Rywalizacja napędza do ciężkiej pracy - rozmowa z posłanką Teresą Glenc [WYWIAD]
O pracy parlamentarnej z perspektywy kobiety opowiada nam z okazji Dnia Kobiet posłanka z powiatu wodzisławskiego – Teresa Glenc. Czy trudno pogodzić rolę matki, żony i jednocześnie posła na sejm?
Fryderyk Kamczyk. Czy miała Pani jakieś obawy kiedy została posłem wynikające z bycia kobietą, matką, żoną, nauczycielem? Świat polityki parlamentarnej, często męskiej bardzo brutalnej znacząco różni się od pospolitego codziennego życia?
Teresa Glenc. Jestem najmłodszą z czwórki sióstr, z nimi się wychowywałam i od dziecka wiedziałam, że kobiecość to nie słabość. Dlatego nie miałam takich obaw. Od zawsze byłam przekonana, że kobiety wcale nie mają mniejszych możliwości, ani nie powinny mieć niższych ambicji, niż mężczyźni. Kiedy wchodziłam do polityki, nie było żadnej parlamentarzystki pochodzącej z powiatu wodzisławskiego. A jednak, pokazałam, że nie jest to nieosiągalne.
Co Panią najbardziej zaskoczyło w parlamencie jako kobietę?
Oczywiście, było nieco zaskoczeń, ale nie wiem, czy wynikały one z faktu bycia kobietą. Szczerze powiem, że na swoją polityczną działalność nie patrzę przez pryzmat płci, nigdy nie zasłaniam się tym, że jestem kobietą, nie oczekuję taryfy ulgowej.
Pani zdaniem, z pozycji obecnego doświadczenia, jakie cechy musi mieć kobieta polityk?
Myślę, że najważniejszą cechą jest wrażliwość na ludzkie sprawy. O politykach często myśli się tylko jako o osobach grzmiących z mównicy sejmowej czy spierających się w debatach medialnych. Tymczasem ogromna część pracy parlamentarnej, większość tej pracy, odbywa się lokalnie i wiąże się z pomaganiem ludziom. Obecnie mam dwa biura poselskie – w Wodzisławiu i w Warszawie. To tu spływają trudne sprawy mieszkańców, ściany tych biur widziały wiele łez. W takich momentach wrażliwość, zdolność wysłuchania i odpowiedniego pokierowania są niezbędne. Ale w pracy polityka, również kobiety, często równie ważne są zdolności, nazwijmy je, z przeciwległego krańca. Polityk nieraz musi wykazać się silnym charakterem, odwagą, a czasem się nawet zbuntować. Musiałam to zrobić niejednokrotnie, nawet całkiem niedawno, kiedy sprzeciwiłam się przyjęciu ustawy zakładającej możliwość domagania się odszkodowań przy podejrzeniu zakażenia się COVID-19 od kolegów z pracy. Podobnie było przy tzw. „Piątce dla zwierząt”. Dziś chyba nikt nie ma wątpliwości, że ten bunt był potrzebny, bo dzięki niemu te ustawy nie zostały przyjęte.
Mężczyźni w parlamencie bardzo często mocno rywalizują miedzy sobą, nawet jeśli są z tej samej partii . Wynika to z natury? Czy o kobietach można mówić to samo, czy raczej nie maja takiej cechy?
Rywalizacja w parlamencie nie ma płci. Dopóki nie przybiera brutalnej formy, jest też zdrowa. To rywalizacja napędza do ciężkiej pracy. Ważne jednak, by nie przerodziła się w agresję, a czasem niestety bywa i tak – niejednokrotnie jako kobieta doświadczyłam ciosów, także od męskiej części konkurentów. Decydując się na działalność polityczną trzeba mieć na uwadze, że mogą trafić się konkurenci nieprzebierający w środkach. Ważne jednak, by nie odpowiadać tym samym.
Czy w dyskusjach podczas posiedzeń komisji, czy innych spotkaniach podczas ostrych sporów politycznych często emocjonalnych, jest możliwe, żeby wykorzystując swoje doświadczenie kobiety ograniczały spory, łagodziły spięcia, czy też nie ma to znaczenia w ostrej polityce?
Nigdy nie byłam zwolenniczką polityki agresywnej, napadowej, uderzającej w kogokolwiek. Być może to właśnie kwestia kobiecej wrażliwości. Taką postawę widzę również u wielu swoich koleżanek w parlamencie. Rzeczywiście, spora część z nas ma zdolność łagodzenia napięć. Pamiętam, kiedy w 2016 roku przeciwnicy obecnej władzy zorganizowali protest pod moim biurem poselskim. Był to czas przed Świętami Bożego Narodzenia. Po wysłuchaniu ich postulatów zaproponowałam, żebyśmy podzielili się opłatkiem. Oczywiście, żadna ze stron nie zmieniła swoich politycznych przekonań, ale dzięki temu ludzkiemu gestowi mogę dziś powiedzieć, że tamto napięcie pozostało wyłącznie na płaszczyźnie politycznej, a nie międzyludzkiej.
Czy w parlamencie obchodzicie Dzień Kobiet ? Jeśli tak, to jak to wygląda ? dostaje Pani wyrazy szacunku (kwiaty) od kolegów z partii czy również z opozycji?
Dotychczas raczej nie było jakichś szczególnych obchodów Dnia Kobiet w Sejmie. W tym roku obrady przypadają dokładnie na 8 marca – zobaczymy, czy koledzy się wykażą. (uśmiech)
Jak wygląda życie rodzinne posłanki, co jest najbardziej uciążliwe dla kobiety, żony, matki? Na co najbardziej brakuje czasu ? Z czego trzeba było zrezygnować?
Zostałam posłem w momencie, kiedy moje dzieci były już dorosłe. Myślę, że to zupełnie inna sytuacja, niż w przypadku niektórych koleżanek z Sejmu, które mają małe dzieci. To na pewno o wiele trudniejsze. Choć oczywiście również w moim przypadku działalność polityczna wymagała przeorganizowania życia rodzinnego. Nie jest już tak łatwo jak kiedyś zorganizować rodzinną uroczystość. Planowanie urodzin musi się odbywać kilka miesięcy wcześniej, a i tak do końca nie ma pewności, czy w ostatniej chwili nie trzeba będzie zmieniać planów. Sytuacja w Polsce i Europie jest w ostatnim czasie bardzo dynamiczna, a politycy muszą być na posterunku.
Proszę opowiedzieć o swoich pasjach, zainteresowaniach, czy jest czas na ich realizację, kiedy wykonuje się mandat parlamentarzysty? Do czego Pani tęskni?
Nie mogę tak dużo, jak kiedyś, zajmować się swoim ogródkiem. Lekturę ciekawej książki muszę często zamieniać na projekty ustaw, czy kolejne interwencje kierowane do różnych podmiotów. Niestety, brakuje też czasu na solidny wypoczynek. W ubiegłym roku moje wakacje trwały 5 dni. Założenia były inne, ale zwołano posiedzenie Sejmu i trzeba było wracać.
Ludzie:
Teresa Glenc
Była posłanka na Sejm RP.