Winyle z Chorwacji i porcelana z Chodzieży. Jarmark staroci nie dał się wichurze
W słońcu, ale przy porywistym wietrze trudniej handlowało się na placu Dominikańskim w sobotę 19 lutego. - Połamały mi się płyty winylowe - narzekał jeden ze stałych sprzedających. Co ciekawego znaleźliśmy na stoiskach?
Za 130 zł można było nabyć komplet kuchennej porcelany (10 elementów) z Chodzieży. Ta sama sprzedawczyni oferowała drewnianą figurkę kobiety z wrzecionem. Na jej stole znalazł się również holenderski młynek do kawy i kasety magnetofonowe (po 2 zł za sztukę). Przyjeżdżająca na każdy z raciborskich jarmarków kobieta pokazała nam również akcesoria religijne - krzyże z figurką Chrystusa w cenie od 40 do 80 zł. - Ludzie są tu mili, można porozmawiać, więc lubię tu jeździć - przyznała handlująca.
Ocet z mirabelki
Na stoisku obok zwracały uwagę buteleczki z kolorowym płynem. To ekologiczny ocet domowej roboty. - Owoce, woda i cukier to składniki. Potrzeba trochę czasu, zanim powstanie. Z takim towarem jestem nie tylko tutaj jedyna - usłyszeliśmy od sprzedającej. Polecała też komplet talerzy z indiańskimi dziećmi. - Z takich jadało się kilkadziesiąt lat temu - reklamowała właścicielka.
Wyroby z mosiądzu stały i leżały na kolejnym ze stoisk. - W przeszłości takie wazony ustawiało się w oknach, na parapetach, jako ozdoby - mówił o nam mężczyzna, które je sprzedawał. Obok wazonów i dzbanów był też hełm rzymskiego legionisty. Ten trafił do Raciborza z pchlego targu w Niemczech. Handlarz wycenił go na 22 zł. Za dzbanki i wazony chciał od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych, w zależności od ich wagi. - Jak tu nie sprzedam, to idę na skup złomu i dostanę tę kwotę - zapewniał nasz rozmówca. Najcięższym towarem z mosiądzu, jaki wystawił była czterokilowa skrzynka pocztowa za 120 zł. Przybysz z Wodzisławia Śląskiego polecał też papcie z wełny, elastyczne, pasujące na każdą nogę. - Nasza znajoma je sztrykuje - zachwalał rękodzieło.
Radzieckie zegarki rodziców
Reprodukcję obrazu Bitwa pod Grunwaldem sprzedawał sąsiad - za 50 zł. Tam była też lalka w maseczce za 25 zł i mały Budda. Naszą uwagę zwróciło też ciągle sprawne radio Philipsa z lat 80 i dwie kamery Sony.
Raciborski kolekcjoner zegarków zachęcał do zakupu radzieckich modeli Poljot czy Rakieta. - Kiedyś się takie nosiło. Korzystali z nich moi rodzice, ja też takie zakładałam. Dziś chcę za takowe od 150 do 250 zł. Wszystkie działają, są po renowacji - mówił stały bywalec jarmarków. Miał przy sobie okazały scyzoryk, służący mu do otwierania zegarków, gdyż klienci życzą sobie obejrzenia ich mechanizmu. - To przede wszystkim hobbyści, kolekcjonerzy. Przyjeżdżają z okolicy, niemal stale odwiedzają moje stoisko, szukają czego do swoich zbiorów - mówił nam handlarz z Raciborza, który uważa, że jarmark na placu Dominikańskim świetnie się rozwija w odróżnieniu od prób podejmowanych na Zamku Piastowskim.
Chorwackie rytmy
Zegar kominkowy z mosiądzu wyceniono na 400 zł, a szkatułka z napisem Kraków była do kupienia za 100 zł. Na tym samym stoisku znaleźliśmy kilka wiatrówek w cenach od 200 zł do 450 zł w zależności od marki. - Słabo to się sprzedaje, bo to jest typowy przedmiot dla kolekcjonerów, a tych niewielu się spotyka - usłyszeliśmy od sprzedawcy.
Z Żor przybył na plac Dominikański właściciel sporych zasobów winyli, płyt CD i kaset magnetofonowych. - Muzykę mam na różnych nośnikach, w przystępnych cenach. 10 zł za winyl, choć zależy od tytułu. Led Zeppelin i Pink Floyd są w samochodzie, to drożej - wyjaśniał.
Jeździ na różne giełdy staroci - do Rybnika, Pszczyny czy Wodzisławia Śląskiego. - Przyjechałem do Raciborza z ciekawości. Oczywiście tam, gdzie jest dłuższa tradycja handlowania, to ruch jest większy. Pamiętam, że w Raciborzu była kiedyś giełda w jednej szkole, ale potem to upadło - mówił dojrzały mężczyzna.
- Trzeba mieć wybór. Jedni lubią to, czego inni nie cenią. Ja osobiście lubuję się w muzyce chorwackiej. Mam tu płyty z tamtejszymi gwiazdami. Muzykę country też cenię i oferuję - powiedział nam przybysz z Żor.
Naszą uwagę zwróciły archiwalne numery z lat 80. ubiegłego wieku, popularnego wtedy tygodnika „Sportowiec”. Cena - 2 zł za egzemplarz. - Lubię wracać do wspomnień. Kupowałem wtedy i nigdy ich nie wyrzucałem - podsumował sprzedawca.