Niedziela, 22 grudnia 2024

imieniny: Honoraty, Zenona, Franciszki

RSS

Praca i zabawa z tą samą pasją. Lata 90. wspomina Henryka Białuska

20.02.2022 07:00 | 0 komentarzy | OK

O słynnych balach „Dziesiątki”, charytatywnych festynach i odbudowie zalanej placówki z byłą dyrektor Szkoły Podstawowej nr 10 (późniejszej ZSS) w Raciborzu Henryką Białuską rozmawia Katarzyna Gruchot.

Praca i zabawa z tą samą pasją. Lata 90. wspomina Henryka Białuska
Lata 90. w Szkole Podstawowej nr 10.
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

– Co takiego wydarzyło się w 1992 roku, że stał się przełomowy dla pani kariery zawodowej?

– Wiosną tego roku po raz pierwszy odbył się konkurs na dyrektora szkoły. Sama pewnie bym się nigdy nie zgłosiła, ale wytypowały mnie oba związki zawodowe, działające w szkole, więc nie chciałam ich zawieść. Spotkanie z kandydatami odbywało się w Rejonowej Delegaturze Kuratorium Oświaty przy placu Okrzei, a oprócz mnie w konkursie startował jeszcze Piotr Jankowski i Andrzej Walica. W komisji zasiadał wtedy szef delegatury Adam Dzyndra, przedstawiciel kuratorium, „Solidarności”, ZNP, rodziców i „Dziesiątki”. Pamiętam, że musiałam przedstawić wizję szkoły, której głównym celem była przeprowadzka do nowej siedziby. Byłam w szoku, że to właśnie ja wygrałam. Bałam się, że nie podołam wyzwaniom, które przede mną stały.

– Od razu rzucili panią na głęboką wodę?

15 sierpnia oficjalnie zaczęłam kierować szkołą, a wiosną następnego roku rozpoczęła się wielka przeprowadzka z placu Mostowego do budynku Tysiąclatki przy ul. Królewskiej. Każdy nauczyciel był odpowiedzialny za swoją klasę i każdy z nas pracował wtedy fizycznie myjąc, sprzątając i przenosząc meble oraz sprzęt. Samochody do transportu udostępniła nam firma „Mieszko”, z którą współpracowaliśmy. Było w nas tyle entuzjazmu i radości, że nikt na nic nie narzekał. Kucharki były zachwycone kuchnią, a my cieszyliśmy się, że będziemy mieć w końcu piękne toalety, salę gimnastyczną i dwa łączniki, przeznaczone dla młodszych i starszych dzieci. Dostaliśmy przestrzeń, którą mogliśmy właściwie zagospodarować tworząc pracownie z prawdziwego zdarzenia. Byliśmy wtedy pełni zapału do pracy.

Prezydent Andrzej Markowiak przemawia na balu „Dziesiątki”. Z lewej stoi dyrektor szkoły Henryka Białuska, z prawej prowadząca konferansjerkę Bernadeta Chłapek.

Prezydent Andrzej Markowiak przemawia na balu „Dziesiątki”. Z lewej stoi dyrektor szkoły Henryka Białuska, z prawej prowadząca konferansjerkę Bernadeta Chłapek.

– I na bazie tego zapału zaczęliście organizować imprezy, z których w latach 90. słynęła wasza szkoła…

– W oświacie zawsze brakowało pieniędzy, więc mimo tego, że dostaliśmy nową placówkę, meble i sprzęt, to na bieżącą działalność już nie wystarczało. Tworzyliśmy wtedy bardzo zgrany zespół, który w swoich pomysłach był jednomyślny. Uznaliśmy, że skoro udało się wspólnymi siłami zrobić tak wiele do tej pory, to ten nasz entuzjazm warto wykorzystać. W ten sposób zrodził się pomysł organizowania imprez charytatywnych. Co roku w Boże Ciało zapraszaliśmy mieszkańców Raciborza na festyny, których głównym punktem programu były mecze księża kontra lekarze oraz loterie fantowe. Niesamowite było to, że duży stadion wypełniały wtedy tłumy ludzi. Widać było, że czasy się zmieniają i społeczeństwo wspiera naszą szkołę i jej podopiecznych. Żeby zdobyć fanty do loterii nauczyciele chodzili z uczniami dosłownie od sklepu do sklepu prosząc o pomoc i żaden przedsiębiorca tej pomocy nie odmawiał. Każdy dawał to co miał, więc były ubrania, kosmetyki, zabawki i artykuły spożywcze. Staraliśmy się by każdy los wygrywał, choć nie każdy był tak wartościowy jak nagroda główna, na przykład w postaci roweru. Dzięki tym festynom staliśmy się rozpoznawalni.

– O ile festyny były imprezami dla wszystkich, to bale karnawałowe już tylko dla wybranych. Jak udawało wam się namówić ponad 100 osób do wspólnej zabawy?

– Lata 90. były okresem sprzyjającym takim pomysłom. Ludzie cieszyli się, że doczekali innych czasów i chcieli się bawić, a robili to chętniej, jeśli przy okazji mogli komuś pomóc. Organizowane w „Raciborskiej” bale były dobroczynne, a ich dochód zasilał potrzeby palcówki i jej uczniów. Oczywiście zawsze istniało ryzyko, że zamówimy imprezę i ona się nie spłaci. Janek Kuchciński, który był wtedy szefem restauracji pytał: jak ty Białuska chcesz robić bal, skoro nie masz pieniędzy? Ja mu wtedy odpowiadałam, że jak zajdzie taka potrzeba, to będziemy u niego odpracowywać to myjąc garnki i sprzątając. Myśmy wtedy działali na zasadzie wzajemnego zaufania i to się sprawdzało. Płatne zaproszenia rozsyłaliśmy do kuratorium, władz miasta i dyrekcji zakładów pracy, które często udostępniały je swoim pracownikom. Nasze bale cieszyły się taką popularnością, że za każdym razem wystarczało na ich organizację i jeszcze szkoła zdobywała dodatkowe środki na najpotrzebniejsze zakupy.

Pani Henryka na parkiecie z prezesem „Mieszka” Andrzejem Gajdzińskim.

Pani Henryka na parkiecie z prezesem „Mieszka” Andrzejem Gajdzińskim.

– Jak to się stało, że na jeden z nich udało wam się ściągnąć Bogusława Meca?

– Od samego początku zakładaliśmy, że nasze bale muszą się różnić od innych. Przygotowywaliśmy w szkole kotyliony i śpiewniki, a salę stroiliśmy tematycznie dzień wcześniej. Zabawę rozpoczynaliśmy zawsze tradycyjnym polonezem, a naszymi wodzirejami byli tancerze ze „Strzechy”, którzy prowadzili cały korowód. Były też występy gwiazd estrady, wśród których znalazł się piosenkarz Bogusław Mec. Sprowadził go mąż naszej koleżanki Hani Nitefor – Janusz, który współpracował wtedy z Estradą Śląską. Zapraszaliśmy też Zdzisławę Sośnicką, ale w ostatniej chwili musiała odwołać przyjazd. Stałym punktem balu były pokazy tańca towarzyskiego, loteria fantowa i licytacja. Pamiętam, że „Mieszko” fundowało nam na nie kosze ze słodyczami, a Despol przekazał kiedyś swoją firmową kiełbasę. Przebojem w tamtych latach była piosenka „Niech żyje wolność, wolność i swoboda…”, którą do dziś wspominamy z sentymentem. Na naszych balach gościli raciborscy celebryci, a na scenie w roli prowadzących występowali Bernadeta Chłapek i Władysław Płonka, który nie tylko potrafił poprowadzić licytację i zrobić wywiady z darczyńcami, ale potem z humorem i swadą opisywał te nasze poczynania w „Nowinach Raciborskich”.

Z piosenkarzem Bogusławem Mecem na balu karnawałowym w 1996 roku.

Z piosenkarzem Bogusławem Mecem na balu karnawałowym w 1996 roku.

– Wasza szkoła gościła na naszych łamach nie tylko z powodu imprez, ale i współpracy z Niemcami. Jak to się stało, że staliście się prekursorami wymiany międzynarodowej?

– W powiecie pierwszą placówką, która podjęła taką współpracę była Szkoła Podstawowa w Bieńkowicach. Zadzwonił do mnie kiedyś jej dyrektor Andrzej Drozd z informacją, że Niemcy szukają kolejnych partnerów. Pomyślałam, że warto spróbować. Napisałam do nich list, który z polskiego na niemiecki przetłumaczył Norbert Buba, bo ja w tym języku nie znałam ani jednego słowa. Wkrótce przyszła odpowiedź, że bardzo się cieszą, że dyrektorka włada tak świetnie pięknym literackim niemieckim, bo to wiele ułatwi. W kolejnym piśmie musiałam sprostować nieporozumienie. Wstąpiliśmy do Polsko-Niemieckiego Stowarzyszenia Współpracy w Warszawie, które dotowało takie przedsięwzięcia i rozpoczęliśmy współpracę z podobną placówką w bawarskim Geretsriet. Odbywała się wymiana młodzieży i nauczycieli, wspólne konferencje i szkolenia, a niemieccy nauczyciele od razu zaangażowali się w pomoc „Dziesiątce”, gdy potrzebowała jej po powodzi.

Szkoła Podstawowa nr 10 po powodzi w lipcu 1997 roku.

Szkoła Podstawowa nr 10 po powodzi w lipcu 1997 roku.

Sala gimnastyczna „Dziesiątki” po przejściu fali powodziowej.

Sala gimnastyczna „Dziesiątki” po przejściu fali powodziowej.

– Na kogo oprócz Niemców mogła pani wtedy liczyć?

– Przede wszystkim na pracowników, którzy zaraz po powodzi stawili się w szkole i zabrali do pracy. Na pierwsze spotkanie z nimi szłam brnąc po kostki w wodzie, a ponieważ nie działały telefony, poprosiłam o nadanie komunikatu o zbiórce w szkole w radiu „Vanessa”. Ogrom zniszczeń przytłaczał nas, ale pomoc też była ogromna. Dzwonili z Wyższego Urzędu Górniczego z Katowic z pytaniem czego potrzebujemy. Jerzy Fedorowicz, wspólnie z piłkarzami Wisły Kraków zorganizował zbiórkę pieniędzy. Pomagały też siostry salezjanki z Pogrzebienia, straż miejska, wojsko, liczne szkoły, Giełda Papierów Wartościowych z Warszawy, Konsul Generalny RP w Edynburgu i Telewizja Polska. Jak zawsze mogliśmy liczyć na Andrzeja Gajdzińskiego z „Mieszka”, który dał szkole swoich pracowników, samochody i telefon komórkowy, żeby przez pierwsze dni mieć kontakt ze światem. W sierpniu gościł u nas premier Cimoszewicz. Pamiętam, że uratował się jeden tom kroniki szkolnej, w której zachowały się zdjęcia z wycieczki naszych dzieci do Sejmu. Kiedy zobaczył się na tych ocalałych z powodzi fotografiach, to tak się wzruszył, że dopisał w naszej kronice, że obiecuje pomoc. Obietnicy dotrzymał. Szkoła dostała milion czterysta tysięcy złotych dofinansowania.

Wystąpienie dyrektor Henryki Białuskiej podczas sesji rady miasta, której gościem był premier Włodzimierz Cimoszewicz.

Wystąpienie dyrektor Henryki Białuskiej podczas sesji rady miasta, której gościem był premier Włodzimierz Cimoszewicz.

– Gdzie trafiliście na czas remontu?

– Przygarnęła nas SP 18, a jej ówczesny dyrektor Norbert Mika przyjął nas bardzo serdecznie. Dostałam tam nawet swój gabinet, ale rzadko w nim bywałam, bo krążyłam między szkołami. Odwiedził mnie w tym czasie dyrektor SP13 Edward Szot i mówi: powiedz mi, co ty jeszcze planujesz, bo starą szkołę na placu Mostowym wyburzyłaś, tę przy Królewskiej zatopiłaś, a teraz bierzesz się za „Osiemnastkę”. To, że już po roku mogliśmy wrócić do siebie zawdzięczamy wielu darczyńcom. Postanowiliśmy im podziękować organizując w raciborskim muzeum koncert Zbigniewa Wodeckiego, podczas którego wręczyliśmy medale dla Przyjaciół Szkoły. Pan Wodecki, który miał ogromne poczucie humoru, zostawił nam potem na pamiątkę swoje zdjęcie z podpisem: z pozdrowieniami były absolwent szkoły.

Zaproszeni goście i organizatorzy koncertu Zbigniewa Wodeckiego w raciborskim muzeum.

Zaproszeni goście i organizatorzy koncertu Zbigniewa Wodeckiego w raciborskim muzeum.

Zbigniew Wodecki wpisujący się do kroniki „Dziesiątki”.

Zbigniew Wodecki wpisujący się do kroniki „Dziesiątki”.

– Jak dziś wspomina pani lata 90.?

– Na pewno jako okres przemian. Z jednej strony to czas pełen nadziei i optymizmu, z drugiej dramat powodzi z lipca 1997 roku. Ale jak myślę o tym teraz, to nawet ta powódź miała swoje dobre strony. Gdy się przeprowadziliśmy na Królewską, mieliśmy ogromny problem z kotłownią, która dała nam nieźle popalić. Po powodzi podłączyli nas do nitki ciepłowniczej i problemy się od razu skończyły. Było jeszcze coś, co często wspominam. Oświata była zawsze biedna, ale żaden nauczyciel nie narzekał. Tworzyliśmy jedną drużynę, która jak był na to czas potrafiła się bawić, a jak trzeba było to zakasała rękawy i brała się do pracy. Takich ludzi i takiej atmosfery się nie zapomina.

Pani Henryka Białuska.

Pani Henryka Białuska.


  • 30 lat Nowin 10 wiadomości, 23 komentarze w dyskusji, 9 zdjęć

Ludzie: