Wtorek, 5 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Sławomira, Zachariasza

RSS

Migawka z życia przytuliska

01.01.2022 13:00 | 0 komentarzy | (q)

Z nieba leci drobny deszcz, gdy wysiadam z autobusu. Ulica Marklowicka jest długa, ale ja pokonuję tylko krótki jej odcinek. Skręcam w lewo. Dalsza droga do przytuliska wiedzie prosto, lekko pod górę. Już podczas marszu w pewnym momencie słychać w oddali szczekanie psów. Jestem prawie u celu, kiedy mijam Służby Komunalne Miasta. Przechodzę koło budki, wtedy strażniczka zatrzymuje mnie i prosi o wpisanie się do zeszytu. Wykonuję polecenie. Teraz od celu dzieli mnie już około sto metrów. W połowie drogi mijam kobietę w czerwonej czapeczce. Prowadzi na smyczy dwa psy. Mówię jej „Dzień dobry” i w końcu staję u celu swojej wędrówki.

Migawka z życia przytuliska
Decyzja o adoptowaniu zwierzęcia powinna być podjęta nie pod wpływem samych emocji, ale przede wszystkim z rozsądkiem
Wiesz coś więcej na ten temat? Napisz do nas

Moim oczom ukazują się szare budynki i klatki z psami. W momencie, gdy staję przy furtce, psy szczekają głośniej, ich głosy praktycznie uniemożliwiają rozmowę. Co jakiś czas jednak wszystkie milkną, wtedy zapada cisza. Przytulisko podlega pod Służby Komunalne Miasta, jednak właściwą pracę przy zwierzętach wykonują wolontariusze, a więc osoby, które pracują dobrowolnie, bez wynagrodzenia, czyli po prostu za darmo. Przytulisko jest małe, zwierzęta żyją w godnych warunkach. Każdy pies ma własną klatkę, coś w rodzaju zadaszonej budy, gdzie przynajmniej nie jest atakowany przez inne zwierzę. Oprócz tego, w jego „domku” znajdują się dwie miski — jedna z wodą, druga z suchą karmą, później pies dostaje również mokrą karmę.

Widziałam już większe schroniska. Jedno z nich zapadło mi w pamięć wyjątkowo. Psy znajdują się w jednej wielkiej klatce, która jest jakby przedłużeniem budynku. Jego częścią. W razie deszczu mogą schronić się w tym pomieszczeniu. Jest ich bardzo dużo. Takich klatek jest kilka. W każdej z nich znajduje się może dwadzieścia albo trzydzieści psów. Trudno je zliczyć, gdyż przemieszczają się bardzo szybko, szczekają, niektóre szczerzą kły, inne łaszą się w nadziei na wyjście z tego hałaśliwego świata. Są w ciągłym niebezpieczeństwie, zagraża im własny gatunek, niektóre, te słabsze, są odsuwane od pożywienia, dlatego wyglądają jak szkielety. W walce o przetrwanie wygrywa zawsze silniejszy.

Przytulisko nie jest to miejsce wesołe, ani zabawne. Psy zamknięte są w osobnych, zadaszonych i zakratowanych przegrodach z różnych powodów. Przede wszystkim dla bezpieczeństwa. Nie każde zwierzę akceptuje swojego sąsiada zza ściany. Takie spotkanie mogłoby zakończyć się walką, a co za tym idzie pogryzieniem. Nie tylko ludzie mają swoich wrogów. Niektóre psy są lękliwe. Przyczyną tego lęku są zwykle złe doświadczenia z ludźmi: bicie, okaleczanie, głodzenie, przywiązywanie, zamykanie w małych pomieszczeniach i zostawianie psa samego na długie godziny. To tylko niektóre z możliwych cierpień, jakich doświadczają ze strony ludzi zwierzęta.

W przytulisku zwierzęta są zadbane, najedzone. Te, które przychodzą wychudzone, w niedługim czasie nabierają kształtów. Psy wyłapują służby miejskie. Procedura wygląda następująco. Straż, widząc bezpańskiego psa, chwyta go i przywozi do przytuliska. Tam przez dwa tygodnie zwierzę pozostaje na kwarantannie. Czeka na zgłoszenie się ewentualnego obecnego właściciela. Niektóre psy mają w sobie żyłkę podróżnika outsidera. Same wybierają się w podróż bez właściciela, by zwiedzić świat i odkryć nowe fascynujące zapachy. Bywa więc, że pies ucieknie i tak oto znajdzie się w schronisku. Nowe zwierzę zostaje też sfotografowane, a jego zdjęcie umieszczone na stronie przytuliska (fb.com/wodzislawskiepsyikoty), by poszukujący zaginionego psa czy kota, mogli go znaleźć. Ewentualni właściciele mogą po niego przyjechać i go odebrać, jednak muszą zapłacić przy odbiorze za „zgubienie” psa. Jeśli nikt się nie zgłosi, zakłada się, że zwierzę do nikogo nie należy albo nikt go nie chce — ktoś specjalnie się go pozbył. Wtedy przechodzi pod opiekę przytuliska i wolontariuszy. Od tego momentu czeka na swojego przyszłego właściciela. Odwiedza weterynarza, który bada stan jego zdrowia. Zostaje zaszczepiony i otrzymuje lekarstwa, jeśli są mu potrzebne.

Wolontariuszy jest tyle, że przytulisko jest w stanie funkcjonować, jednak wciąż za mało. Podczas spaceru pytam jedną z wolontariuszek o to, jak długo wykonuje darmową pracę na rzecz schroniska. Odpowiada, że półtora roku. Niektóre osoby pracują tu już kilka lat, ktoś nawet i dziesięć. Najdłużej pracuje tu opiekun Rafał, który odpowiada praktycznie za wszystko.

Tego dnia spotykam dwie wolontariuszki. Jedna z nich jest wygadana, druga cichsza, ale obydwie są bardzo sympatyczne i kochają zwierzęta. Jedna z nich przyszła do przytuliska głównie dla psów, ale z czasem pokochała całym sercem koty. Mam okazję towarzyszyć jej podczas spaceru, który jest nieodłącznym elementem codziennego rytmu dnia. Każdy pies wychodzi na spacer z wolontariuszem po to, by mógł się wybiegać, opuścić teren przytuliska, pochodzić, powąchać trawę i „złapać” wszystkie ciekawe zapachy. Zwierzę, które jest zamknięte w jednym miejscu i z niego nie wychodzi, staje się zestresowane. Sytuacja taka jest dla niego niekorzystna, tak jak dla człowieka. Sprzyja to także agresji.

— Słyszałam, a właściwie przeczytałam na stronie jednego ze schronisk, że czarne psy najrzadziej znajdują u nich dom. Ludzie po prostu ich nie chcą. Czy to prawda? — pytam jedną wolontariuszkę.

— Czy ja wiem? Dla mnie to nie ma znaczenia. Najbardziej liczy się samo zwierzę, nie jego wygląd czy barwa.

Około dziesiątej do przytuliska przychodzi pani, która chce przygarnąć kotka. Wcześniej zapowiada swoje przybycie telefonicznie. Wchodzi do pomieszczenia z kotami i zostaje tam obejrzeć je wszystkie. Po jej odejściu pytam jak poszło i czy wybrała jakiegoś kota.

— Niektórym ludziom przychodzącym do przytuliska kolor robi różnicę. Przed chwilą była pani. Chciała kotka. Pokazałam jej jednego przytulaka. Odpowiedziała, że chce kota, tylko nie taki kolor — słucham i patrzę na nią ze zdziwieniem. Niektórzy chyba dalej wierzą, że czarny kot przynosi pecha i tym podobne zabobony. Albo inaczej. Wybierają zwierzę trochę jak ubranie, według koloru. Z tym że jest pewna różnica. Ubranie to przedmiot martwy, a zwierzę to nie przedmiot. Jest przecież żywe.

Rozmawiam też z mężczyzną, który jest wolontariuszem w przytulisku.

— Niektórzy przychodzą albo dzwonią i pytają, czy można zostawić zwierzę, bo chcą wyjechać na wakacje. Przytulisko to nie jest hotel dla psów. Nie ma w nim miejsca na przechowywanie zwierząt. Są tylko te, które nie mają domu z jakiegoś powodu — mówi. Zadaję pytanie, które zwierzę najdłużej jest w przytulisku, a które najkrócej.

— Różnie. Niektóre po kilku dniach są w domu. Zwykle przychodzi wtedy właściciel, któremu zwierzę w jakiś sposób uciekło. Zdarza się po kilku tygodniach, że pies znajduje nowy dom. Niektóre są tu lata — odpowiada. Dochodzę do wniosku, że moje pytanie właściwie nie ma znaczenia, gdyż — jak stwierdza mężczyzna — każdy dzień tutaj jest dla nich o jeden za długo. Powinny być adoptowane i w prawdziwym domu.

Najbardziej pożądaną cechą przyszłego lub obecnego posiadacza psa czy kota jest odpowiedzialność. Decyzja o adoptowaniu zwierzęcia powinna być podjęta nie pod wpływem samych emocji, ale przede wszystkim z rozsądkiem. Bezpłatna adopcja nie jest tylko czystą formalnością. Wolontariusze muszą upewnić się, że miejsce, które stanie się domem dla zwierzaka, jest dla niego odpowiednie. Każdy pies ma swój charakter, osobowość. Każdy ma pewne cechy charakteru. Nie dla każdego człowieka przeznaczony jest dany pies. Przykładowo pies rasy Fox Terrier nie pasuje do osoby, która prowadzi siedzący tryb życia. Pies wesoły, skoczny, pełen energii, potrzebuje kogoś, kto zaspokoi jego potrzebę ruchu. Będzie zabierał go na długie spacery, bawił się z nim. Nie tylko siedział. Chyba że dana osoba zmieni swoje nawyki.

Ważną rolę pełnią społeczni przyjaciele zwierząt. Osoby te dokarmiają bezdomne zwierzęta w pobliżu swojego miejsca zamieszkania, by nie umarły z głodu. Niektóre osoby pomagają przytulisku, zapewniając domy tymczasowe dla zwierząt. Ważne są też osoby, które przekazują na rzecz zwierząt dary w postaci suchej i mokrej karmy czy koców. Sami wolontariusze organizują zbiórki żywności. Co roku sprzedawane są kalendarze z podobiznami podopiecznych przytuliska, a dochód z ich sprzedaży przeznaczony jest oczywiście na przytulisko.

Zachęcam do wsparcia przytuliska i przekazania 1% podatku lub darowizny

Stowarzyszenie Na Rzecz Zwierząt — Koty Psy i My
ul. Marklowicka 21
44-300 Wodzisław Śląski
KRS: 0000505411
ING Bank Śląski 33 1050 1403 1000 0090 3035 5474

Warto też obserwować akcje organizowane przez przytulisko i brać w nich udział.

Strona do polubienia: fb.com/wodzislawskiepsyikoty

Autor tekstu i zdjęć Sara Rudzka