Samolot nad Wodzisławiem, czyli historia zapomnianej niemieckiej prowokacji w 1939
W ostatnim czasie interesowałem się osobą pilota Franciszka Surmy, który pochodził z Gołkowic na Ziemi Wodzisławskiej. Mało osób w Polsce wie, że Franciszek Surma, jako pierwszy polski pilot, doczekał się swojego pomnika w Wielkiej Brytanii. Zainteresowałem się bliżej tym tematem, nie zdając sobie sprawy, że wkrótce odkryję coś niesamowitego związanego z moim miastem – Wodzisławiem, a także z samym Franciszkiem Surmą – pisze Tomasz Muskus, członek Towarzystwa Miłośników Ziemi Wodzisławskiej.
Zbliżała się kolejna rocznica wybuchu II wojny światowej, więc jak zawsze oglądałem filmy związane z tą tematyką. W trakcie mojego ulubionego serialu „Wrzesień 1939” zwróciłem uwagę na wycinki z gazet z dnia 1 września dotyczące niemieckich prowokacji też przed wybuchem II wojny światowej. Szczególnie jeden nagłówek przyciągnął moją uwagę – „Samolot nad Wodzisławiem”. Artykuł pochodził z gazety „Dobry Wieczór Kurier Wieczorny” a w treści mogłem przeczytać: „W ubiegłą środę, w godzinach przedwieczornych nad Wodzisławiem ukazał się bombowiec niemiecki”.
Historia niemieckiej prowokacji
Skąd wziął się ten samolot? Jakie były jego zamiary? Wiemy, że polskie samoloty myśliwskie zmusiły go do ucieczki. Szukając wcześniej informacji o Franciszku Surmie doczytałem się, że tuż po wybuchu wojny przyleciał z kolegą nad swój rodzinny dom w Gołkowicach, by się pożegnać z bliskimi. Z początku wydawało mi się to niewiarygodne, aby pilot wojskowy mógł po prostu przylecieć i złożyć wizytę nad swoją miejscowością. Zacząłem to weryfikować, choć już wtedy wiedziałem, że latanie nad domem 1 września 1939 r. i robienie krzyża na niebie było mało prawdopodobne i wiązałoby się z konsekwencjami służbowymi.
Franciszek Surma był przydzielony do 121 Eskadry Myśliwskiej, która podlegała Armii Kraków. Latał wtedy na Samolocie PZL P.11. Dla pewności sprawdziłem jego loty bojowe w pierwszych dniach wojny. Kiedy jednak zobaczyłem wycinek z gazety z 1 września 1939 r. i skonsultowałem się w tej sprawie ze znajomymi historykami, byłem już bardzo pewny, że to Franciszek przeganiał razem ze swoim kolegą z sąsiedniej Moszczenicy – Ryszardem Koczorem niemieckiego Dorniera znad wodzisławskiego nieba 30 sierpnia 1939 r.
Zacząłem kontaktować się zarówno z Muzeum Lotnictwa w Krakowie, jak i z Instytutem Sikorskiego w Londynie. Zadanie to nie było łatwe, gdyż ze względu na panujące obostrzenia związane z Covidem występują problemy z komunikacją. Natrafiłem jednak na kolejną gazetę z 1 września 1939 r o nazwie „ABC Nowiny Codzienne”, a w niej artykuł pt. „ Prowokacje niemieckie nie ustają. Bombowiec niemiecki zmuszony do ucieczki”. Z obu artykułów dowiadujemy się, że w środę 30 sierpnia 1939 r. w godzinach popołudniowych nad wodzisławskim niebem ukazał się niemiecki bombowiec. Szybko zaalarmowano władze wojskowe, a do akcji wkroczyły polskie samoloty myśliwskie i zmusiły go do ucieczki. Samolotami tymi pilotowali dwaj miejscowi piloci. Po akcji nadlecieli nad swoje miejscowości Gołkowice i Moszczenicę i w ten symboliczny sposób pożegnali ziemię wodzisławską na zawsze.