Jak wygląda praca kapelana w rybnickim szpitalu?
Rozmowa z księdzem Markiem Jarząbkiem, pełniącym posługę kapelana w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku.
Jak się zostaje kapelanem szpitalnym?
U mnie sprawa była prosta – zgłosiłem chęć podjęcia tej posługi i biskup się do niej przychylił. Zresztą już w Seminarium Duchownym mieliśmy praktyki w szpitalu. Od tego momentu wiedziałem, że chcę być blisko ludzi chorych i cierpiących. Poza tym w moim przypadku było to też powołanie osobiste, bo urodziłem się 11 lutego, czyli w święto Matki Bożej Lourdes, która jest patronką chorych. Pan Bóg miał chyba wobec mnie bardzo konkretne plany, bo w domu moich rodziców wisiał też obraz z jej podobizną. I tak trwam w kapłaństwie od 25 lat, a od 2003 roku jestem kapelanem szpitalnym w Rybniku.
Rolą kapelana jest chyba nie tylko posługa duchowa, ale czasami zwyczajna rozmowa…
Oczywiście. Najważniejsze jest towarzyszenie ludziom w trudnym momencie życia, pomoc w przezywaniu choroby i cierpieniu. W takich momentach zadajemy sobie bardzo dużo trudnych pytań. Właśnie rozmowa o której pan mówi, może pomóc w znalezieniu na nie odpowiedzi. Całkiem niedawno spowiadałem w szpitalu młodą dziewczynę, która przyszła pożegnać swoją umierającą mamę. Potem jeszcze długo modliliśmy się razem i rozmawialiśmy. Sama powiedziała potem, że bardzo jej to pomogło. Ja nie jestem lekarzem, nie zmienię przebiegu choroby, nie jestem w stanie przerwać cierpienia, które dotyka pacjentów. Nie namówię nikogo do akceptacji trudnej sytuacji w jakiej się znalazł. Mogę jednak pomóc w przerobieniu emocji, które jej towarzyszą. A w sytuacjach ostatecznych poprowadzić człowieka do Jezusa.
Opowiedział ksiądz historię z której wynika, że pomaga nie tylko chorym, ale i rodzinom. To częste przypadki?
Tak, bo przecież rodzina także cierpi kiedy zagrożone jest zdrowie czy życie bliskiej osoby. Powiem więcej – bardzo często spowiadam pracowników szpitala i pomagam im radzić sobie z problemami w ich trudnej i odpowiedzialnej pracy. Teraz w czasach pandemii na niedzielnej mszy świętej o godzinie siódmej rano są w zasadzie tylko pracownicy personelu dla których prowadzę też rekolekcje wielkopostne. A rodziny pacjentów często dzwonią do mnie i proszą, żeby na przykład podczas podawania komunii świętej szepnąć ich bliskiemu do ucha słowa wsparcia i miłości. To wspaniałe chwile bo mam poczucie, że moja posługa ma wielki sens.
Był ksiądz na oddziale COVID-owym?
Tak, po raz pierwszy w kwietniu 2020 roku. Zadano mi pytanie: „Czy chce ksiądz tam iść? Nie boi się? I przyznam szczerze, że na początku był lęk, ale to są przecież moi parafianie, ludzie potrzebujący wsparcia. Nawet kilka razy wolontaryjnie pomagałem w podawaniu posiłków chorym – pacjenci nawet nie wiedzieli, że człowiek w tym kombinezonie to ksiądz.
Teraz w czasach obostrzeń epidemicznych nie ma chyba możliwości codziennej komunii świętej w szpitalach?
I właśnie to jest to, za czym najbardziej tęsknię. Ja wiem, że wielu pacjentom jest to bardzo potrzebne. Dlatego rozmawiałem już o tym z dyrektor szpitala – chciałbym codziennie zrobić pełny obchód szpitala, a minimum to dla mnie udzielenie komunii świętej wszystkim chętnym pacjentom w sobotę i niedzielę. Z nadzieją wszyscy czekamy na poprawę sytuacji epidemicznej, by działać rozsądnie.
Rybnicki szpital jest ogromną placówką. Ile trwa obchód wszystkich sal szpitalnych?
Poranny to minimum 3,5 godziny. W niedzielę pomagają wolontaryjnie przeszkoleni szafarze, mogę liczyć również na pomoc wolontariuszy ze Wspólnoty Jezusa Miłosiernego, czy Legionu Maryi, którzy pomagają chorym dostać się do kaplicy na codzienną mszę świętą. Ta pomoc jest niezwykle cenna dla mnie zwłaszcza w niedzielę, bo tego dnia odprawiam też w kaplicy trzy msze święte, ale i pacjentów, którzy mówią wprost, że tęsknią za Komunią św, i mszą świętą. Wystarczy powiedzieć, że co roku w szpitalu rozdaje się prawie 100 tysięcy Komunii świętych.
Wygląda na to, że praca kapelana szpitalnego to zajęcie na pełny etat…
Tak, choć oczywiście jestem tez do dyspozycji parafii, uczę tez religii w szkole. Praca z dziećmi jest takim powiewem optymizmu i radości, bo w szpitalu codziennie obcuję z cierpieniem i śmiercią. Zawsze mam przy sobie telefon komórkowy. Przez całą dobę. Jeśli w środku nocy dowiem się, że komuś jest potrzebne ostatnie namaszczenie, a zdarza się, że po prostu rozmowa przyjeżdżam. Jestem po to, żeby służyć ludziom - staram się to robić z miłością i poświęceniem. I jestem w tej służbie bardzo szczęśliwy.