Poniedziałek, 20 maja 2024

imieniny: Bazylego, Bernardyna, Bronimira

RSS

Zielona rewolucja wkracza do warsztatów

14.05.2023 09:33 | 0 komentarzy | kama

 O nowych wyzwaniach, jakie przed właścicielami warsztatów samochodowych pojawiają się wraz z samochodami z napędem hybrydowym i elektrycznym, z Wilhelmem Fulneczkiem – przedsiębiorcą, członkiem zarządu Cechu Rzemiosł Różnych w Raciborzu i wiceprzewodniczącym komisji egzaminacyjnej w zawodzie mechanik samochodowy – rozmawia Katarzyna Gruchot.

Zielona rewolucja wkracza do warsztatów
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

– Wraz z przedstawicielem szkoły branżowej i Cechu Rzemiosł Różnych w Raciborzu odwiedza pan szkoły podstawowe, by nakłonić młodzież do dualnego kształcenia. Czy to przynosi wymierne efekty?

– Spotykamy się z uczniami i ich rodzicami, którzy wiele razy zaskakują nas swoją niewiedzą. Ostatnio rozmawiałem z jedną z mam, która wysyłała swoją córkę do liceum nie dlatego, że myślała o studiach, tylko po to, żeby zrobiła maturę. Była przekonana o tym, że średnie wykształcenie można zdobyć tylko w ten sposób. Tłumaczyłem jej na czym polega nauka w szkole branżowej pierwszego stopnia i że można ją kontynuować w technikum. Plusem tego drugiego rozwiązania jest to, że nawet jeśli ktoś nie zda matury, to i tak ma zawód, a w przypadku liceum, zostaje z niczym. Na szczęście po wielu latach mody na licea, coś się w końcu zmieniło i młodzież zaczęła wybierać dualne kształcenie. W tym roku mam na praktykach w warsztacie dziewięciu uczniów, a na wrzesień jest dwunastu chętnych. Muszę przyznać, że to dla mnie spore zaskoczenie.

– Czy w pana przypadku również rodzice mieli wpływ na wybór zawodu?

– Mój ojciec zawsze powtarzał, że mechanika samochodowa to jest brudna i ciężka praca. Wiedział co mówi, bo od 1979 roku prowadził w Bieńkowicach swój warsztat. Ponieważ po szkole zawodowej wybrałem technikum elektryczne, to zaproponował, żebym się zajmował naprawą sprzętu AGD albo RTV, bo to było łatwiejsze i w tym widział przyszłość. Mnie jednak zawsze ciągnęło do samochodów, a czas pokazał, że to był dobry wybór, bo wielu punktów z naprawą sprzętu już od lat nie ma.

– Bo sprzętu już się nie naprawia, tylko wymienia na nowy. Czy w przypadku samochodów nie idzie to w podobnym kierunku?

– Z bólem serca muszę powiedzieć, że ta tendencja jest podobna. W dzisiejszych czasach jest już coraz mniej czynności, które przy samochodzie możemy zrobić sami w garażu, bo nowoczesne samochody wymagają już coraz lepszej diagnostyki i lepszego sprzętu. W tym zawodzie nie można osiąść na laurach. Technologia zmienia się w ogromnym tempie i my musimy za nią nadążać. Tu zdobyta kilka lat wcześniej wiedza i doświadczenie już nie wystarczają. Potrzebne są ciągłe szkolenia i kursy, bo przecież na rynku pojawia się coraz więcej samochodów hybrydowych i elektrycznych, których wcześniej nie było.

– Ile czasu będą potrzebowały warsztaty samochodowe na przygotowanie się do naprawy samochodów hybrydowych i elektrycznych?

– Na razie usterki układów napędowych w samochodach na prąd nie są częste, ale to tylko kwestia czasu. Myślę, że przystosowanie zakładu do nowych warunków wymaga od dwóch do pięciu lat. Zależy to nie tylko od odpowiedniego przeszkolenia pracowników, ale też od możliwości finansowych właścicieli warsztatów. Zarówno kursy, jak i sprzęt wymagają ogromnych nakładów finansowych. Jak na razie, mamy tylko trzech klientów, którzy posiadają samochody elektryczne i korzystają z naszych usług w dość wąskim zakresie, bo to są samochody stosunkowo nowe. Zmiany nas oczywiście nie ominą, ale będziemy je wprowadzać stopniowo.

– W przypadku aut hybrydowych i elektrycznych wymagane są ściśle określone procedury bezpieczeństwa. Na czym one polegają?

– W samochodach z napędem konwencjonalnym mamy do czynienia z instalacją o napięciu 12V, tymczasem w elektrykach i hybrydach, oprócz instalacji zasilającej 12V, mamy dodatkową – trakcyjną – pracującą z napięciem nawet kilkuset woltów! Kontakt człowieka z instalacją wysokiego napięcia przekracza graniczny próg prądu niebezpiecznego dla jego życia. Pracownik pracujący przy takim samochodzie będzie musiał mieć uprawnienia i odpowiednie ochronne ubranie. Fachowy przegląd pojazdu będzie wymagał odpowiedniego sprzętu i oprogramowania. Wszystkie koszty, które poniesie właściciel warsztatu będą musiały zostać potem uwzględnione w cenach usług.

– Co wam pomaga w tej transformacji?

– Braliśmy udział w szkoleniach dotyczących hybryd i elektryków w Warszawie, Berlinie i Cottbus, gdzie przy okazji poznaliśmy niemiecki model kształcenia dualnego. U nas wygląda to tak, że uczniowie klas pierwszych i drugich mają dwa dni praktyk i trzy dni zajęć w szkole, a klas trzecich trzy dni praktyk i dwa dni szkoły. W Niemczech jest miesiąc praktyk i miesiąc nauki w szkole, co uważam za dużo wygodniejsze rozwiązanie. Uczeń, który trafia do warsztatu samochodowego na trzy dni nie jest w stanie zobaczyć jak daną czynność wykonuje się od A do Z, bo to trwa zawsze dłużej, a to jest wiedza, którą powinien posiadać. Musi to potem nadrabiać już jako pracownik. W przyszłości, gdy pojawi się więcej aut hybrydowych i elektrycznych, tych wyzwań będzie jeszcze więcej. Na szczęście w tym zakresie duże wsparcie dostajemy od firmy Bosch, z którą współpracujemy od 2019 roku, a która organizuje takie szkolenia. Podpowiada nam jaki sprzęt będzie się sprawdzał, możemy korzystać z ich strony internetowej biorąc udział w kursach online, mieliśmy też ofertę wzięcia od nich w leasing stacji ładowania pojazdów.

– To kiedy Wilhelm Fulneczek pojawi się w elektryku?

– Od lat jestem fanem mercedesów z napędem konwencjonalnym i nie zamierzam tego zmieniać. Do elektryków nie przekonuje mnie ich słaby zasięg, kłopoty, które pojawiają się, gdy trzeba stać w wielogodzinnych korkach i zbyt mało stacji ładowania. Nikt nie mówi też o tym, że w Polsce jest tylko jedna firma, która ma uprawnienia do utylizacji tego typu samochodów, a koszt takiej usługi to od 15 do 25 tysięcy złotych. Trzeba też pamiętać o tym, że żywotność akumulatora wynosi od 7 do 10 lat, a cena nowego to 50 procent wartości samochodu.

– Czyli zielona rewolucja pójdzie powoli?

– Wszyscy mówią, że czas samochodów spalinowych jest policzony, ale obecny kryzys pokazuje, że niewiele osób decyduje się na zakup nowego samochodu, bo ten stary zyskuje na wartości. Klienci, którzy korzystają z mojego warsztatu to w 70 procentach osoby jeżdżące starymi samochodami i tylko w 30 procentach tymi nowszymi. Nowe auta są bardzo drogie i trzeba na nie długo czekać. Póki co, niektórzy przeprosili swoje wiekowe samochody i nadal nimi jeżdżą. Zmiany są nieuniknione, ale trzeba będzie na nie poczekać.