Gdy jeździmy, dzieje się sporo. Nawet zwierzyna wychodzi z lasu - rozmowa z Kabaretem Smile [ZDJĘCIA]
Ile 'kosztowała' ich zwykła kawa i dlaczego musieli po niej rozebrać połowę busa? Kto wywabia zwierzynę z lasu, gdy wsiada za kółko? Dlaczego na ich występ przyjechała straż pożarna? O tym i wielu innych 'smaczkach' z trasy opowiedzieli Michał Kincel, Andrzej Mierzejewski oraz Paweł Szwajgier z Kabaretu Smile.
Kabaret Smile wystąpił w Wodzisławskim Centrum Kultury dwukrotnie, 11 czerwca. Nie zabrakło małżeńskich perypetii Merlina i Bożenki, były też próby zrobienia racuszków przy trójce dzieci oraz próba załatwienia sprawy w ZUS-ie on-line. Publiczność niemalże nie przestawała się śmiać. Występ zwieńczyła zasłużona owacja na stojąco.
Zanim jednak usiedliśmy na widowni, odbyliśmy z chłopakami krótką pogawędkę, podczas której zdradzili nam kilka historii z zakulisowego życia. Co porabiali podczas przymusowej pandemicznej przerwy?
Andrzej Mierzejewski: - Żyłem pełną piersią, oczywiście na tyle na ile to było możliwe, bo było sporo obostrzeń. Skupiłem się na rodzinie. Niedawno urodziło mi się dziecko, więc miałem co robić.
Paweł Szwajgier: - Ja również poświęciłem czas rodzinie i zająłem się też pracami ogrodowymi. W zasadzie zastanawiam się, gdzie pójść dalej - czy kabaret, czy jednak zostać w tym ogrodzie.
Michał Kincel: - Ja z kolei rozpocząłem remont wszystkich pomieszczeń w domu i... dalej nie skończyłem. Wracając z trasy będzie mnie czekał ciąg dalszy remontu i malowania. Przez pierwsze dwa miesiące było fajnie, ale potem już nie bardzo. Kto przeżył remont, ten wie jak to jest. Dla mnie wyjazd w trasę stał się urlopem od remontu.
Kabaret dużo podróżuje, a jak podróż - to przygody. Co ciekawego zdarza się na trasie Kabaretu Smile?
AM: - Zwierzyna. Najczęściej zwierzyna. Łosie, jelenie, dziki...
PS: - To już się stało tradycją. Gdy Andrzej wsiada za kierownicę, budzą się wszystkie zwierzęta w lesie. Kiedyś po przejechaniu przez niego zaledwie kilometra łoś wbiegł na stację benzynową.
AM: - One tak mają. Mówią do siebie 'Andrzej wsiadł, wyłazimy!'. Wczoraj (przed przyjazdem do Wodzisławia) też tak było.
MK: - Ja z kolei pamiętam, jak na jednym z moich pierwszych wyjazdów w trasę zdarzył się facet, który na dwupasmowej drodze szybkiego ruchu jechał pod prąd.
AM: - Taaaak. Nagle zaczęliśmy się zastanawiać... czy to my popełniamy błąd? Czy to my źle jedziemy?
Podróżując trzeba coś jeść. Czy próbujecie lokalnych potraw? Jakie było najbardziej 'odjechane' danie jakie jedliście?
AM: - Myślę, że chyba McDonald, co nie?
MK: - Mizeria na słodko.
PS: - Pamiętam, jak byliśmy na występach w Wielkiej Brytanii. Michał zamówił sobie zupę koreańską. Zjadł łyżkę tej zupy i jak na kreskówkach - dym mu zaczął iść uszami. Jako, że lubię ostre rzeczy mówię - daj spróbować. Ostra nie była wcale. Michał musiał po prostu złapać tą jedną papryczkę, która w niej była.
A jak podróżujecie? Jeden kierowca, dwóch? Czy wszyscy kierują?
PS: - Zazwyczaj jeździ nasz akustyk, Kuba, ale gdy zdarzają się sytuacje, że jedzie już za długo, albo jest już ciemna noc, to się zmieniamy.
MK: - To wsiada Andrzej i wszystkie zwierzęta z lasu wychodzą i koło się zamyka.
AM: - I jest lokalne jedzenie.
MK: Z tym busem to też mamy przygodę. Raz jechaliśmy i padło pytanie, czy zjeżdżamy na stację na kawę czy robimy w busie (bo mamy tam ekspres). Wszyscy - dawaj, spróbujemy zrobić w busie. Co będziemy przepłacać na stacji... Odpaliliśmy ekspres i wywaliło korek, który kosztował 300 zł, a żeby go wymienić, trzeba było pół busa rozebrać.
PS: - I tak 'zaoszczędziliśmy' na kawie...