Sobota, 28 grudnia 2024

imieniny: Teofili, Godzisława, Antoniego

RSS

Pracodawca nie tylko szkoli ale i wychowuje

04.02.2023 10:29 | 0 komentarzy | kama

O szkoleniu pracowników młodocianych, doradztwie zawodowym i problemach, z jakimi muszą się borykać pracodawcy, z Januszem Lewandowskim, właścicielem firmy STALTECH i członkiem Cechu Rzemiosł Różnych w Raciborzu, rozmawia Katarzyna Gruchot.

Pracodawca nie tylko szkoli ale i wychowuje
Janusz Lewandowski – właściciel firmy Staltech to przedsiębiorca, u którego uczniowie zdobywają wiedzę i doświadczenie w zawodzie ślusarz. Fot. OQL
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

– Z zawodem rzemieślniczym kojarzy się stolarz, kowal albo zdun, a pan jest właścicielem firmy specjalizującej się w obróbce stali nierdzewnej. Jak to się stało, że jest pan członkiem Cechu Rzemiosł Różnych w Raciborzu?

– Cech Rzemiosł Różnych w Raciborzu należy do Izby Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach. Ja jestem przedsiębiorcą, a mój zakład spełnia wymogi, aby być członkiem w tych strukturach. Mam ponadto wszelkie uprawnienia umożliwiające mi szkolenie i weryfikację trzyletniego kształcenia dualnego młodzieży w czterech zawodach: ślusarz, obróbka skrawaniem, kowal oraz operator maszyn i urządzeń. Jestem też członkiem komisji egzaminacyjnej czeladniczo-mistrzowskiej w Izbie Rzemieślniczej w Katowicach. Aktualnie osoba szkoląca musi mieć wykształcenie techniczne i pedagogiczne. To czasami warunki trudne do spełnienia dla starszego pokolenia rzemieślników. Dla przedsiębiorców takich jak ja, zajmowanie się szkoleniem to też nie lada wyzwanie, bo prowadzenie firmy to wiele różnych zadań, dodatkowym zobowiązaniem jest więc – nauczanie zawodu pracownika młodocianego i wprowadzanie go w dorosłe, odpowiedzialne życie zawodowe. Coraz częściej jednak zdarza się, że ogrom czasu poświęcamy w firmie na sferę wychowawczą i dyscyplinującą.

– Nie przesadza pan z tym wychowywaniem?

– Od 15 lat szkolę młodych ludzi i na początku myślałem, że moją najważniejszą misją jest wyposażyć ich w odpowiednią wiedzę i umiejętności, dzięki którym będą mogli zaistnieć na rynku pracy. Dziś wiem, że tych wyzwań jest o wiele więcej. Wraz z załogą musimy, w pierwszej kolejności, być swoistą „rodziną wspierającą” dla tej młodzieży, bo przychodzą do nas przecież 14- i 15-latkowie. Ich pomysłowość nie zna granic. Potrafią z komórek rodziców pisać do mnie sms-y z usprawiedliwieniem nieobecności, po czym je kasują, by nie było śladu. Rodzice często nie są już dla dzieci największym autorytetem. Teraz staje się nim kolega, który potrafi zaimponować innym niekoniecznie mądrym zachowaniem. Nauczycielom też jest coraz trudniej dotrzeć do uczniów, zwłaszcza, że dochodzą do tego jeszcze inne problemy, które przynosi codzienna rzeczywistość. Statystyki pokazują, że właśnie nauczyciele zawodu, cieszą się u młodzieży największym autorytetem.

– Czy szkolący młodocianych pracowników rzemieślnicy i przedsiębiorcy taką wiedzę mają?

– W ramach projektu Rzemiosło jest OK wzięliśmy udział w szkoleniu na temat tego, jak z młodymi ludźmi rozmawiać, jak ich motywować i gdzie stawiać granice. Po raz pierwszy ktoś powiedział głośno o tym, co obserwujemy w naszym otoczeniu. Młodzież aktualnie żyje w nieco innej rzeczywistości niż dawniej. Mam tu nam myśli uzależnienie od internetu, telefonu komórkowego i komunikatorów. Do tego dochodzą wszystkie inne uzależnienia, do których młodzież ma dostęp, które są w zasięgu ręki i niestety, często z nich korzysta. Aktualne statystyki są oszałamiające. Obserwuję to na co dzień, jak również otrzymuję takie sygnały od psychologów, nauczycieli, rodziców i innych przedsiębiorców szkolących młodzież. Musimy być czujni, młodzież jest nieobliczalna, a przecież pobyt w zakładzie pracy wymaga dodatkowej koncentracji. Tu są urządzenia i maszyny, których obsługa wymaga nie tylko wiedzy i umiejętności, bo brak skupienia się przy ich obsłudze może doprowadzić do wypadku.

– Mówi pan o jakichś przypadkach, czy to reguła?

– Reguły oczywiście nie ma, ale obserwuję że młodzi ludzie, którzy pochodzą ze środowisk wiejskich, wychowujący się „na gospodarce” łatwiej i szybciej adaptują się do nowych wyzwań, jakie niesie pobyt w zakładzie pracy. Młodzież z miejskich bloków potrzebuje na to więcej czasu. Wybór zawodu, czy szkoły też często jest przypadkowy. Idą do tej samej szkoły co ich koledzy, albo dlatego, że rodzice chcieli, by jak najszybciej usamodzielnili się i rozpoczęli pracę. A potem rodzi to frustracje, bo robią coś bez przekonania i bez zaangażowania.

– Przecież młodzi ludzie mogą korzystać z doradztwa zawodowego, które jest w każdej szkole podstawowej.

– Dużo o tym się mówi, ale też nie jest to takie proste. Doradztwo zawodowe jest w siatce zajęć, ale w praktyce, często jest tak, że lekcje prowadzą nauczyciele, którzy nie mają w tej dziedzinie odpowiedniego doświadczenia. Kiedy wiele lat temu chodziłem do szkoły, to mieliśmy klasowe wyjścia do zakładów pracy, żeby poznać ich specyfikę. Byliśmy np. w Hucie Bieruta w Częstochowie, w Fabryce Zenith, przyglądaliśmy się pracy w MPK, PKP, poczuliśmy temperaturę w odlewni żeliwa, itd. To nam dużo dawało. Moją firmę odwiedziła kiedyś grupa przedszkolaków ze Studziennej. Te dzieciaki wiedziały, że w ich dzielnicy jest firma, która zatrudnia ślusarzy i chciały zobaczyć co my tu robimy. Właśnie w tym kierunku musi iść doradztwo zawodowe, które powinno się zaczynać już w przedszkolu.

– Jakie ma pan kwalifikacje do tego, by szkolić uczniów?

– Zanim zacząłem szkolić pracowników młodocianych w swojej firmie, miałem już doświadczenie pedagogiczne w pracy z młodzieżą. Z młodymi ludźmi pracowałem przez kilka lat w Szkole Podstawowej nr 15 i w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Raciborzu. Wykształcenie techniczne zdobyłem kończąc kierunek budowy maszyn w Technicznych Zakładach Naukowych w Częstochowie, a pedagogiczne na studiach magisterskich na AWF w Katowicach. Teraz, co roku mój zakład opuszcza około pięciu dobrze wykształconych młodych ludzi, po zdanych pozytywnie egzaminach czeladniczych i z dyplomem czeladnika, który potwierdza opanowanie przez ucznia – pracownika młodocianego, umiejętności praktycznych i teoretycznych w danym zawodzie, czyli zdobycie kwalifikacji zawodowych.

– Co daje młodemu człowiekowi dyplom czeladnika?

– To dokument państwowy, z unijnym certyfikatem, który jest honorowany nie tylko w całej Polsce, ale i w całej Unii Europejskiej. Dokument ten daje uprawnienia do wykonywania zawodu w kraju i za granicą. Taki sam dyplom, będący potwierdzeniem odpowiedniego poziomu kwalifikacji, wydawany jest w każdym państwie UE, ponieważ szkolenie zawodowe w całej Unii odbywa się wg ujednoliconych zasad. Egzaminowanie, ocenianie i ranga dokumentów potwierdzających opanowanie wiedzy i umiejętności w zawodzie, zostało ujednolicone po to, by absolwenci mogli korzystać z ofert europejskiego rynku pracy.

– Czy absolwenci szkół branżowych są dobrze przygotowani do pracy?

– Na egzamin czeladniczy w Izbie Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach przyjeżdżają uczniowie, którzy mieli praktyki w zakładach rzemieślniczych lub niewielkich przedsiębiorstwach jak i tacy, którzy trafili na praktyki do zautomatyzowanych zakładów przemysłowych. Ci pierwsi są naprawdę dobrze wyszkolonymi ślusarzami, którzy opanowali zarówno wiedzę teoretyczną, jak i praktyczną. Ci drudzy nie mają szans na zdobycie takiego samego doświadczenia, bo nowoczesne zakłady produkcyjne to skomplikowany park maszyn, których obsługą nie zajmują się uczniowie. I jedni i drudzy przeszli trzyletnią dualną edukację, ale różnica w poziomie ich wiedzy i doświadczenia, jakie zdobyli na praktykach jest ogromna. Obserwuję to w trakcie egzaminów i rozmów z uczniami. A w życiu jest tak, że nie każdy kto ma prawo jazdy jest od razu kierowcą...

– Jakie ma pan, jako pracodawca, oczekiwania wobec uczniów odbywających w Staltechu praktyki?

– Oczekuję, że uczniowie, będą przychodzili na praktyki, bo tego naprawdę chcą, byli zdyscyplinowani, właściwie ubrani i chcieli korzystać z naszej wiedzy. By wyciągnęli z tego trzyletniego pobytu u nas jak najwięcej. Chcę, żeby pamiętali czego się u nas nauczyli i zrobili z tego odpowiedni użytek. Sześć lat temu miałem taki genialny rocznik uczniów, że po praktyce zostali w Staltechu wszyscy. W ubiegłym roku został jeden, bo reszta miała inne plany na przyszłość. Dla mnie i moich pracowników to ogromna radość i satysfakcja, że udało nam się kogoś dobrze przygotować i wprowadzić w dorosłe życie zawodowe, a czas włożony w edukację młodej osoby nie poszedł na marne.