Wtorek, 24 grudnia 2024

imieniny: Adama, Ewy, Zenobiusza

RSS

Józef Sosnecki: Potrzebujemy więcej działań w zakresie ochrony przeciwpowodziowej

07.07.2022 07:00 | 0 komentarzy | FK

Z Józefem Sosneckim- sołtysem Olzy i radnym powiatowym rozmawiamy o zabezpieczeniach przeciwpowodziowych w Olzie i gminie Gorzyce oraz działaniach jakie należałoby podjąć aby poprawić bezpieczeństwo mieszkańców.

Józef Sosnecki: Potrzebujemy więcej działań w zakresie ochrony przeciwpowodziowej
Józef Sosnecki przy wrotach przeciwpowodziowych w Olzie fot.F.Kamczyk
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Przed 1997 rokiem miał pan już doświadczenie z powodziami?

Pierwszy raz doświadczyłem zagrożenia powodziowego w roku 1965. Miałem wówczas tylko pięć lat, ale sytuacja okazała się na tyle niebezpieczna, że mocno utkwiła mi w pamięci. Kolejny raz to 1966 rok kiedy jedna trzecia Olzy znalazła się pod wodą. Traktowałem to wydarzenie jako rozrywkę. Wodę mieliśmy na własnym podwórku. W tym czasie nauczyłem się pływać. W roku 1972 było już zupełnie inaczej. Był nakaz ewakuacji, do drzwi wejściowych zapukali funkcjonariusze milicji i namawiali nas do opuszczenia domu. Nie dostosowaliśmy się do zaleceń. Ludzie nie chcą opuszczać swoich posesji. Jest to zupełnie zrozumiałe. Później rok 1977 oraz 1985.

Jak Pan wspomina najtrudniejsze dni w okresie powodzi z 1997 roku?

Tragiczne wydarzenia z 1997 roku rozpoczęły się 4-tego lipca. Pogoda załamała się, obfite opady deszczu oraz ich intensywność powodowały, że poziom wód na Olzie i Odrze drastycznie wzrastał. Jako mieszkańcy Olzy nie panikowaliśmy. Każdy z nas miał zakodowane, że przecież tak się zawsze dzieje. Jest deszcz, woda spływa – podnoszenie się poziomu rzek było dla nas całkowicie normalne. Jednak sytuacja była już zupełnie inna. To się czuło. Nadchodziła tragedia dla nas, całego regionu oraz jak się później okazało dla wielu miejscowości w Polsce. Z godziny na godzinę sytuacja stawała się dramatyczna. Decyzje o ewakuacji, wynoszenie zwierząt oraz potrzebnych i wartościowych rzeczy na wyższe kondygnacje. Następnie czekanie na coś co było przed nami nieuchronne. Kolejnym krokiem była decyzja o opuszczeniu swojego domu - w momencie rozerwania wału. Do dnia dzisiejszego mam w pamięci tę chwilę grozy. Ogromne masy wody z niewyobrażalną siłą wdzierające się do Olzy. Mój dom jest położony blisko rzeki, nie chciałem ryzykować, zwyczajnie się bałem. Wszystko mogło się zdarzyć. Jak się później okazało, miałem rację. W godzinach popołudniowych nastąpiła kolejna wyrwa w wale tym razem na rzece Olzie. Woda bardzo szybko zalała Olzę i zapełniła całą naszą nieckę nadodrzańską. Patrzyłem z rogowskiego wzniesienia i miałem mieszane uczucia. Byłem na to przygotowany, zawsze miałem w świadomości że tragedia nas dosięgnie.

Jak wyglądały działania po zejściu wody?

Kiedy wróciliśmy do domu woda była jeszcze na terenie mojej działki. Nie trudno sobie wyobrazić, że byłem bardzo zestresowany całą sytuacją. Okazało się że budynki stoją, a pies przeżył, reszta zwierząt również, bo były ewakuowane na wyższe kondygnacje. Najważniejsze, że byliśmy cali i zdrowi. Zaczęła się ciężka praca. Podłogi i ściany były pokryte dziesięciocentymetrowym błotem, do tego specyficzny nieprzyjemny zapach. W pewnym sensie cieszyło mnie, że poziom wody na podwórku utrzymywał się na wysokości 1m jeszcze przez kilka godzin, gdyż braliśmy tę wodę z zewnątrz i myliśmy nią podłogi, ściany i okna. Należało suszyć pomieszczenia, w tym celu musieliśmy wypompować wodę z piwnic i uruchomić ogrzewanie. Brak wody oraz prądu powodował, że sytuacja nie była komfortowa. Jednak uważaliśmy, że wszystko co najgorsze, jest za nami, to nas budowało. Jednak tak się nie stało. Obfite opady deszczu sprowadziły kolejne zagrożenie, poziomy wód w rzekach wzrastały – przed nami było widmo jeszcze jednego zalania. Należało w jak najszybszym czasie zabezpieczyć wyrwy w wałach. Tym razem z pomocą przybyło wojsko. Razem z mieszkańcami zabezpieczali te fragmenty wałów, które były rozerwane. Na szczęście opatrzność nas ocaliła. Następne dni, miesiące i lata to praca która prowadziła nas do normalności. Bez pomocy z zewnątrz nie dalibyśmy rady. Służba zdrowia, wojsko, straże pożarne, osoby prywatne i samorządy lokalne, stanęły na wysokości zadania. Po 25-ciu latach użyję jednego słowa DZIĘKUJĘ! Szczególne podziękowania należą się byłej wójt pani Krystynie Durczok, panu Stanisławowi Sitkowi i panu Florianowi Matuszkowi.

To wtedy zaczął Pan myśleć o zabezpieczeniach przeciwpowodziowych?

Sytuacja jaką przeżyliśmy, dała mi dużo do myślenia. Kiedy poziomy wód wróciły do stanów niezagrażających, szacowano straty, podejmowano decyzje mające na celu poprawić bezpieczeństwo i uchronić ludzi przed kolejnymi powodziami. Decyzje dotyczyły również odbudowy zniszczonej infrastruktury. W pierwszej kolejności odbudowa wałów, dróg, przepustów. Kolejna decyzja to budowa Polderu Buków. Następnie powstał zbiornik przeciwpowodziowy Racibórz Dolny.

To wystarczy?

Moim zdaniem te dwie budowle nie zabezpieczają mieszkańców górnego odcinka, jedynie tereny w dolnym biegu rzeki Odry począwszy od Raciborza w stronę Wrocławia. Nowe powstałe zabezpieczenia, nie chronią nas tak jakbyśmy tego oczekiwali. Rok 1997 pokazał czym jest nizina nadodrzańska. To wspaniały twór natury, jak jeden wielki, potężny zbiornik przeciwpowodziowy o długości 25 km i szerokości od 5 – 8 km. Jestem w tę sprawę zaangażowany, gdyż potrzebujemy dodatkowych zabezpieczeń przeciwpowodziowych. Mam tutaj na myśli małą retencję. Zbiorniki małej retencji podczas zagrożeń przyjmowałyby i magazynowałby wodę na czas suszy. Jest to zadanie, które sobie postawiłem za cel. Działania w tym kierunku prowadzone są od kilku lat. Uważam że jesteśmy w stanie wspólnie z samorządem gminnym i powiatowym z minimalnym nakładem finansowym zrealizować to zadanie.

Co chroni was obecnie przed powodzią?

Głównym zabezpieczeniem na terenie Olzy są wały oraz wbudowane w ich ciągu wrota przeciwpowodziowe, które dzięki staraniom moim i wójta Gminy Gorzyce zostały przekazane Wodom Polskim (do zeszłego roku ten obiekt był w zarządzie PKP). Odcinek między wrotami i korytem rzeki Odry został w taki sposób odtworzony, jak to miało miejsce przed 1997 rokiem. Przepustowość tego odcinka została powiększona, co prowadzi do natychmiastowego odprowadzenia tych wód spływowych, które schodzą do nas z Bełsznicy, Osin, Gorzyc, Gorzyczek, Uchylska i Olzy. Olza jest ewenementem, to gotowy zbiornik przeciwpowodziowy, zresztą nie tylko ona. Z chwilą kiedy poziom wody na rzece Odrze podnosi się do stanu alarmowego, wrota się zamykają. Wody, które tu spływają, muszą być gdzieś zmagazynowane. Praw fizyki nie da się oszukać. Wody te są kierowane i magazynowane w starorzeczu i powstałych zbiornikach po eksploatacji żwiru. Wszystkie są połączone systemem kanałowym, tworząc dodatkowy system przeciwpowodziowy, czyli małą retencję.

Na czym polega funkcjonowanie wrót przeciwpowodziowych?

Wały i wrota powstały w latach 1885-87 z chwilą, kiedy została wybudowana linia kolejowa Katowice-Chałupki. Wcześniej wody samoczynnie spływały do rzeki z różnych kierunków. Wzdłuż powstałej linii został wybudowany kanał od Bełsznicy do Olzy i wprowadzony do rzeki Odry. Z chwilą, kiedy poziom na rzece Odrze jest bardzo niski, wrota są cały czas otwarte. Woda samoczynnie wpływa do koryta rzeki i nic się złego nie dzieje. Natomiast w wyniku zmiany warunków atmosferycznych, kiedy następuje wzrost poziomu wody na Odrze, wrota zamykają się samoczynnie.Wody opadowe, spływają z terenów gminy oraz miejscowości Olza oraz te, które przedostają się przez nieszczelne wrota, odprowadzane są systemem rowów i kanałów do starorzecza i zbiorników po eksploatacji żwiru, tworząc małą retencję.

Jaki to może być poziom wody?

W zależności od intensywności opadów poziom wód w systemie małej retencji dochodzi do 8 metrów. Sytuacja ta utrzymuje się przez kilkanaście dni w zależności od warunków atmosferycznych. W czasie, gdy te ulegają poprawie i poziom wody na rzece Odrze wraca do stanu średniego i niskiego, wrota samoczynnie się otwierają i wody zgromadzone w systemie małej retencji odprowadzane są do koryta rzeki Odry. W wyniku czego wszystko wraca do normy. Olza jest jedyną miejscowością w województwie, a może i w kraju, która posiada na swym terenie wewnątrz miejscowości dodatkowy system przeciwpowodziowy, współpracujący z głównym zabezpieczeniem. Według szacunkowych obliczeń dodatkowy system (mała retencja) w roku 2010 i 2014 był w stanie przyjąć około 4mln m3 wody. Najważniejszym elementem tego systemu jest starorzecze, bez którego Olza nie funkcjonuje.

A jak pan widzi ochronę przeciwpowodziową w dalszych np. 30 latach?

Uważam, że powinniśmy zastanowić się nad jednym, o czym już była mowa, a mianowicie czym jest nizina nadodrzańska jako całość. Dotyczy to tych terenów poza polderami, ale usytuowanych w niecce nadodrzańskiej. To Buków, część Bluszczowa, Odra, Olza, część Bełsznicy, Uchylsko. To około 3000 mieszkańców. Ktoś powinien zadać pytanie i odpowiedzieć, czy w razie potrzeby (a do takiej napewno dojdzie) wskazane tereny zostaną wykorzystane w systemie ochrony przeciwpowodziowej. Zdaję sobie sprawę, że jest to rzecz kontrowersyjna, budząca emocje. Jest to jednak pewien potencjał i możliwości. Nie rozumiem braku zainteresowania tym terenem i tematem, a sprawa jest poważna.

To chyba byłyby ogromne koszty?

Warto również zwrócić uwagę, że wspomniane tereny to powierzchnia większa od zbiornika Racibórz Dolny. Zdrowy rozsądek i analiza oraz wnioski prowadzą do tego, że dojdzie do wskazanej wyżej sytuacji. Obecne zbiorniki sę pewnym bezpiecznikiem, ale nie załatwia tematu ochrony. Dają określony czas na ewakuację terenom poniżej polderów, ale ich nie chronią. Wraz z budową zbiornika Racibórz Dolny powstał potężny wał ochronny od strony powiatu Raciborskiego. Automatycznie wody zostaną spiętrzone, a tym samym poziom wody w Olzie podniesie się o kilkadziesiąt centymetrów, co w porównaniu z rokiem 2010 będzie dla nas katastrofą. Bezpiecznym poziomem dla nas, jako Olzy, jest 9m 40cm. Moim zdaniem polder powinien być znacznie większy. Naturalnym wałem byłaby granica płaskowyżu rybnickiego, tam zatrzymała się woda w 1997 r. Można to świetnie zauważyć patrząc na nasze tereny spod kościoła w Rogowie. Ten teren mógłby być wykorzystany bez wielkich kosztów.

Trzeba przyznać, że to kontrowersyjne.

Wiem, że to co mówię jest dla wielu nie do przyjęcia, ale takie są realia. Spójrzmy na miejscowości Kamień, Ligota Tworkowska czy Nieboczowy. Czy ktoś przed 1997 rokiem pomyślał, że za 25 lat tych miejscowości nie będzie? Były takie plany, ale nikt nie myślał o tym na poważnie. Gdyby nie wydarzenia z 1997 roku, te miniaturowe obiekty przeciwpowodziowe by nie powstały. Musimy pamiętać o jednej bardzo ważnej sprawie, że przez nasze tereny płyną dwie spokojne rzeki, ale do czasu. Z drugiej strony nasi przodkowie tak samo walczyli z zagrożeniami i powodziami i dawali radę, a my tak samo. Czas pokaże swoje.