10 lekarzy z Ukrainy pracuje w raciborskim szpitalu. Wśród nich tacy, którzy nie mają do czego wracać
- Są spłoszeni tą całą sytuacją. Wchodzą w zupełnie nowe środowisko i potrzebują czasu - mówi o medykach z Ukrainy Elżbieta Wielgos-Karpińska wicedyrektor szpitala w Raciborzu. Wkrótce w lecznicy mogą się pojawić kolejni pracownicy ze wschodu. Są to Białorusini. W ich zatrudnieniu pośredniczy firma. W ocenie dyrekcji oferuje rozsądne warunki.
Zatrudnieni już na Gamowskiej specjaliści z Ukrainy to:
- 1 ortopeda,
- 2 pediatrów,
- 2 chirurgów,
- 3 internistów:
- endokrynolog/diabetolog;
- specjalistka chorób wewnętrznych
- lekarz ratownictwa medycznego
- 1 neurolog,
- i 1 kardiolog
Wcześniej pracowali w ukraińskich szpitalach. Przyjechali do Raciborza z: Charkowa, Kijowa, Odessy, Mariupola i Lwowa.
- Ich system kształcenia lekarzy jest inny niż w Polsce. Czekają teraz na zgodę ministerstwa zdrowia co do uznania ich prawa do wykonywania zawodu lekarza. Do 3 miesięcy powinni ją uzyskać, choć to nie będą lekarze specjaliści w pełnym tego słowa znaczeniu - wyjaśniał Ryszard Rudnik dyrektor naczelny szpitala w Raciborzu na swojej konferencji prasowej 7 kwietnia.
Lekcje języka polskiego
Ukraińcy aktualnie pracują jako pomoc lekarza. - Wdrażają się. Troje z nich całkiem dobrze mówi po polsku. Dwa razy w tygodniu mają zajęcia z języka polskiego. Myślimy, że nauka im szybko pójdzie - podkreślała na konferencji E. Wielgos-Karpińska.
Część z uchodźców mieszka w szpitalu, gdzie znajdują się pokoje wykorzystywane zwykle przez przyjezdnych specjalistów. Inni zamieszkują w kwaterach prywatnych - jednej z lekarek lokum użyczyła rodzina w Ciechowicach, inna mieszka w Krowiarkach. Jedyny mężczyzna - ortopeda - otrzymał mieszkanie w Raciborzu. Przyjechał do Polski z sześcioosobową rodziną, w tym z trojgiem dzieci.
Dzięki lekarkom-pediatrom z Ukrainy obsługiwane są chore dzieci uchodźców, których sporo leczonych jest w ostatnim okresie na Gamowskiej. - Jedna z tych lekarek na pewno zostanie z nami - zapewnia wicedyrektorka. Ich mężowie walczą na wojnie w Ukrainie. Jeden z nich jest anestezjologiem. - One nie mają do czego wracać, bo ich domu na Ukrainie już nie ma - przyznała E. Wielgos-Karpińska.
Dodała, że "pani felczer jest z Mariupola, a niektóre z przyjezdnych wojny nie zakosztowały, kiedy opuszczały swój kraj".
Białorusini też są chętni
- Na razie te osoby są spłoszone, wchodzą w nowe środowisko. To dla nich okres przejściowy, a my możemy w tym czasie ocenić ich fachowość. Nie mogą otwierać w Polsce prywatnych praktyk i pracują tylko pod nadzorem, tak samo jak nasi lekarze trakcie specjalizacji - tłumaczyli wspólnie na konferencji dyrektor z zastępczynią.
Według zapowiedzi ministra zdrowia, ci lekarze, którzy mają specjalizacje, będą mogli samodzielnie pracować, w różnych miejscach. Zdaniem dyrektora Rudnika, będą wtedy mogli pełnić samodzielne dyżury.
Na Gamowskiej liczą też na zatrudnienie lekarzy z Białorusi. - Takie rozmowy są, w formie wideokonferencji z kandydatami. Specjalistyczna firma ich przedstawia. Oferuje rozsądniejsze stawki niż ta, która przed wojną proponowała nam zatrudnienie Ukraińców. Wtedy warunki były zaporowe, te są zupełnie inne - zaznaczył R. Rudnik.
Wśród poszukiwanych przez szpital lekarzy są neurolog, zakaźnik, lekarz medycyny ratunkowej. Rekrutacja odbywa się już pod kątem potrzeb Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.
- Musimy skompletować ten zespół, mamy rok na to. Co najmniej jednego lekarza medycyny ratunkowej potrzebujemy. Mamy jednego swojego, ale jeszcze nie wiemy, czy będzie chciał pracować w SOR. Niestety, tych lekarzy jest w systemie niewielu - oznajmił dyrektor Rudnik.
W szpitalu w Raciborzu pracuje jedna pielęgniarka z Ukrainy. Zatrudniła się jeszcze przed wybuchem wojny. Jej wynagrodzenie pokrywa Powiatowy Urząd Pracy. Ta pracownica aktualnie jest w trakcie studiów uzupełniających.
Ludzie:
Ryszard Rudnik
Dyrektor Szpitala Rejonowego w Raciborzu