Miłość i Pokój Jezusa oraz niezwykła błogość. Wtedy zrozumiałam, że Niebo jest każdą chwilą przy Bogu i to, że Nieba można doświadczyć już na ziemi.

Chwała Panu!

Na początku studiów we Wrocławiu (2001 r.) – odrzucenie od ważnej dla mnie osoby w życiu. Znów depresja długotrwała. Jednak ponownie Bóg interweniował. Trafiłam do przepięknej charyzmatycznej, wrocławskiej, katolickiej wspólnoty Hallelujah. Tam przeżyłam moje pierwsze wylanie Ducha Św. w postaci lekkiego powiewu Wiatru. Owocem tego było pojednanie z koleżanką, a wierzcie mi nie było to łatwe, bo poszło o pieniądze i każda z nas była przekonana o swojej racji. Dzięki Duchowi Św. byłam w stanie wbrew sobie przyznać jej rację, bo pojednanie było ważniejsze niż racja.

Chwała Panu!

Rok później w 2002 r., mój Tato górnik, miał szczyt swojego alkoholizmu: ciągi i ostre jazdy. Wracanie z baru koło północy itp.. Pytałam Boga, co chce, żebym robiła w intencji uzdrowienia Taty: "Codzienny różaniec? Codzienna Eucharystia?". Jednak Bóg wyraźnie mówił: "Nie pij alkoholu". Nie podobało mi się to, bo to takie tendencyjne, ale On się uparł. W końcu się zgodziłam. Początkowo założyłam, że nie piję przez rok w intencji Taty. Około 3 miesiące później, w dniu, w którym moja Mama po raz 1 w życiu doszła pielgrzymką do Częstochowy na Jasną Górę, Tata przestał pić!! Do tej pory nie wypił ani jednego łyczka alkoholu :) Wtedy stwierdziłam, że to egoistyczne skupiać się tylko na moim tacie i postanowiłam, że nie piję do końca życia w intencji wszystkich alkoholików.

Chwała Panu.

Bądź uwielbiona Maryjo, nasza Mamo i Królowo! Po studiach próbowałam zostać we Wrocławiu utrzymując się sama i nie było to łatwe. Brak środków do życia był dużym problemem. Chodziłam codziennie na msze, po których zawsze była Koronka do Miłosierdzia Bożego. Cieszyłam się, że chociaż Msze są za darmo. Raz po Koronce, dostałam słowo – obietnicę – "Szukaj wpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie Ci przydane". Bóg do tej pory dotrzymuje tej obietnicy. Nigdy mi nie brakowało pieniędzy. Nigdy mi się też nie przelewało, ale wszystko co mi było potrzebne do życia zawsze miałam.

"Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj".

Chwała Panu!

Kilka lat później odkryłam, że moim powołaniem jest założyć rodzinę. Wyszłam za mąż za, że tak powiem, "niekościółkowego" mężczyznę, który jest cudownym, dobrym, kochającym, troskliwym mężem i ojcem. Najlepszym jakiego mogłam sobie wymarzyć. Mamy dwoje zdrowych, cudownych dzieci.

W okresie zakładania rodziny trochę odeszłam od Boga, nie chciałam chodzić na spotkania wspólnoty Magnificat, którą Bóg mi tak pięknie zesłał w Raciborzu. I nagle Bach – rak piersi!! (2018 r.) Od razu przerzuty do wątroby i kości.

Przerzuty wyleczone, a tu znów Bach – nowe ogromne przerzuty do mózgu. O dziwo, nie dają żadnych objawów, których lekarze się spodziewali po tak dużych guzach. Znowu cud Boży. Mimo wszystko byłam załamana. Fakt, że moja mama kilka lat wcześniej zmarła na dokładnie to samo, nie poprawiał sytuacji. Wtedy kolejny cud. VIOLA.

Wierzę, że pod natchnieniem Ducha Św. kazała mi przyjść do siebie na sesje The Journey i tam zawsze w obecności Jezusa, przebaczałam wszystkie krzywdy sprzed lat i uwalniałam tłumione emocje. Taka jakby przyspieszona psychoterapia. Dzięki niej odzyskałam nadzieję, że mogę wyzdrowieć. Przebaczyłam wszystkim, którzy mnie w jakikolwiek sposób skrzywdzili. To wszystko doprowadziło mnie do Boga, do codziennego czytania Słowa Bożego i do uwielbienia liturgii Eucharystii. Miałam też wizję tego, jak Bóg ma ogromną moc i jak króluje nad ziemią. Nie znalazłam podczas tej wizji słów, żeby Go uwielbiać. Padłam więc tylko na kolana. Potem pomyślałam: "Psalmy!". Od tej pory uwielbiam go psalmami, hymnami, piosenkami itp. Wtedy zaczęłam wierzyć, że wyzdrowieję.

Drugie

Wróciłam do wspólnoty Magnificat i drugie wylanie Ducha Świętego podczas rekolekcji opolskiej Odnowy w Duchu Św. (2022 r.). To była bardzo mocna modlitwa i silne wylanie Ducha Świętego. To było jakiś czas temu i wciąż jestem chora, lecz teraz już wiem, tak mi się przynajmniej wydaje, że Bóg chce najpierw uzdrowić naszą duszę, dopiero potem ciało. Rozpoczęliśmy w Magnificacie Seminarium Uzdrowienia Wewnętrznego. Przerabiam je – nuuuudy.

Nie mam żadnych problemów z emocjami. Wszystko przerobione. Ufam Bogu. Czadzę.

A tu znowu: Bach!

Nagle guzy w głowie inaczej się ułożyły i już mam te objawy, których lekarze się spodziewali od samego początku: kłopoty z równowagą, z mówieniem, z poruszaniem się, z widzeniem, z kojarzeniem faktów. Praktycznie z dnia na dzień stałam się niesamodzielna i niepełnosprawna. Do tego sterydy, które są koniecznością w leczeniu, spowodowały zwiotczenie mięśni i dawały wiele innych skutków ubocznych, włączając w to utratę przytomności. Zostałam na miesiąc bez chemii, cały czas zwiększając dawkę sterydów zgodnie ze wskazaniami lekarza.

Nagle kłócę się z Bogiem. Oj jak bluźniłam. Zobaczyłam jak jestem pełna pychy i egoizmu, że w ogóle nie ufam Bogu. Zarzuciłam mu, że tylko mnie doświadcza cierpieniem! Desperacko prosiłam o uzdrowienie. Nawet mówiłam Mu, o zgrozo, w którym dniu, jak i kiedy ma mnie uzdrawiać. Moje niby stabilne emocje, okazały się fatalne.

I wtedy znowu cud. Modlitwa innych za mnie, Duch Święty, pokazali mi ogrom cudów w moim życiu i tego jak cierpienie zbliża do Boga. Wartość cierpienia ma potężną moc, oczyszcza nas z grzechów, demonów, pychy. Daje pokorę, cierpliwość i miłość do Krzyża.

Odmawiałam też nowennę Pompejańską. Przez 27 dni jest część błagalna – efekt jest – pokochałam Maryję. Czadzę! Doszłam do Dziękczynnej Części i co? Znów Bach. Znów pyskuję Maryi. "Żadnego cudu!" Okazało się jednak, że chemia, Bóg i Maryja już zadziałali, ale dopiero neurolog mi to uświadomił. Kazał mi stopniowo przestać brać sterydy i od razu poprawa. Ależ mi było głupio.

Teraz wiem, jak słaba jestem i bez Ducha Świętego, stałej Bożej obecności i Jego Słowa, jestem niczym i wszyscy jesteśmy niczym.

Przerabiane seminarium Uzdrowienia Wewnętrznego we wspólnocie Magnificat cały czas trwa. Myślałam, że wszystkim przebaczyłam i ten temat jest zamknięty, a tutaj zaskoczenie:

"Czy jesteś w stanie wejść ponownie w relacje z osobami, które cię skrzywdziły? Zaufać im?" "Oczywiście, że nie!"

Musiałam długo się za te osoby modlić, a potem na modlitwie mocno je przytulić. Działa. Na szczęście. Później jeszcze rozdział rachunek sumienia w Seminarium Uzdrowienia Wewnętrznego. Zrobiłam rachunek sumienia z całego życia i poszłam do spowiedzi. Oj co tu się działo! Naprawdę się bałam, że nie dostanę rozgrzeszenia. Dostałam:)

Doszłam do tego, że bez Boga nie jestem w stanie absolutnie nic dobrego zrobić. Zrozumiałam ten fragment Pisma Św. o tym, że i psy jedzą resztki spod stołu swoich Panów. Wiem, że to chodziło o pogan i Żydów, ale ja się poczułam jak taki pies i pytam Boga:

Po co TY mnie w ogóle stworzyłeś?

I odpowiedź Boga: Z MIŁOŚCI!!

Do tego, na Swoje podobieństwo, jeszcze oddał swojego Syna najukochańszego, żebyśmy stali się Jego synami i do tego jeszcze wydał Go na straszną mękę za nas nędznych. Każde cierpienie w porównaniu do tego, co On przeżył, jest niczym. Wierzę, że warto i tak się łączyć z jego cierpieniem, żeby był w tym mniej samotny.

Czułam się wtedy jak nędzny pies, który chwycił się zębami tuniki Jezusa i pełznę za nim po piasku, a On taką brudną i nędzną bierze mnie na Swoje święte ręce. Dzisiaj czuję się jak niemowlę kołysane w rękach Bożych i Maryi. Mamusi i Tatusia. Staram się po prostu ufać w Ich wielką miłość i Ich plan. Są chwile, kiedy oczywiście w dalszym ciągu sprawia mi to trudność, ale staram się. Głównie teraz się modlę "Ojcze Nasz" i "Zdrowaś Maryjo". Ewentualnie jakieś piosenki uwielbienia na bazie psalmów i psalmy. Oczywiście też czytania z dnia, koronki, litania, spowiedź i jak najczęstsza Eucharystia. Póki jestem na rencie mam na to czas:)

Teraz moim największym zmartwieniem jest to, że mogę się od Niego oddalić, po tym jak uzdrowi moje ciało ze wszystkich dolegliwości. Mam wrażenie, że Bóg też tak myśli, bo cały czas borykam się z objawami. Niech tak będzie. Bądź wola twoja...".

Odeszła do świata Jezusa i Aniołów 29 sierpnia 2023 r. Dzisiaj wiem, że mamy nowego, pięknego Anioła w niebie… Monikę!

s. Dolores


Nasz redakcyjny kolega portalu Nowiny.pl,  Marek Kuder nagrał na pianinie wyjątkowy utwór "Heaven" dedykując go Śp. Monice Zippel i jej mężowi Wojtkowi Zippel.