Sobota, 23 listopada 2024

imieniny: Adeli, Klemensa, Orestesa

RSS

22.06.2022 08:39 | 4 komentarze | art

Na początku roku w strukturach Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie powstał Departament Rybactwa, Jak określono, głównym zadaniem nowego Departamentu jest przygotowanie rozwiązań systemowych dotyczących rybołówstwa i rybactwa. Jego szef, Janusz Wrona, zapowiedział m.in. likwidację karty wędkarskiej. Pomysł wzbudził olbrzymią dyskusję w środowisku wędkarzy.

Karta wędkarska do likwidacji? Co w zamian?
Czy likwidacja karty wędkarskiej to dobry pomysł? Z tego artykułu dowiecie się, jakie są argumenty "za" i "przeciw" takiemu rozwiązaniu. Zdjęcie ilustracyjne (Freepik).
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

W kilku wywiadach szef Departamentu Rybactwa przyznał, że chce doprowadzić do sytuacji, w której karta wędkarska przestanie obowiązywać.

- Metody zdawania egzaminu i otrzymywanie karty zdewaluowały się. To są rozwiązania z poprzedniej epoki

- uważa Janusz Wrona, dyrektor Departamentu Rybactwa Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.

Janusz Wrona argumentuje, że w dzisiejszych czasach karta wędkarska jest przeżytkiem. - Bo załóżmy, że ktoś chce zacząć łowić ryby - raz na jakiś czas - w rzeczce nieopodal domu. Okazuje się, że wymaga to zdania jakichś egzaminów, podczas gdy tak naprawdę dostęp do tej wiedzy jest powszechny. Wystarczy poszukać w Internecie i w szybki sposób zdobędziemy wiedzę o wszystkich wymogach dotyczących wędkowania, okresów, czy wymiarów ochronnych. To nie są skomplikowane przepisy. Zresztą jeśli popatrzymy na coraz bardziej modne łowiska „no kill”, to w ogóle już nie widzę żadnego problemu. Dlatego uważamy, że karta wędkarska to dokument do niczego niepotrzebny - argumentuje Wrona.

W teorii wydaje się to rozsądnym posunięciem, pozwalającym odejść od rozbudowanej również w tej materii "papierologii". W praktyce okazuje się, że sprawa nie jest tak jednoznaczna.

Karta wędkarska testem na znajomość ryb, czy regulaminów?

Cześć wędkarzy uważa bowiem, że propozycja likwidacji kart wędkarskich to błąd. Obecnie, aby ją zdobyć – poza uiszczeniem opłaty – należy zdobyć wiedzę na temat zasad wędkarstwa, łowienia, czy ryb i zdać egzamin. Likwidacja karty może oznaczać – jak twierdzą sami zainteresowani – dopuszczenie do łowisk zupełnych amatorów, którzy swoimi działaniami mogą przyczynić się do degradacji populacji ryb. Bo karta wędkarska to dokument potwierdzający, że zainteresowany posiada wiedzę choćby na temat wymiarów i okresów ochronnych ryb.

- Pojawią się amatorzy wędkarstwa, którzy będą odławiać wszystko, zarówno ryby niewymiarowe, jak i te pod ochroną, nawet nie wiedząc, że tak niszczą środowisko oraz niektóre gatunki ryb. Dla nich liczyła się będzie sztuka. Sama opłata za egzamin i kartę wędkarską nie są wysokie, ale przynajmniej osoby zdające, jakąś wiedzę posiądą - argumentuje pan Łukasz Gąsior, wędkarz z Kędzierzyna-Koźla. Inny wędkarz, który nie zostawia na pomyśle suchej nitki dodaje: Skoro chcemy zlikwidować karty wędkarskie, to może pójdźmy dalej tym tokiem rozumowania i zlikwidujmy obowiązek posiadania prawa jazdy.

Ale wystarczy poczytać fora wędkarskie, by zorientować się, że wielu wędkarzy pomysł popiera. Twierdzą, że egzamin na kartę, zbyt często ma charakter jedynie formalności, a pytania często dotyczą głównie regulaminu danego koła wędkarskiego. - No to jaką wiedzę praktyczną ma po takim egzaminie wędkarz, który go zdał? - pytają.

Podobny tok rozumowania prezentuje już wspomniany Janusz Wrona. - Przecież nie ma karty pieszego, a wiemy, że na czerwonych światłach musimy stać, a na zielonych możemy przechodzić. Drugą bardzo istotną rzeczą, jest to, że egzaminy często są prowadzone niewłaściwie bo np. pytania dotyczą regulaminu Polskiego Związku Wędkarskiego, a tak naprawdę powinny dotyczyć ustawy, która reguluje sprawy okresów ochronnych, czy wymiarów ochronnych ryb, bo karta jest wydawana w imieniu starostwa, a nie w imieniu PZW - zaznacza.

Co z kontrolami?

Ale nawet wśród zwolenników likwidacji karty pobrzmiewa obawa, że może to doprowadzić do tego, iż młode ryby będą masowo odławiane przez nieświadomych wędkarzy. - Ja łowię zazwyczaj na prywatnych łowiskach. Właściciel takiego łowiska pilnuje, żeby wszystko było w porządku. Ale obawiam się, że na łowiskach PZW może dochodzić do sytuacji, że młode ryby po wypuszczeniu do zbiornika, w kilka dni zostaną odłowione - mówi nam pan Dawid, wędkarz z gminy Gorzyce.

Janusz Wrona uspokaja jednak, że rezygnacja z kart wędkarskich nie będzie oznaczała rezygnacji z kontroli łowisk. Wrona zaznacza, że służby kontrolne zostaną wzmocnione. Ale sami wędkarze przyznają, że obecnie z kontrolami bywa różnie. "Przez ostatnie 6 lat chodzenia częstego na ryby nie miałem nad wodą kontroli karty wędkarskiej - to gdzie ta walka z kłusownictwem" - taką opinię znaleźliśmy na stronie Polskiego Związku Wędkarskiego. I nie jest to opinia odosobniona.

Nasze Łowiska. O co tu chodzi?

Dodajmy jeszcze, że Wody Polskie wprowadziły specjalną opłatą za łowienie na akwenach. Program nazwano "Nasze Łowiska". W tym roku opłata wynosi 250 zł lub 125 zł (ulgowa). 50 zł wynosi dopłata umożliwiająca łowienie z jednostek pływających. Niewykluczone, że wysokość opłat w przyszłym roku się zmieni. W dodatku opłata uprawnia tylko do łowienia na obwodach rybackich, których właścicielem (nie oddanymi w dzierżawę np. PZW) jest PGW Wody Polskie, a konkretnie Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej.

W praktyce lista takich akwenów liczy obecnie (ostatnia aktualizacja listy pochodzi z dnia 3 czerwca) około 65 obwodów rybackich w ramach pięciu RZGW: Białystok, Bydgoszcz, Kraków, Poznań, Szczecin. Nie ma więc na liście obwodów ze Śląska. Zarazem jednak PGW zaznacza, że liczba akwenów stale będzie rosnąć wraz z kończeniem się okresów dzierżaw obwodów oddanych innym podmiotom.

Departament Rybactwa szacuje, że do końca roku liczba obwodów rybackich, na których będzie można łowić w ramach programu i opłaty "Nasze Łowiska" wzrośnie do 100. Przy czym na razie zezwolenie jest ważne z kartą wędkarską. Docelowo jednak Departament Rybactwa chce, by wymóg ten został zniesiony, właśnie poprzez likwidację kartę wędkarskiej. I tu pojawia się podejrzenie części środowiska wędkarskiego, że PGW Wodom Polskim wcale nie chodzi o upowszechnienie wędkarstwa, a o pieniądze. - Bo dziś opłata wynosi 250 zł, ale za rok, dwa, gdy Wody Polskie przejmą na powrót wszystkie akweny, to opłata wzrośnie. I to bardzo. W tej chwili Wody Polskie mają kilkadziesiąt obwodów rybackich, jak im przyjdzie zarządzać wodami w całej Polsce, to za obecną stawkę nie da się tego utrzymać. To jest ochrona, to jest zarybianie. Nie ma szans - czytamy jedną z kilku takich opinii, na forach wędkarskich.