Mirosław Lenk: Rok 1992? Nosiłem wąsy i chciałem rzucić szkołę [30 lat Nowin]
Prezydent Raciborza trzech kadencji, wcześniej wiceprezydent i naczelnik największego wydziału w urzędzie wspomina czasy, kiedy po raciborskim rynku jeździło się samochodem, działał ZEW, a w szkole przy Słowackiego uczyło się 5 razy więcej dzieci niż obecnie.
Czy myślałem wówczas, że kiedyś mogę być prezydentem Raciborza i to trzykrotnie? Wtedy skłaniałem się do decyzji, by wrócić do wyuczonego zawodu. Jestem z wykształcenia ekonomistą. Praca w oświacie była dla mnie istotną zmianą. Później, kiedy rezygnowałem z funkcji dyrektora szkoły, ta decyzja była bardzo świadoma. Mogłem jeszcze zostać na tym fotelu, bo kadencję kończyłem za dwa lata. Na spotkaniu opłatkowym w Studium Nauczycielskim w 1995 roku wiceprezydent Adam Dzyndra zaproponował mi pracę w urzędzie miasta. Jurek Pośpiech zaprosił mnie wtedy do studium, jako dyrektora sąsiadującej i współpracującej placówki. Dzyndra spytał czy nie chcę kierować całą oświatą miejską. To był przełomowy moment dla samorządu. Gmina przejmowała ten sektor od Kuratorium Oświaty. Andrzej Kolenda i Gabrysia Langer już zajmowali się przedszkolami, a szkoły podstawowe właśnie przejmowano. I potrzebny był naczelnik takiego nowego wydziału urzędu. Adam trafił na idealny moment, bo ja coraz bardziej dojrzewałem do decyzji o odejściu ze szkoły.
Choć nigdy do swojego zawodu nie wróciłem, to jednak urzędnikowi jest bliżej do niego niż dyrektorowi szkoły, prowadzącemu jeszcze lekcje. Tam jest styczność z budżetami placówek, z rozdziałem pięniędzy między nimi i tu jest zdecydowanie bliżej do ekonomii niż w szkole. Choć i tam było zarządzanie, ale nie w takim wymiarze jak skala całego miasta. W szkole dochodzi współdziałanie z nauczycielami i rodzicami, co nie zawsze było łatwe.
Proszę pamiętać, że ja kierowałem największą SP15 jaka kiedykolwiek funkcjonowała. Liczyła wtedy 2508 uczniów. Żeby zmieścić wszystkich potrzebowaliśmy filii w pobliskim kolegium, ale nie tylko. Uczyliśmy też w zasobie PGL Dom na Pomnikowej oraz w „Słoneczku”.
Rozwoziłem mleko przed pracą
Jaki był wtedy Racibórz? Miał rynek, po którym jeździły samochody i autobusy. Parking był pod Kolumną Maryjną. Jego przebudową zajął się dopiero prezydent Andrzej Markowiak.
Przyznam, że wtedy niewiele angażowałem się w sprawy miejskie, nie byłem aktywistą. Szkoła była potężna i było bardzo dużo pracy. Płaca nie była jednak wystarczająca na potrzeby młodej rodziny i popołudniami szukałem możliwości dorobienia. Jeszcze zanim zostałem dyrektorem np. rano rozwoziłem mleko. Później pracowałem jako instruktor piłki siatkowej w MOS-ie, w Mieszku. Szukałem pieniędzy. Miałem naturę społecznika, ale tę wypełniałem dla szkoły. Bo tam organizowałem mnóstwo różnych festynów, żeby zdobyć jakieś dodatkowe środki dla szkoły. Zarabialiśmy na czym tylko się dało. Chodziło się po zakładach pracy. Byłem częstym gościem u swego teścia – kierownika Zakładu Energetycznego. Pukałem do Stasia Biela w ZEW-ie, żeby coś wyciągnąć od prezesa Szpinetera. Odwiedzałem w ty celu też zakład Polleny, później Henkla, bywałem u pana Sławka Oszczędy. Ja byłem człowiekiem kontaktowym, rozumiałem się z tymi szefami i dość dużo udawało się dla szkoły zrobić w takiej współpracy.
Wąsaty naczelnik
Pamiętam, że nosiłem wtedy wąsy. Zgoliłem je dopiero, gdy pracowałem w urzędzie i już więcej nie zapuściłem.
Nawet zaczynając pracę w roli naczelnika nie myślałem, że zwiążę się z magistratem na dłużej, na poważnie, a co dopiero, że zostanę prezydentem. Znałem Andrzeja Markowiaka jako sąsiada z osiedla. Nasze dzieci chodziły do jednej klasy. Bliżej poznałem Markowiaka w pierwszych wolnych wyborach w Polsce. Ja byłem wtedy przewodniczącym komisji wyborczej w SP15, a on kimś w roli męża zaufania.
Wielu moich podwładnych z SP15 pracowało później ze mną w samorządzie. Marek Kurpis, Mariusz Kaleta czy Daniel Siedlok to ta „moja armia”. Tam zawiązały się nasze długoletnie przyjaźnie. Ta szkoła była istną kuźnią kadr dla raciborskiej oświaty na długie lata. Moim zastępcą był do końca pracy w szkole śp. Norbert Mika. Wcześniej tę funkcję pełnili: Wiesia Marchwiak, Marysia Krajewska, Marysia Pacelt, Łucją Rochowska, Anna Dębska.
W wybory Nowiny rozchwytywano
Wracając do tych wspomnień z gazetą, to wiem, że zaczytywałem się w polemikach między Andrzejem Markowiakiem, a Janem Kuligą czy Markiem Rapnickim. Okres wyborów 1994 był burzliwy. W okresach przedwyborczych Nowiny były dosłownie rozchwytywane. To było główne żródło informacji o mieście. Kupowało się Wyborczą i Nowiny.
Byłem dyrektorem szkoły SP15, od 1989 lub 1990 roku. Tego momentu, że wyszły Nowiny nie pamiętam. Wiem tylko, że je czytałem kiedy zbliżały się wybory samorządowe, wtedy było kilka gazet, pamiętam na pewno pracę znajomej – Kryśki Obarymskiej, a to była chyba „Gazeta Raciborska”. Znałem wtedy pana Bolka Wołka, jeśli dobrze kojarzę, to jego syn chodził wówczas do piętnastki.
(ma.w)
- 30 lat Nowin 10 wiadomości, 23 komentarze w dyskusji, 9 zdjęć
Ludzie:
Mirosław Lenk
Przewodniczący Rady Miasta Racibórz, były prezydent.
Komentarze
5 komentarzy
WEKIS to był najpotężniejszy z wydziałów urzędu, wcale nie jest teraz najmniejszy, bo chyba z 80 mln zł idzie na szkoły i przedszkola, to największy wydatek budżetu miasta. Kto twierdzi że to był i jest jeden z najmniejszych wydziałów myli się fundamentalnie.
Komentarz został usunięty z powodu naruszenia regulaminu
Wydział do reorganizacji zajmował sie edukacją, kulturą, sportem i sprawami społecznymi. W swojej strukturze miał też miejskiego konserwatora zabytków. Z pewnością nie był największą komórką organizacyjną UM, jednak jedną z najwiekszych. Obracał tez niemal połową budżetu miasta.
Wydział edukacji był i jest jednym z najmniejszych wydziałów w UM. Takie oto sprostowanie.
Mirosławie dlaczego nie zostałeś w szkole? Miasto by na tym zyskało.