Czwartek, 26 grudnia 2024

imieniny: Szczepana, Dionizego

RSS

424 strony żywiołu historii ognia i wody. O historii pożarnictwa w Wodzisławiu Śląskim [WYWIAD, ZDJĘCIA]

05.03.2022 07:32 | 1 komentarz | ska

Już 11 marca o godz. 10.30 w auli I Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Szkolnej odbędzie się prezentacja najnowszej publikacji albumowej dyrektora wodzisławskiego muzeum Sławomira Kulpy. Praca „Wodzisław Śląski w obliczu ognia” to prawdziwe kompendium historii pożarnictwa w mieście, ale nie tylko.

424 strony żywiołu historii ognia i wody. O historii pożarnictwa w Wodzisławiu Śląskim [WYWIAD, ZDJĘCIA]
Sławomir Kulpa prezentuje swoje najnowsze dzieło - publikację "Wodzisław Śląski w obliczu ognia"
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Szymon Kamczyk. 13 rozdziałów na ponad 420 stronach z licznymi fotografiami i rycinami. Najnowsza publikacja Muzeum w Wodzisławiu Śląskim to fascynująca lektura. Już sama okładka wzbudza ciekawość. Co przedstawia?

Sławomir Kulpa. Na okładce mamy obraz olejny autorstwa Marcina Uliarczyka, który ukazuje wielką tragedię, jaka wydarzyła się w Wodzisławiu 12 czerwca 1822 roku. Spaliło się wówczas niemal całe miasto, które liczyło około 1350 mieszkańców. W tym roku mija okrągła, dwusetna rocznica od tej zagłady.

Z czym był największy problem w powstawaniu publikacji?

Niewątpliwie najwięcej problemów było ze źródłami. Dlatego prace nad książką trwały niemal dwa lata. Niestety, Wodzisław na przestrzeni dziejów utracił większość dokumentów. Część z nich strawił ogień, a to co nie spłonęło, zostało świadomie zniszczone. W przenośni wygląda to tak, jakby ktoś rozbił wielkie lustro historii i je posprzątał, a na podłodze w dalekim kącie pozostawił drobne fragmenty. Z nich to właśnie powstała ta praca. Proszę sobie wyobrazić, że w wodzisławskim ratuszu jeszcze w latach 30 – XX wieku było 27 tomów akt policji ogniowej, które pochodziły z lat 1765 – 1922. Nie wiadomo co się stało z tym dziedzictwem? Można się tylko domyślać, że wszystko to przepadło najpewniej w pożodze roku 1945. Tak to właśnie jest z wodzisławskimi dokumentami. Ich strzępy odnaleźć można jedynie w archiwach państwowych w Cieszynie, Raciborzu, Opolu, Wrocławiu, czy odległej Pradze i Berlinie. Oprócz tego przejrzanych zostało tysiące gazet i czasopism, aby odnaleźć informacje o pożarach i wydarzeniach z pamiętnego roku 1822 oraz późniejszych tragediach. Przy okazji, przy kompletowaniu źródeł bardzo pomocni byli Roman Cop oraz mł.bryg. Stanisław Tkocz, za co jestem im niezwykle wdzięczny.

Odkrywa pan przed czytelnikiem nie tylko czasy najnowsze, ale nawet te najbardziej zamierzchłe. W książce znajdziemy informacje nawet o czasach prehistorycznych.

Starałem się wszystko usystematyzować. Chciałbym, abyśmy na straż spojrzeli trochę inaczej. Podstawą wyjścia jest niezmienny fakt, że ogień jest jednym z żywiołów, od którego człowiek jest uzależniony. Nie kontrolowany może doprowadzić do wielkich tragedii. Przekonali się o tym wielokrotnie ludzie żyjący już w czasach prehistorycznych. Nawet nasze miasto, wznoszone od połowy XIII wieku doświadczyło rozległej pożogi i to na wczesnym etapie swego istnienia, bo około 1300 roku. A wynikało to z prostego faktu, że zwarta zabudowa była łatwopalna, gdyż wzniesiono ją z drewna. W dodatku budynki kryto gontem lub strzechą. Prewencja lub szybka, ale wczesna akcja gaśnicza mogły jedynie zapobiec nieszczęściu. Ale gdy wybuchał pożar, płonęło najczęściej całe miasto lub jego znaczna część. Jednym z najwcześniejszych źródeł jest zachowany odpis średniowiecznego dokumentu z 1324 roku, który wspomina, że, w odległym czasie, Wodzisław spłonął. Na przestrzeni dziejów takich pożarów było zapewne kilkadziesiąt. W latach 1459-1460, kiedy grasowały tu bandy rabusiów, wiemy, że Wodzisław był również podpalany. W czasie wojny trzydziestoletniej wojska szwedzkie na czele których stał Arvid Wittenberg von Debern spaliły miasto i zamek w Wodzisławiu w 1646 roku. Doprowadziło to do wielkich nieszczęść i wielkiego głodu. Świadectwa pożarów dokumentują również odkrycia archeologiczne.

A kiedy pojawiły się pierwsze, zorganizowane straże?

Te najstarsze odnotowane historycznie jednostki pojawiają się w 564 p.n.e. po wielkim pożarze stolicy Chin – Sung. Zorganizowane straże złożone z żołnierzy miał również starożytny Rzym. Jeśli natomiast chodzi o region Śląska, to najwcześniejsze ordynacje pożarowe zachowały się z XIV wieku w Legnicy. Już wtedy funkcjonowały straże złożone z mieszczan, które czuwały nad spokojnym snem mieszkańców. Nie byli to oczywiście strażacy w dosłownym tego słowa znaczeniu. Niemniej ich zadaniem było wczesne wykrycie i nie dopuszczenie do rozprzestrzenienia się ognia.  Szczególne niebezpieczeństwo pojawiało się zimą, kiedy domy ogrzewano, a kryte strzechą dachy łatwo mogły zapalić się od iskier  wydobywanych z komina. W XVIII wieku pracowali w Wodzisławiu specjalnie wynajęci stróże nocni - „wachtyrze”. Były to cztery osoby, które przez noc patrolowały miasto, zarówno pod względem porządku, ale również czujnie pilnowali, czy ogień nie zajął jakiegoś domostwa. 

To połączenie straży miejskiej i pożarnej. 

Dzisiaj tak moglibyśmy na to spojrzeć. Wodzisław wówczas był małym miastem i jego granice kreśliła owalnica. Straż pilnowała porządku, a w razie niebezpieczeństwa „wachtyrze” używali trąbek sygnalizacyjnych. Najdonośniejszym sygnałem dla mieszkańców były dzwony kościelne. 

Czytaj dalej na stronie 2. >>>