Pierwszy krzyk i wielka radość [30 lat Nowin]
Pracownice oddziału neonatologicznego mówią, że to najbardziej optymistyczne miejsce w całym szpitalu, bo niesie nadzieję i radość nawet podczas pandemii. Żaden maluszek, który przyszedł na świat w raciborskim szpitalu z mamy chorej na covid nie był zarażony, a mieszkanka Ochab, która została pierwszą mamą w naszym szpitalu jednoimiennym, wraca po dwóch latach, by urodzić tu swoje drugie dziecko.
Tatuś w okienku
Dokładnie trzydzieści lat temu na łamach „Nowin Raciborskich” ukazał się reportaż z oddziału noworodków raciborskiego szpitala, który wtedy znajdował się w budynku przy ulicy Bema. Pisaliśmy o tym, że w roku 1991 przyszło na świat 1500 noworodków, czyli o tysiąc mniej niż w roku poprzednim, a oddział właśnie wzbogacił się o specjalistyczny inkubator. W tak zwanym „tramwaju”, czyli największej sali, leżało wtedy sześć kobiet, a dwie z nich czekały jeszcze na rozwiązanie. 21-letnia Elżbieta pozowała nam do zdjęć ze swoją córeczką Anią, która przyszła na świat 28 stycznia 1992 roku o 13.20. Tato dziewczynki nie mógł uczestniczyć w porodzie, bo nie było wtedy takich możliwości, ale o córce dowiedział się 15 minut po jej narodzinach przez telefon.
– W starym szpitalu dzieci pokazywało się ojcom przez okienko w korytarzu, które zasłaniała firanka. Zresztą mamy też nie mogły się cieszyć swoimi pociechami jak teraz. Dostawały je tylko co cztery godziny do karmienia – tłumaczy pielęgniarka dyplomowana Agata Szydłowska, specjalistka pielęgniarstwa neonatologicznego. Dzieci przynoszono zawinięte w beciki związane tasiemkami, na których przyczepiało się blaszkę z numerem łóżka mamy, a dodatkowo na plasterku jej imię i nazwisko. Ponieważ nie było wtedy tak rozwiniętych badań prenatalnych, rodziło się dużo wcześniaków, które nie były odsyłane, tak jak teraz, do ośrodków o wyższej referencyjności, tylko pozostawały na oddziale tak długo, aż przybrały na wadze i ich stan był zadawalający.
W szpitalu przy Bema była też tzw. kuchnia mleczna. – To nie był bank mleka pozyskiwanego od matek, tylko mieszcząca się w piwnicach szpitala kuchnia, w której przygotowywano mleko modyfikowane. Pracujące w niej panie robiły różne odżywki i mieszanki dla dzieci z oddziału pediatrycznego i noworodków, które wlewały do szklanych butelek. Każda butelka miała smoczek, w którym trzeba było zrobić dziurkę i myśmy te smoczki przebijały igłą rozgrzewaną nad piecem gazowym. Oczywiście butelki za każdym razem przynosiłyśmy i zanosiłyśmy do piwnicy. To były fajne czasy – wspomina pani Agata.
Starsza pielęgniarka Izabela Mulowska pamięta, że w latach 90. dzieci na oddziale noworodków miały jedynie tetrowe pieluchy i bawełniane kaftaniki. – Te pieluchy trzeba było przynosić w workach z pralni, która znajdowała się na pierwszym piętrze w drugim budynku. Biegłyśmy w klapkach po śniegu i zarzucałyśmy sobie te worki na plecy. Jak pieluch zaczynało brakować, to same prałyśmy je ręcznie w wanienkach i suszyłyśmy – opowiada pani Izabela i pokazuje nam wagę dla noworodków, na której ważyły dzieci w latach 90. Dziś to już eksponat zabytkowy, ale panie wciąż spoglądają na niego z sentymentem. Mimo trudnych warunków lokalowych, do pracy w szpitalu przy Bema przychodziło się zawsze z chęcią, bo panowała tam wspaniała atmosfera.
Wszystkie maluszki rodzą się zdrowe
Najbardziej odczuwalną zmianą dla matek jest dziś to, że mogą one przebywać na oddziale razem z dziećmi. Wyjątek stanowią mamy chore na covid. – Do tej pory wszystkie mamy zakażone wirusem SARS-CoV-2, rodziły w naszym szpitalu dzieci zdrowe. Panie musiały pozostawać na oddziale covidowym, a noworodki trafiały na oddział noworodków. WHO wprawdzie pozwala, by zakażone mamy mogły być ze swoimi dziećmi, ale w naszym szpitalu nie ma takich możliwości technicznych, bo to wymagałoby przygotowania izolatek, czy dodatkowych śluz. Mama może karmić swoje dziecko piersią, bo jej mleko jest bezpieczne, ale musi zachowywać reżim sanitarny, czyli za każdym razem myć ręce, piersi, mieć na sobie maseczkę i zdawać sobie sprawę z tego, że każdy jej kontakt z dzieckiem to ryzyko zakażenia go. Dla bezpieczeństwa proponujemy mamom, które chcą karmić piersią, by odciągały swój pokarm. Bierzemy go potem na oddział i podajemy dziecku – mówi kierownik pododdziału noworodków Urszula Polok, lekarz pediatra, specjalista neonatolog.
Z powodu pandemii, mężowie, którzy towarzyszą swoim żonom w porodach naturalnych, a po zabiegu cesarskiego cięcia mogą kangurować dziecko, muszą się teraz stosować do ograniczeń w odwiedzinach.
Tuż po porodzie na oddziale wykonuje się zabieg Credego, który polega na zakropleniu oczu dziecka roztworem azotanu srebra, który usuwa z jego powierzchni groźne bakterie. Ma on zapobiec rzeżączkowemu zapaleniu spojówek, które było częstą przyczyną ślepoty u dzieci. Do standardów opieki okołoporodowej należy również domięśniowe podanie witaminy K w celu zapobiegania krwawieniom spowodowanym jej niedoborem (choroba krwotoczna noworodków). – Wymagany pobyt noworodka na naszym oddziale to dwie doby. Po tym okresie, jeśli jego stan zdrowia nie budzi naszych wątpliwości, może być już wypisany do domu. Noworodek ma robione usg stawów biodrowych, przesiewowe badanie słuchu, pobieramy mu krew na badania przesiewowe, mające na celu wykrycie rzadkich wrodzonych chorób metabolicznych, a w tym roku włączono do nich badania przesiewowe w kierunku SMA, czyli rdzeniowego zaniku mięśni. Wykonujemy też test pulsoksymetryczny, który pomaga w potwierdzeniu lub wykluczeniu wrodzonych wad serca. Jeśli jest taka potrzeba, zdarzają się też konsultacje neurologiczne z doktorem Jackiem Micułą, który jest neurologiem dziecięcym. Przed wypisem ze szpitala dziecko powinno być zaszczepione przeciwko gruźlicy i przeciwko żółtaczce zakaźnej typu B. Niestety, zdarzają się takie sytuacje, że rodzice nie zgadzają się na zaszczepienie dziecka lub chcą to wykonać w późniejszym terminie. Wysyłamy wtedy taką informację do lokalnego Sanepidu i pustą kartę szczepień do poradni dziecięcej, którą deklarują rodzice. To wszystko co możemy zrobić poza tłumaczeniem i zachęcaniem do korzystania ze szczepień. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli ktoś jest antyszczepionkowcem, to żadne argumenty do niego nie trafiają – tłumaczy doktor Urszula Polok.
Jeśli dziecko wymaga intensywnej terapii lub specjalistycznej diagnostyki, przekazywane jest do ośrodków o wyższym stopniu referencyjności, najczęściej do Zabrza lub Katowic, w zależności od tego, gdzie jest wolne miejsce. Pacjentki pozostające na raciborskim oddziale noworodków ze swoimi dziećmi, uzyskują od pielęgniarek podstawowe informacje dotyczące ich pielęgnacji, pielęgnacji pępka, podawania witaminy D3, karmienia piersią, czy kontroli stawów biodrowych. Po wypisie ze szpitala opiekę nad mamą i jej maluszkiem przejmuje pielęgniarka środowiskowa i pediatra.
W ubiegłym roku w raciborskim szpitalu urodziło się 580 noworodków, w tym sześć par bliźniaków, a w styczniu tego roku – 48. Pierwsza w 2022 roku zaledwie pół godziny po północy, przyszła na świat dziewczynka. Najgorszy wynik oddział zanotował po przekształceniu szpitala w jednoimienny. W 2020 roku urodziło się tylko 300 dzieci.
Pierwszą mamą, której dziecko przyszło na świat w szpitalu jednoimiennym była Parycja Kałuża z Ochab. 28 kwietnia o 14.15 pojawił się na świecie jej syn Karol, który ważył 3520 gramów i mierzył 56 centymetrów. Karolek, u którego po trzech testach nie stwierdzono koronawirusa, 14 maja wrócił z tatą do domu. – Dokładnie w dniu urodzin męża, 28 maja wypisano mnie ze szpitala. Spędziłam w nim miesiąc i to był dla mnie bardzo trudny okres, ale zarówno ja, jak i mój synek, zostaliśmy otoczeni taką wspaniałą opieką, że postanowiłam urodzić kolejne dziecko właśnie w tej placówce. Na 7 lutego mam wyznaczony zabieg cesarskiego cięcia i tym razem będzie to córeczka, której damy na imię Magdalena – podsumowuje pani Patrycja i dodaje, że choć naszego miasta właściwie nie zna, to do szpitala po prostu czuje sentyment.
Katarzyna Gruchot
- 30 lat Nowin 10 wiadomości, 23 komentarze w dyskusji, 9 zdjęć
Komentarze
1 komentarz
Na moje nieszczęście miałam przyjemność rodzic w Raciborskim szpitalu w 2022roku czytając artykuł, że pielęgniarki/położne są pomocne ogarnia mnie śmiech... Panie które przychodzą za karę do pracy... Poproszone o pomoc przewracają oczami na oddziale położniczym bardziej można liczyć na Panie salowe niż na położne. Jedyna rzecz, która wyniosłam to trauma zniechęcenie do powiększenia jeszcze rodziny w przyszłości. Nie pozdrawiam i nie polecam!