Marta Buczkowska o WOŚP 2021: jestem całym sercem oddana orkiestrze
Szefowa raciborskiego sztabu WOŚP, który mieści się w RCK mówi Nowinom, o tym co orkiestra traci wskutek pandemii i o tym, jak trzeba było dostosować 29. Finał do panujących obostrzeń.
Marta Buczkowska pracuje w Raciborskim Centrum Kultury, gdzie zajmuje się amatorskim ruchem artystycznym, promocją działań placówki i kontaktem z lokalnymi mediami. - Jestem tam pracownikiem niemalże do wszystkiego - uśmiecha się. Od 7 lat w styczniu wciela się w rolę koordynatorki raciborskiego finału WOŚP, której idei jest "całym sercem oddana orkiestrze".
Przyszło pani zorganizować finał, jakiego jeszcze nie było, ale chodzi nie o jego spektakularność tylko na odwrót - o minimalizm, bo trzeba pamiętać o pandemii koronawirusa, która mu towarzyszy. Jak przebiegały przygotowania?
Praca z orkiestrą zaczyna się z początkiem października. Wtedy rejestrujemy sztab i dokonywane są formalności. Mimo pandemii wiadomo było wtedy, że orkiestra nie zamilknie w tym roku. Wiedzieliśmy o tym nawet wcześniej, my ludzie związani z jej organizacją w całym kraju. Dostaliśmy zielone światło już na 10 stycznia, bo w październiku liczono, że do tego czasu wiele zmieni się na lepsze, ostatecznie datę przesunięto. Zaczęliśmy jesienią przygotowania, tak jakby 29. finał miał być typowy, a nie pandemiczny. Wszystko toczyło się swoim tempem, a my pracowaliśmy tak jak zwykle. Z upływem czasu pojawiały się jednak kolejne obostrzenia i trzeba było weryfikować pewne ustalenia.
Z rozmachem trzeba było przystopować, żeby przestrzegać przepisów pandemicznych. W jakim stopniu to przeszkodziło w organizacji?
Filarem WOŚP są od jej powstania wolontariusze i na szczęście ograniczenia nie dosięgają nas tu tak mocno. Można się gromadzić w grupie do 5 osób, zatem wolontariusze mogą kwestować, nie ma przeszkód. Większy problem to zakaz organizacji imprez towarzyszących orkiestrze. Często spotykam ze skojarzeniem, że dla przeciętnego odbiorcy WOŚP kojarzy się z jakimiś koncertami, wydarzeniami. I tego nie mogło być. Tylko ja na to skojarzenie podkreślę jeszcze raz: w WOŚP nie ma czegokolwiek ważniejszego niż wolontariusze i ich zaangażowanie.
Taki finał bez elementów scenicznych, czy pod dachem, czy też w plenerze wydaje się smutny. Dla pani chyba zwłaszcza, bo przecież kojarzy się pani z kulturą, sama jest wokalistką w zespole rockowym.
Tak, to wielki minus, że trzeba było zrezygnować z koncertu, z wydarzeń, z czegoś, co przyciąga ludzi. Orkiestra straciła przez to swój koloryt i walory wspólnego spotkania raciborzan na rynku. Szkoda, tym bardziej że po zeszłorocznej udanej edycji, mieliśmy odważne i ciekawe plany. Dostaliśmy wtedy takiego „pałera” i chcieliśmy wrócić do pomysłu z organizacją koncertów na rynku, na scenie. W 2020 roku wypaliło to bardzo fajnie. Było radośnie i osiągnęliśmy wtedy znakomity wynik zbiórki. Za namiastkę tego co było można uznać okazjonalną akcję oddawania krwi w RCKiK, gdzie ustawiliśmy puszkę.
Ten 29. finał jest zdecydowanie wirtualny, tak jak wiele aktywności w obecnym okresie. Jak raciborski sztab odnalazł się w sieci?
Przenieśliśmy dużą część naszych działań do internetu. Weszły e-skarbonki, licytacje za pośrednictwem allegro. Tu jest na pewno żal, że nie mogą odbyć się one na żywo, bo były zawsze emocjonujące, energiczne. Ale w internecie pojawiło się aż 120 naszych aukcji, a to rekordowo w historii raciborskich finałów. Rozliczenie sztabu z fundacją odbywa się w kilka dni po finale. Moją osobistą perełką jest tygodniowy wypad do Norwegii, z uwagi na osobiste sympatie do Skandynawii. Bardzo się ucieszyłam, że wśród orkiestrowych gadżetów pojawiła się wyjątkowa koszulka, którą zaprojektowała raciborska rysowniczka Julia Parzonka.
Czego pani szczególnie brakuje przy organizacji tegorocznego finału orkiestry?
Mamy 120 wolontariuszy, to mniej więcej tylu samo co przed rokiem. Przyznam, że tegoroczne forma kontaktu z nimi jest przynajmniej dla mnie trudna, niewygoda. Brakuje mi tego kontaktu tradycyjnego z „moimi” wolontariuszami. Jest stały kontakt wirtualny, ale ten internet to nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie. Myślę, że tak jak wielu mam tych ograniczeń serdecznie dosyć. Niestety na dziś to jedyne rozwiązanie. Brak charakterystycznego gwaru w holu RCK odbiera sporo z atmosfery wydarzenia. Odprawy z wolontariuszami musiały odbyć się indywidualnie w ciągu tygodnia poprzedzającego finał.
Zmiany związane z 29. finałem dotyczą również wolontariuszy, których poddano określonym wymogom. Zmieniło się im również miejsce, gdzie przynoszą napełnione puszki.
Wolontariusze zostali poinstruowani, że muszą działać w reżimie sanitarnym. W maseczkach, z płynem do dezynfekcji i możliwie najmniejszym kontakcie z ludźmi, którzy będą wrzucać pieniądze do puszek. Ustawiliśmy 14. stacjonarnych puszek. Jedna trafiła do Nowin Raciborskich, inne do sklepów i instytucji. Jak co roku Bank Spółdzielczy daje nam przeogromne wsparcie, gdyż jego pracownicy rozliczają kwestę. Tym razem to siedziba banku, a nie RCK został miejscem, do które wolontariusze znoszą puszki. Finałowa niedziela nie daje informacji o pełnej kwocie zbiórki, bo środki później jeszcze płyną, kończą się licytacje, robi się podsumowania i to liczenie kończy się nieco później.
Rozmawiał Mariusz Weidner