W budownictwie potrzebna jest stabilizacja [WYWIAD]
O tym jaka jest kondycja budownictwa w obliczu kryzysu, czy możliwa jest w tej branży współpraca i dlaczego Czesi cenią polskich fachowców, z Markiem Sbeczką, przedsiębiorcą budowlanym i członkiem zarządu Cechu Rzemiosł Różnych w Raciborzu rozmawia Katarzyna Gruchot.
– Jak to jest z tym kryzysem w branży budowlanej?
– Wiele się mówi o tym, że rynek budowlany jest w kryzysie, ale ja na razie przestoju nie widzę. Mamy tyle zleceń, że niektórzy klienci czekali nawet rok. Pewnie to wynika też z faktu, że jesteśmy wszechstronni, czyli wchodząc na inwestycję możemy się zająć robotami sanitarnymi, instalacyjnymi, elektrycznymi, wykończeniem wnętrz i elewacjami. Mając własny sklep nie jesteśmy też zdani na czekanie na materiały. Jesteśmy w stanie zapewnić kompleksową obsługę, co jest dla klienta wygodne, proste i ekonomiczne. Co pokaże przyszłość zobaczymy, ale musimy robić swoje najlepiej jak potrafimy.
– Co skłoniło pana do wyboru właśnie takiego zawodu?
– Na pewno pasja, bo jestem samoukiem. W mojej rodzinie tylko dziadek od strony ojca był murarzem, ale tradycji przekazywania sobie wiedzy nie było, więc na nim się skończyło. Ja wybrałem naukę zawodu ślusarz – spawacz i przez rok po szkole pracowałem w Rafako. Po wojsku, w 1996 roku trafiłem do firmy brata, który miał hurtownię materiałów budowlanych. Był to okres, gdy na rynku pojawiały się różne nowości, a w tym panele podłogowe. Dużo ich sprzedawałem i dowoziłem do klientów, którzy szukali ludzi do ich montażu. Chciałem się tego nauczyć i nauczyłem. Potem przez różne okresy pracowałem w Niemczech zdobywając doświadczenie w robotach wykończeniowych. Po powrocie zleceń było tak dużo, że zdecydowałem się otworzyć własną firmę. 1 lutego 2000 roku założyłem działalność.
– Początki były trudne?
– Najpierw na pół etatu pracowałem jeszcze u brata, ale po trzech latach zleceń było tak dużo, że nie dało się tego pogodzić i przeszedłem do własnej firmy. Mój pierwszy pracownik – Marek Cisz, był chemikiem po szkole średniej, więc wszystkiego musiałem go nauczyć od podstaw. Teraz jest bardzo dobrym fachowcem, taką złotą rączką. Zależało mi na tym, by szkolić uczniów, dlatego w 2006 roku zostałem członkiem Cechu Rzemiosł Różnych, zdałem egzamin mistrzowski i zrobiłem kurs pedagogiczny. W tym samym roku pojawili się moi pierwsi uczniowie, którzy zostali w firmie. Dawid Matuszek pracuje u mnie do dziś, a Mateusz Gajda od dwóch lat ma swoją firmę i pracuje w zawodzie.
– Czyli wyszkolił pan sobie konkurencję?
– Można tak powiedzieć.Trochę tych pracowników, którzy czuli się pewnie w zawodzie, odeszło, zakładając swoje firmy. Jest to oczywiście konkurencja, ale z drugiej strony czuję satysfakcję, że potrafiłem ich tego wszystkiego nauczyć. Mamy ze sobą bardzo dobry kontakt, współpracujemy ze sobą i wymieniamy doświadczenia. Ja też kilka lat temu otworzyłem sklep z materiałami budowlanymi i stanowię konkurencję dla swojego brata, ale każdy robi swoje i dba o swoich klientów, by ich jak najlepiej obsłużyć. Najważniejsza jest rodzina.
– Czego pan oczekuje od swoich uczniów?
– Pełnego zaangażowania. Niektórym brakuje chęci i to od razu widać, czy ktoś tą pracą żyje i ona mu się podoba, czy robi to, bo musi. Jedni wybierają z pasji, inni, bo ktoś im tak podpowiedział. Ja zawsze tłumaczę wszystkim młodym ludziom, że niezależnie od powodu, dla którego się tu znaleźli, ważne jest by się czegoś nauczyli i wykorzystali ten czas. W branży budowlanej to są takie umiejętności, które zawsze się przydadzą, bo nawet jak ktoś nie będzie pracował w zawodzie to będzie potrafił sam sobie wyremontować mieszkanie, czy dom. Wyszkoliłem dwudziestu czterech uczniów, którzy dobrze wykorzystali trzy lata nauki i wszyscy przystąpili do egzaminów czeladniczych najpierw w zawodzie malarz – tapeciarz, a teraz monter zabudowy i robót wykończeniowych w budownictwie. Nie wszyscy związali się z tą branżą zawodowo, ale jestem przekonany, że każdy z nich nabył takie umiejętności, które się przydadzą w codziennym życiu.
– Można powiedzieć, że szkoli pan kandydatów na idealnych mężów?
– Myślę, że wiele kobiet mogłoby tak do tego podejść, bo w dzisiejszych czasach ktoś, kto potrafi w swoim mieszkaniu lub domu sam wszystko zrobić, jest na wagę złota. To najbardziej wszechstronny i kreatywny zawód w budownictwie. Wykańczanie wnętrz uczy kreatywności, precyzji i dokładności. Błędów na elewacji z daleka nie widać, elektryka nikt nie sprawdzi czy równo ułożył kable na ścianie pod tynkiem, ale w środku każda źle położona gładź gipsowa, każda niedokładnie pomalowana ściana, czy też źle położona płytka jest widoczna. Oczywiście efekt końcowy jest zależny od współpracy wszystkich ekip na budowie, ale to nam przyglądają się wszyscy najbardziej, bo efekt końcowy jest najważniejszy.
– Młodzi ludzie stają często przed dylematem czy wybrać szkołę branżową czy bardziej prestiżowe technikum. Co by im pan podpowiedział?
– Szkoły branżowe na pewno lepiej przygotowują do zawodu niż technika. Powiem to na przykładzie z własnego podwórka. Przyszedł kiedyś do mnie do pracy absolwent technikum, który spotkał się na budowie z młodszym o rok uczniem trzeciej klasy, od którego musiał się uczyć. Widziałem, że było mu wstyd, bo nie miał takiej wiedzy ani doświadczenia, a przecież skończył szkołę średnią. Tak naprawdę to był dla niego stracony czas, a przecież każdy kto skończy zawodówkę może się dalej uczyć w technikum, tyle tylko, że ma już wtedy konkretny fach w ręku. Myślę, że szczególnie rodzice powinni realnie patrzeć na świat i kierować swoje pociechy na miarę ich możliwości. Bycie dobrym fachowcem to nie jest przecież powód do wstydu.
– Dlaczego firmę prowadzi pan w Owsiszczach, a nie na przykład w Raciborzu?
– Owsiszcze to wbrew pozorom nie jest koniec świata, tylko jego centrum. Do Raciborza jadę stąd około 20 minut i tyle samo mam do Wodzisławia Śląskiego i Ostrawy. Czechy to potężny rynek zleceń, a nasi południowi sąsiedzi doceniają polską solidność i pracowitość. Chwalą naszą fachowość i wiedzę. Nie są przy tym tak wymagający jak Polacy. Cenowo jesteśmy też konkurencyjni dla ich materiałów budowlanych, z których coraz częściej korzystają kupując je w Polsce. Właśnie dlatego zdecydowałem się trzy lata temu otworzyć w Ostrawie punkt, w którym sprzedajemy okna, drzwi, podłogi. Mam tam dwóch pracowników: jeden jest Polakiem, drugi Czechem.
– O czym marzy współczesny przedsiębiorca?
– Nie interesuje mnie podbijanie całego kraju. Obsługujemy powiat raciborski, rybnicki, wodzisławski i rejon przygraniczny od strony Czech. Zatrudniam dziś 15 pracowników i szkolę czterech uczniów. Nie pracujemy w soboty, bo wszyscy cenimy sobie bardzo czas spędzany z rodziną. Dla mnie najważniejsza w branży jest stabilizacja, a w prowadzeniu firmy? No cóż jest tego trochę, między innymi: przejrzysty system podatkowy, żeby było łatwiej i taniej, by pracownicy byli zadowoleni i dumni, że tu pracują, a ja ze wzajemnością że ich mam. No i żeby było firmę stać inwestować i ulepszać to co zacząłem 23 lata temu.