Przygarnięte zwięrzęta są niezwykle wdzięczne za dom i ludzką miłość. Mają jednak swoje potrzeby
O trudnej decyzji związanej z adopcją zwierząt ze schroniska, obawami i wątpliwościami, a także obowiązkami rozmawiamy z Justyną Knap-Zagóra mieszkanką Godowa, właścicielką psa Barleya i dwóch kotów.
Fryderyk Kamczyk: Skąd pomysł na przygarnięcie psa ze schroniska? Czy to pierwsza taka Pani decyzja?
Justyna Knap-Zagóra. Wprost ze schroniska to pierwszy pies, a dokładnie adopcję przeprowadziło Stowarzyszenie Psyjaciele z Jastrzębia Zdroju. Przed Barleyem mieliśmy psa tzw. „przybłędę”, którego w Jastrzębiu znalazł mój brat i przywiózł do domu.
Niestety Zora (bo takie imię mu daliśmy) już nie żyje i gdy jej zabrakło, w domu było dziwnie pusto. Zora była bardzo łagodnym, spokojnym i wdzięcznym psem. Dlatego pomyślałam, że następny pies musi być ze schroniska, żeby chociaż jednemu psu dać jeszcze szanse na szczęśliwe życie poza kratami.
Czy miała Pani jakieś obawy przed podjęciem tej decyzji?
Oczywiście ze miałam obawy. Przede wszystkim ze względu na mojego syna. Nie każdy pies toleruje dzieci, więc przy wyborze psa to było główne kryterium. Prosiłam o psa w miarę łagodnego, przede wszystkim nieagresywnego w stosunku do dzieci. Nie wyobrażam sobie sytuacji gdybym po adopcji musiała ponownie oddać psa do schroniska.
Jakie były początki wzajemnej relacji w nowym domu?
Na początku Barley był bardzo zestresowany. W zasadzie bał się wszystkiego: psów, ludzi, podchodził tylko do mnie i mojego syna Adasia. Nie wydawał żadnych odgłosów. Pierwsza noc była ciężka dla nas i dla niego, porozrywał wszystkie poduszki i koce na których miał spać. Bał się spacerować po ogrodzie, gdy słyszał psa zza płotu. Jednak z dnia na dzień było coraz lepiej, Barley stał się coraz bardziej ufny i po kilkunastu dniach zaczął troszkę niepewnie szczekać, a teraz jest już panem w domu.
Obserwując jego zachowanie, przypuszczamy, że był źle traktowany przez ludzi, bity. Do tej pory boi się niektórych ludzi (nawet dzieci), wtedy chowa się na cały dzień w budzie.
Czy zostały mu pewne nawyki ze schroniska?
Tak, choć jest bardzo radosnym psem to ma pewne nawyki ze schroniska np. strasznie łapczywie je, jakby bał się, że ktoś mu zabierze to jedzenie.
A co lubi najbardziej?
Uwielbia spacery! Gdy wychodzę z domu tylnym wyjściem, on wie że pójdziemy na przechadzkę, wtedy szaleje ze szczęścia, biega, skacze szczeka, 15 - to kilometrowe dystanse nie są mu straszne. Jest bardzo łagodnym, posłusznym psem, bardzo się słucha pomimo ze nie stosowałam żadnej tresury, na spacerach nie atakuje innych psów.
Na co należy zwrócić uwagę przy takiej decyzji? Jakie ma Pani rady dla osób, które chcą zabrać psa ze schroniska?
Przede wszystkim decyzja musi być przemyślana. Pies daje wiele radości, ale też jest sporym obowiązkiem. Nie można traktować go instrumentalnie, jak zabawkę czy prezent na urodziny. Adoptując psa, a potem oddając go ponownie do schroniska, bo staje się niewygodny, robi się mu straszną krzywdę. Pies traci nadzieję i zaufanie do człowieka. U nas nawet wyjazd na wakacje planowany jest tak, by zawsze został ktoś z domowników i opiekował się zwierzętami.
Należy zastanowić się czy chcemy adoptować psa dużego czy małego. Zdecydowanie do mieszkania w bloku polecam adopcję psa mniejszego, natomiast do domu z ogrodem, gdzie pies będzie miał możliwość swobodnego biegania, polecam psa dużego.
Łatwiej jest kupić szczeniaka z hodowli i wychować go samemu, ale mimo wszystko stale namawiam wszystkich do adopcji zwierząt ze schroniska. Nie tylko psów, ale także kotów (ze schroniska mam 2 koty). Takie przygarnięte zwięrzęta są niezwykle wdzięczne za dom i ludzką miłość.
Przed adopcją warto kilka razy przyjechać do schroniska i z „wybranym” psem odbyć kilka spacerów by się poznać. Kiedy zdecydujemy się na adopcję, pozostają formalności tj. podpisanie umowy adopcyjnej – postępowanie proste i sprawne.