Na granicy polsko-czeskiej stoi pomnik bezczelności, która... nie zna granic
5 listopada granica w Skrbeńsku i Piotrowicach została całkowicie zamknięta dla pojazdów. Przed dwoma słupkami postawionymi przez Czechów, stanęły dodatkowe trzy słupki postawione na zlecenie starosty wodzisławskiego. Bo próbujących tędy przejeżdżać ciężarówek mieli dość okoliczni mieszkańcy. I od tego czasu granicę przekraczać mogą w tym miejscu jedynie piesi i rowerzyści. Ale kierowcy aut i tak próbują się przedzierać. Dlatego ustawiono jeszcze betonową barierę.
Powstała w ten sposób zapora jest tytułowym pomnikiem bezczelności. Bezczelności tych kierowców, którzy za nic mają zakazy i prywatną własność. Po kolei jednak. Przejście graniczne Skrbeńsko/Petrovice u Karvine najpierw było przejściem małego ruchu granicznego. W teorii służyło do przekraczania granicy głównie przez okolicznych mieszkańców. Później, na krótko, zrobiono z niego przejście turystyczne dla pieszych, rowerzystów i narciarzy, a po wejściu do strefy Schengen zostało zlikwidowane. Od 21 grudnia 2007 r. teoretycznie w tym miejscu granicę przekraczać mógł każdy. Praktycznie jednak dawne przejście znajduje się wśród gęstej zabudowy mieszkaniowej. Na granicy łączą się lokalne drogi, po których dopuszczony jest jedynie ruchu samochodów osobowych. Problemy mieszkańców zaczęły się kiedy w tym miejscu granicę zaczęły przekraczać samochody ciężarowe, kierowane tu przez powszechnie dostępną obecnie nawigację. Lokalne drogi nie były i nie są przygotowane na ruch wielotonowych zestawów. Już nawet nie chodzi o nośność drogi, a o jej szerokość, bo wije się wśród gęstej zabudowy. Toteż jakiś czas temu Czesi zabezpieczyli swoją stronę, ustawiając na granicy dwa słupki, które fizycznie ograniczyły możliwość przejazdu pojazdów o szerokości większej niż 2 metry. W ślad za tym polskie służby drogowe postawiły na skrzyżowaniu ul. Piotrowickiej (droga dojazdowa do granicy) i ul. Poprzecznej (dojazdowa do Piotrowickiej) znak zakazu wjazdu dla pojazdów szerszych niż 2 metry. Nic to jednak nie dało. Kierowcy ciężarówek i większych aut dostawczych nie zważali bowiem na znak, podobnie jak wcześniej nie zważali na zakaz wjazdu pojazdów ciężarowych. Kierowani wskazaniami nawigacji i tak wjeżdżali na ostatni odcinek Piotrowickiej, na którego końcu czekała ich niemiła niespodzianka, w postaci fizycznej bariery uniemożliwiającej dalszą jazdę.
Wpatrzeni w nawigację ignorują znaki
I tu zaczynał się dramat mieszkańców Piotrowickiej. Chcący wyrwać się z pułapki, w którą sami wjechali, kierowcy ciężarówek próbowali cofać, co na wąskiej drodze było naturalnie mocno utrudnione. Często więc wjeżdżali na prywatne posesje, próbujące tam nawracać. I przy okazji dokonując zniszczeń.
Dlatego mieszkańcy zażądali od władz stanowczej reakcji. Ostatecznie starosta wodzisławski, który zatwierdza organizację ruchu na lokalnych drogach, po uzyskaniu pozytywnych opinii od Gminy Godów (na której terenie znajduje się przejście) i Policji zdecydował o zamknięciu granicy dla ruchu samochodowego. Również dla osobówek. Dlaczego również dla osobówek? Chodziło bowiem o to, by całkowicie zlikwidować ruch samochodowy na granicy, tak by przestał on być uwzględniany automatycznie przez nawigację. Miało to spowodować, że ta przestanie kierowcom wskazywać trasę przez Skrbeńsko i Piotrowice. Dlatego na granicy, przed czeskimi dwoma słupkami, ustawione zostały trzy polskie słupki, które już nie tylko ograniczają, ale uniemożliwiają przejazd samochodów. A na drogach dojazdowych do granicy, również na ul. 1 Maja, pojawiło się nowe oznakowanie, informujące o tym, że granica w Skrbeńsku jest zamknięta.
Trasy raz nie ma, raz jest
- Sytuacja uległa poprawie, ale problem nadal istnieje - mówi nam pan Jan, mieszkaniec ul. Piotrowickiej. I tłumaczy, w czym problem: - Na początku rzeczywiście trasa przez Skrbeńsko zniknęła z nawigacji Google'a, ale po pewnym czasie znów się pojawiła. Wtedy napisałem do Google'a wiadomość w tej sprawie. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, poza automatyczną, że sprawa zostanie rozpatrzona. I po jakimś czasie znów trasa została usunięta. Ale obecnie znów jest proponowana kierowcom - pokazuje pan Jan ekran swojego smartfona. Co gorsza, kierowcy, którzy mimo znaków zakazu dojeżdżają do granicy, zachowują się często nieelegancko, bezczelnie, a bywa, że wręcz agresywnie.
- Sam byłem świadkiem tego jak jeden z kierowców wjeżdżając z ul. Poprzecznej na Piotrowicką przystanął, wysiadł z kabiny tira i odsunął barierkę ze znakiem zakazu, która mu zagradzała wjazd na Piotrowicką - opowiada pan Jan. Formalnie po końcowym fragmencie ul. Piotrowickiej samochodami mogą poruszać się bowiem jedynie mieszkańcy tej ulicy, dlatego na wjeździe na ulicę, oprócz znaków zakazu, postawiono też tymczasową barierkę ograniczającą wjazd dużym pojazdom.
Inny kierowca wyłamał środkowy ze słupków ustawionych przez Powiatowy Zarząd Dróg na granicy. - Normalnie wjechał w ten słupek osobówką i go wyrwał. Uszkodził pewnie zderzak, ale pojechał dalej - mówi nam mieszkanka Piotrowickiej. Słupek został naprawiony, ale ponownie ktoś go złamał. Dlatego między słupkami czeskimi a polskimi ustawiona została betonowa zapora. Granica wygląda teraz niczym checkpoint (punkt kontrolny) w strefie działań wojennych. Mimo to prób przejazdu nie brakuje. - Jakiś czas temu wjechał tu turecki tir. Jego kierowca stwierdził, że nie potrafi wycofać kilkaset metrów do miejsca, w którym będzie mógł nawrócić, więc postanowił nawrócić na podwórku mojej mamy. Czterech ludzi mu tego zabraniało, a on swoje. O mało nie doszło do rękoczynów - słyszymy od mieszkanki Skrbeńska.
Naruszają prywatną własność
Ale problemy stwarzają nie tylko kierowcy ciężarówek. Również kierowcy aut osobowych mają zachowywać się co najmniej bezczelnie. Omijają zaporę, przejeżdżając po prywatnych działkach i łąkach. - Kiedy jest grząsko, niektórzy nie potrafią przejechać przez taką łąkę. Trzeba ich wyciągać. Jeden nasz gospodarz kilkakrotnie przyjeżdżał traktorem, by ratować ich z opresji, ale w końcu przestał, no bo ileż można - opowiada pan Jan. Kierowcy naruszają też własność prywatną jednego z Czechów. - Chłop wiesza tam taśmy, prosi, by nie wjeżdżać na jego teren, ale kierowcy nic sobie z tego nie robią. Wkurza się, a ci dalej jeżdżą - mówi pan Jan.
A wszystko to w sytuacji, kiedy niespełna 4 km dalej możliwy jest przejazd osobówek przez granicę w Gołkowicach. Kierowcy ciężarówek mogą zaś korzystać z przejazdu przez granicę na autostradzie A1 w Gorzyczkach (oddalona od Skrbeńska o kilkanaście km) lub w Chałupkach na DK 78. Trudno to zrozumieć.
O sprawę zapytaliśmy wodzisławską Policję. Tam usłyszeliśmy, że od zmiany organizacji ruchu, nie było próśb o interwencję w tym rejonie. - Na bieżąco jednak podejmujemy tam i podejmować będziemy działania kontrolne - mówi st. asp. Małgorzata Koniarska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu Śl. Jak dodaje, mieszkańcy w każdej chwili mogą informować o przypadkach łamania przepisów w tym miejscu i Policja na takie sygnały na pewno będzie reagować, stosując wobec sprawców dostępne możliwości prawne.
Komentarze
5 komentarzy
Brawo brawo
Niech inne miasta biorą przykład z Pszowa prawda ?
Ciekawe kiedy będzie wielka feta z okazji zamknięcia granicy Gminy Godów i Petrovic? Jakie kacyki tam mieszkają że udało się im zamknąć przejście graniczne i złamać umowy międzynarodowe?
Wychodzi na to jak ci się nie podoba że drogą jadą samochody to trzeba drogę zamknąć. Co na to Pan Wojewoda?
Jet to przeprowadz się bliżej granicy i poczujesz to co Tamci mieszkańcy bo nie raz widziałam jak tiry zawracały na prywatnym terenie.
Jestem mieszkańcem Skrbenska i pierwszy raz słyszę o uciążliwości związanym z ruchem samochodów ciężarowych. Sprawa ma drugie dno i jest związana z swobodą poruszania dla zwyklego zjadacza chleba. Jaki zawodowy kierowca 40 tonowym zestawem wjeżdża na drogę prawie gruntową o szerokości 3m. Autentyczność tego zdjęcia pozostawia wiele do życzenia.
Covid to pikuś w porównaniu z brakiem rozumu w Wodzisławskim Starostwie.