Chcę się obudzić i usłyszeć wieść o zwycięstwie Ukrainy
To miał być artykuł o świątecznych wypiekach kuchni ukraińskiej podczas Bożego Narodzenia. Dotąd obchodzono je 6 i 7 stycznia. Rozmawiałem z trzema Ukrainkami. Dwie z nich mieszkają na terenie powiatu raciborskiego, uciekły z dziećmi z miast przyfrontowych Ukrainy. Trzecia mieszka w Horiszni Plawni, mieście partnerskim Powiatu Raciborskiego. Temat kulinarny stały się drugorzędny, a wręcz kłopotliwy.
„Jakie będą te święta? Dzień dobry, chwiałbym napisać tekst o nadchodzących ukraińskich świętach Bożego Narodzenia, tych w Polsce i tych na Ukrainie” – mniej więcej tak rozpoczynałem rozmowę. Ukrainki zgodziły się na publikację swoich wypowiedzi, ale bez podawania nazwisk. Przynajmniej w jednym przypadku nieznacznie zmieniłem też imię rozmówczyni, za jej zgodą. Ich bliscy są nadal na terenie Ukrainy i walczą.
Olga to wykształcona ekonomistka ze specjalizacją bankową. Mieszka w Raciborzu z synem i córką studentką. Pochodzi z miasta Nikopol leżącego na brzegu rzeki Dniepr, a właściwie nad Zbiornikiem Kachowskim. Na przeciwległym brzegu widać wśród zieleni białe obiekty Zaporowskiej Elektrowni Atomowej. W prostej linii między miastem, a elektrownią jest 7 kilometrów.
Na początku inwazji rosyjskiej Nikopol nie był ostrzeliwany. Wszytko zmieniło się 3 marca. Olga wraz z synem uciekli z ostrzelanego miasta. Uciekali do Polski, do Raciborza, bo tu była już od kilku lat rodzina Olgi. W przedziale wagonu, którym jechali stłoczone były 22 osoby. Gdy notuję sobie tę wiadomość. Olga z uśmiechem dopowiada: „Nielicząc noworodka, pasa i chomika”. To jest jedyny moment, kiedy widziałem pogodny wyraz twarzy tej bardzo opanowanej kobiety.
W Raciborzu mieszkają w wynajętym mieszkaniu wraz z dorosłą córką i dziewięcioletnim synem. Córka studiowała w Kijowie wzornictwo przemysłowe. Mieszkała na obrzeżach stolicy dosłownie kilka kilometrów od Buczy. Do matki w Polsce dotarła przez Połtawę i Kraków. Obie panie pracują. Jedna pensja nie wystarcza na opłacenie czynszu. Do domu na Ukrainie nie mogą wrócić.
Miasto jest ostatnio systematycznie równane z ziemią przez rosyjską artylerię. Miejsce pracy Olgi jest zniszczone. Prowadziła ona studio urody, gdzie specjalistki wynajmowały stanowiska. Jest ona też dyplomowaną specjalistką od robienia „pazurków”. Manicure to zawsze było jej powołanie. Uczelnie skończyła, bo obiecała mamie, ale na Ukrainie żyła z własnego biznesu kosmetycznego.
W Polsce też pracuje robiąc „pazurki” w uznanym i profesjonalnym salonie urody. Wracając do głównego tematu rozmowy, to pytania o święta nadchodzące i minione, to nie wywołuje ono emocji. W jej mieście święta nie rozpoczynają się 24 grudnia. Wielka uroczystość rodzinna, a właściwie rodzinno-przyjacielska jest dopiero 31 grudnia.
Prezenty układane są pod choinką i dopiero o północy można je otworzyć. Zwyczajem jest, że mieszkańcy miasta idą po północy na rynek i tam świętują pod wielką choinką i oglądają na wielkim telebimie orędzie prezydenta Zełenskiego. Tak było. Teraz miasto jest zniszczone. Niezmiennie na świątecznym stole znajdą się galaretki, sałatki warzywne, kurczak, może ryby. Olga kończy swoją wypowiedź, że barszczu z uszkami nie będzie, a kutia i owszem ale 6 stycznia, w czasie prawosławnych Świąt Bożego narodzenia, które obchodzi się już w mniejszym rodzinnym gronie.
Pytam o plany po wojnie. Olga mówi, że ma nadzieję, że wszystko skończy do lata, tak przynajmniej mówi się na Ukrainie. Po zwycięstwie Ukrainy ona chce wracać. Dzieci już zadomowiły się w Polsce. Zdarzyło się synowi powiedzieć, że jak będzie można to pojedzie na Ukrainę, a potem wróci, tu, do domu..Tu w ciągu 9 miesięcy nauczyli się języka polskiego. Córka już nawet nie ma akcentu z dumą mówi mi Olga, bardzo dobrą polszczyzną, mimo,że nie jest przekonana do swoich zdolności.
Oksana jest natomiast prawniczką. Pochodzi z okolicy Zaporoża. Miasto jest stale niszczone przez artylerię rosyjską, tak jak pobliska elektrownia atomowa. Oksana w Polsce w fabryce produkuje części zamienne do samochodów. Z „ruskim mirem” życie Oksany w jednej chwili wywróciło się do góry nogami. Bardzo obrazowo przedstawia to tak: Była rodzina, stabilna praca, plany na przyszłość. ...A potem niesamowity strach, gdy widzisz z okna wieżowca, jak płonie sąsiednia wieś. Słychać lecące i spadające rakiety, a twoje dzieci krzyczą ze strachu i proszą, by pojechać gdzieś daleko....”
W wypowiedziach Oksany jest dużo emocji. Pojawią się one jeszcze kilka razy. Trochę mi niezręcznie, że wywołałem przykre wspomnienia. W zasadzie każdy Ukrainiec mieszkający w powiecie raciborskim ma schowaną w sercu swoją tragedię.
Opowieść Oksany była pierwszą jaką usłyszałem: Pojechaliśmy 9 marca z Zaporoża do miasta Dniepr na Ukrainie, z dala od tego horroru, ale tam też nie było spokojnie. Postanowiłam pojechać do Polski, moi znajomi już wcześniej tam pojechali. Jak tylko przyjechałam do Polski, szukałam jakiejkolwiek pracy. Oczywiście ludzie starali się mi pomóc rzeczowo i pieniędzmi. Ale jest to uczucie, kiedy było się kimś, a teraz jest się nikim. Posiadam wyższe wykształcenie prawnicze, duże doświadczenie zawodowe w tej specjalności. Na początku znalazłam pracę przy sprzątaniu domów, myciu okien, sprzątaniu w ogrodzie, myciu naczyń w restauracji. Potem znalazłam bardziej stabilną pracę w Raciborzu na trzy zmiany. Moje dzieci 14, 16 lat, od razu poszły do szkoły. Mój syn skończył szkołę podstawową w Kornowacu, zdał egzaminy na koniec ósmej klasy. Moja córka ukończyła kurs przygotowawczy w liceum w Raciborzu. Nowy rok szkolny rozpoczęli w powiatowym liceum w Raciborzu w klasie I i II.
Okasana z rodziną trafiła przez Sambor, do Pogrzebienia 19 marca. W lipcu znaleźli miejsce do wynajęcia w domu u polskiej rodziny w Kornowacu, bo w kościele u księżny z Pogrzebienia nie wypadało już mieszkać. Z Pogrzebienia bardzo ciepło wspominają panią Katarzynę i jej rodzinę. To rodzina niesamowicie inteligentnych, wierzących, utalentowanych ludzi, którzy wychowują niepełnosprawne dziecko i mają siłę, by pomagać Ukraińcom i wszystkim innym potrzebującym. Okasana wspomina, że do tej pory są przyjaciółmi i w każdej chwili mogą zostać przyjęci do ich domu.
Jak wyglądały święta Bożego Narodzenia w ubiegłym roku? Spokojne, ciche święto, trochę inne niż to, jak świętują w Polsce. Zbieraliśmy się przy rodzinnym stole, gotowaliśmy wielkopostne potrawy, kutię. Dzieci przychodziły, opowiadały wiersze, otrzymywały słodycze.
Jak będziemy obchodzić Boże Narodzenie w Polsce?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Pustka w środku. Jest wiara w Jezusa Chrystusa, w zwycięstwo Ukrainy nad złem. Może pójdziemy do kościoła katolickiego, pomodlimy się o pokój na świecie i na Ukrainie, o zdrowie Polaków, którzy nas schronili jak krewnych. Od tego roku będziemy obchodzić Boże Narodzenie według obrządku katolickiego. Ukraina podjęła taką decyzję i moim zdaniem jest ona słuszna. Oto cały wywiad, w skrócie.
Zapytałem jeszcze Oksanę o ukraińskie potrawy świąteczne. Głównie na święta Bożego Narodzenia gotujemy: kutię, „uzvar”-kompot z suszonych owoców i malin , pierogi z ziemniakami lub kapustą, winegret z fasolą i kapustą kiszoną, ryby z warzywami, śledź, postny barszcz, smażona lub pieczona ryba, grzyby marynowane, kapusta kiszona z grzybami, pączki.
Kutia może już być robiona nowocześnie. Zamiast pszenicy ryż.
Pytam o plany po wojnie. Okasana przedstawia sytuację z punktu widzenia polskiego prawa. Zgodnie z prawem, na dzień dzisiejszy, my, Ukraińcy, którzy uciekliśmy przed wojną, możemy przebywać w Polsce do sierpnia 2023 r. Jeśli do tego czasu wojna się skończy, musimy wrócić na Ukrainę lub ubiegać się o legalny pobyt z innych powodów jak np. praca urzędowa, małżeństwo..
Federacja Rosyjska napadła na suwerenny kraj. Z polskiej telewizji dowiadujemy się o postępach militarnych ukraińskiej armii. Niedawno Rada Powiatu Raciborskiego podjęła uchwałę o pomocy rzeczowej dla Horiszni Plawni leżącym za Dnieprem na Wschodzie Ukrainy. Trwa wojna. Uchodźcy z Charkowa znajdują schronienie też na terenie Horiszni Plawni. Oddalone o 15 kilometrów duże miasto Krzemieńczuk już kilkakrotnie było atakowane rakietami.
Wolontariuszkę Natalie zapytałem o Boże Narodzenie w Horiszni Plawni i problemach o jakich słyszymy w związku przerwami dostaw energii elektrycznej i problemami z ogrzewaniem na terenie Ukrainy.
Natalia pisze mi na WhatsApp: W naszym mieście nie mamy dużych problemów z produktami spożywczymi w sklepie. Mamy przerwy w dostawie prądu, światła na ulicy są stale wyłączone. Jest to oczywiście niewygodne i trudne, ale ciągle myślę o żołnierzach, którzy obecnie broni naszej ziemi i tłumaczę sytację moim dzieciom. Trudno zrozumieć, że moje dzieci są świadkami wojny... To boli.
Teraz, szczególnie wraz z nadejściem chłodów, oczywiście narasta niepokój przed atakiem rakietowym... Przeżyliśmy dzień bez światła, ciepła i wody... To było niepokojące, przerażające... Była rozpacz, gniew...
Wiesz, chcę się obudzić któregoś ranka i otrzymywać wieści o pokoju i naszym zwycięstwie!
To moralnie trudne, ale trzeba wytrzymać. Wiara w nasze zwycięstwo daje nam nadzieję i chęć dalszego życia, nawet w czasie wojny...Moja babcia urodziła się w czasie drugiej wojny światowej.... Mówi, że nigdy nie pomyślałaby, że wojna znów zagości na naszych ziemiach.
Odporność naszych ludzi, pomaganie sobie i wspieranie się nawzajem jest imponujące. Jesteśmy silnym narodem!
Pytam jeszcze o święta. Natalia, a jak u ciebie w domu obchodzicie Boże Narodzenie?
Święta Bożego Narodzenia obchodziliśmy zwykle 6 i 7 stycznia. Tak było do zeszłego roku. W naszej rodzinie istnieje wspaniała tradycja zbierania się na celebrowanie tego święta w gronie rodzinnym.
Teraz jest to dobra okazja do zjednoczenia naszej rodziny. Przed świąteczną ucztą śpiewamy kolędy. Tradycyjnie kutia i uzvar są obowiązkowymi daniami na naszym stole. Menu zmienia się z czasem i staje się bardziej nowoczesne.Na pewno będziemy pamiętać o naszych bliskich i przyjaciołach, którzy żyją i tych, których już z nami nie ma. Wspominamy historie z naszej przeszłości i marzymy o spotkaniu za rok w tym samym ciepłym rodzinnym gronie.
W tym roku również planujemy spotkać się tradycyjnie w styczniu, choć obchody Bożego Narodzenia w naszym kraju zostały ustanowione na 25 grudnia. Ale musimy się przyzwyczaić do nowego terminu i warunków, w jakich teraz żyjemy. Wierzę, że żadne kłopoty nie przeszkodzą nam w realizacji naszych planów. Bo już wspominamy i śpiewamy kolędy w oczekiwaniu na wielki świąteczny cud.
Artur Wierzbicki